Artykuły

Poeta nadaje

W słowie wprowadzającym do tego spektaklu Jerzy Koenig, żegnając z całą powagą zmarłego niedawno Mirona Białoszewskiego, jakby podyktował telewizyjnej publiczności aksjomat-przeświadczenie: był jednym z tych, o których mówić należy wielki. Odszedł spośród żywych - wszedł między klasyków? Owszem, i ten wymiar istotnej nobilitacji miała przyspieszona emisja widowiska Wojciecha Siemiona "Mironczarnia". Przygotowane z myślą o odbudowaniu zasobów Teatru TV, przewidziane do emisji jesienią, zostało ono wyposażone także we własny, integralnie należący do całości prolog-wprowadzenie. Siemion bowiem nie kreuje jakiejś fikcji, nie wciela się w postać poety, ale wnika w świat jego wyobraźni, oprowadza nas po tym świecie. Czyni to sugestywnie i zarazem z dystansem, udowadnia, że warto w ten świat wstąpić i jeśli nawet zdarzy się to komuś przypadkowo (a taki charakter ma w dużej mierze właśnie kontakt telewizyjny), to i tak okaże się, iż po drodze mu było. I okazało się; o tym jednak za chwilę.

Czy wobec tego, że Siemion właśnie swoje własne wprowadzenie do spektaklu, prawie lektorskie, prezentując książki Białoszewskiego, ujawniając stopień swojej zażyłości nie tylko z poezją, ale i z poetą, nie nastąpiło zdublowanie prologu? Czy wprowadzenie Koeniga nie miało w sobie czegoś z charakteru małodusznej asekuracji, jakiej zdaje się domagać kontakt awangardowego, elitarnego zatem poety z masową widownia telewizyjną? Nie więcej tego było niż rzeczywiście realizm wymaga. I bardzo pożyteczna była ta propedeutyka; punktowała, że poeta uchodzący za zjawisko jakby z marginesu, właśnie w obcowaniu tak zwielokrotnionym, jakie tworzy TV okazuje się ani szczególnie trudny, ani z marginesu, ani elitarny.

To się jak najbardziej widzowi należało i - przydało. A i wobec Białoszewskiego było spłaceniem powinności. Wobec teatru - wyczuciem jego wymagań. Pozorne zdublowanie prologów stworzyło bowiem dodatkową jakość. Zarówno dramaturgiczną, jak i - po ludzku już - dramatyczną. Koenig, promując w określonych okolicznościach widowisko, żegnał poetę: stąd czas przeszły w jego wprowadzeniu. Siemion, grając widowisko, wszedł w te sytuację z czasem teraźniejszym, mówił: Białoszewski jest taki a taki, Białoszewski uważa, wyraża, przekazuje...

Miron Białoszewski (1922 - 1983), zbliżony przecież do rocznika Kolumbów, dał się poznać publiczności czytającej z dość znacznym opóźnieniem, dopiero w drugiej połowie lat pięćdziesiątych. Pojawił się od razu jako skrystalizowana osobowość twórcza. Odkrycie przez Białoszewskiego urody niepowtarzalnej wartości rzeczy najpospolitszych było szokujące, oszałamiało. Nie chciał być jednak czarodziejem, magiem codzienności, skupiającym się w końcu na wartościach estetycznych; odkrywcą wyłącznie swoistej egzotyki ("Szare eminencje zachwytu" to tytuł ważnego cyklu w jego pierwszym tomie "Obroty rzeczy"). Brzydkie miało pozostać brzydkim, byle jakie byle jakim. Kto się spodziewał po Białoszewskim "pozłotki", ten musiał się rozczarować.

Wojciech Siemion przeprowadził nas przez całą twórczość Białoszewskiego, włączając do niej nawet wypowiedzi poety z wywiadów. Zgodnie z wyrażonym kiedyś przez Białoszewskiego przekonaniem: "Sztuka jest wszystkożerna". Znalazło się więc miejsce dla klasycznych już wierszy z pierwszego tomu: "Stara pieśń na Binnarową" i "Karuzela z madonnami". Ale nie te wątki twórczości Białoszewskiego zostały wyeksponowane. I słusznie. Są najłatwiej komunikatywne, stosunkowo spopularyzowane. Siemion uważnie wsłuchał się w to, co Białoszewski nadawał z samego środka naszej rozmamłanej współczesności cywilizacyjnej (zapiski tomów: "Donosy rzeczywistości" i "Szumy, zlepy, ciągi". Miniatury ze słynnego cyklu "Teatr osobny" to z kolei coś w rodzaju teatru w teatrze. W mistrzowski sposób ujawnił Siemion tak ważne w twórczości Białoszewskiego poczucie humoru. I wtedy, gdy utwór jest zbudowany wprost na nim (cykl "Kabaret Kici Koci"), jak i wówczas, gdy humor stanowi ukrytą oś utworu. Białoszewskiemu nigdy nie brakowało komentatorów. O jego twórczości bardzo wcześnie zaczęto pisać polonistyczne doktoraty. Istnieje prawie kompletny wykład filozofii języka Białoszewskiego. Trzeba dodać, że Wojciech Siemion w znakomity sposób wpisał się w szeregi interpretatorów tej poezji, konkurując z nimi nawet jako wykładowca. Zamiast długich wywodów - kilkoma gestami, kilkoma słowami, odwołując się do zdjęcia poety na obwolucie jednej z książek, w sposób niezwykle przystępny wyłożył całą zawartość, zademonstrował cały urok trudnego (uczenie mówiąc: lingwistycznego) wiersza "Kwadrat mowy o sobie". Już w interpretacji tytułu widowiska dodał Siemion coś, co tylko od niego pochodzi, jako pomysł interpretacyjny, natomiast mocno siedzi w klimacie poezji Białoszewskiego i klimat ten pozwala nam zrozumieć; otóż skojarzył słowo "Mironczarnia" nie tylko zgodnie z sugestią najprostszą, wyłożoną zresztą przez samego poetę, z męczarnią, ale również z ukrytym tutaj czarem. Spektakl, wydobywając bogactwo myślowe tej przypowieści egzystencjalnej, jaką jest twórczość Mirona Białoszewskiego, ukazuje i to - czar trwa, ogarnia, wciąga.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji