Artykuły

Co i jak warto pamiętać

- Miałem benefis w radio, w "trójce", Bronek Maj to prowadził i taką ładną anegdotę opowiadał: profesor polonistyki przypomina sobie z trudem "Stuhr, Stuhr, był taki student w latach siedemdziesiątych, nawet niezły student, pilny, dyplom odebrał i słuch po nim zaginął" opowiada JERZY STUHR Marii Malatyńskiej.

Zaczyna Pan świętowanie jubileuszu, czyli 40 lat na scenie. Jednym słowem jest Pan zwrócony w przeszłość. Czy nie szkoda tego, co przemija teraz, tuż obok?

- Trudno powiedzieć. Miałem rzeczywiście benefis w radio, w "trójce", Bronek Maj to prowadził i taką ładną anegdotę opowiadał, którą sprytnie dostosował do mnie. Mówił, że dotarł do starego profesora z polonistyki, który przypominał sobie z trudem: "Stuhr, Stuhr, był taki student w latach siedemdziesiątych, nawet niezły student, pilny, dyplom odebrał i słuch po nim zaginął."

Przy różnych okazjach się takie paradoksy powtarza, a anegdota działa zawsze bezbłędnie. Było przyjemnie, przyszedł Andrzej Wajda, Felek Falk, Julek Machulski, Kasia Figura, Olo Łukaszewicz, przyjechał Grzesiek Turnau, śpiewał Andrzej Sikorowski. Tak się rozochocili, że chociaż rzecz miała trwać godzinę, to trwała godzinę czterdzieści. Wiadomości musieli przesunąć, zmienić porządek radiowy! W Sali Agnieszki Osieckiej w "trójce" to się odbywało. Ci wszyscy goście to była dla mnie niespodzianka. Andrzej Wajda bardzo ładnie mówił o moich rolach teatralnych. Podziwiałem jego pamięć: zacytował dialog między Stawroginem a Wierchowieńskim, a ja tego ogóle nie pamiętałem. To jest ten moment, gdy Wierchowieński mówi: podzielimy kraj na piątki, każda jedna będzie szpiegować drugą. A Stawrogin na to: dam panu lepszą radę. W każdej piątce, niech czwórka zabije piątego, ta krew złączy ich na całe życie.

I Andrzej to zacytował, a ja dopiero szukałem w pamięci. Takie to są losy pamięci. Do dziś np. pamiętam, jak bardzo mnie zawsze zadziwiał Jurek Trela. Potrafił w garderobie mówić cytatami ze swoich ról sprzed 30 lat. A ja tego nie potrafię.

Pomyślałem nawet, że może ja w ogóle nie jestem uczuciowo przywiązany do moich ról? No, może trochę do tych, które pochodzą z niektórych moich filmów. Wiem, że zawsze najszybciej "wyczyszczam się" z ról komediowych, bo gdybym to wszystko pamiętał, to pewnie nie mógłbym dalej grać! Nie mam np. nic wspólnego z "Seksmisją". No to trudno, ale ja z Maksiem już bardzo dawno nie mam nic wspólnego. Wyczyszczam się z ról automatycznie.

Ta, która najbardziej zapadła mi w sercu, to chyba z filmu "Tydzień z życia mężczyzny", bo to była moja bardzo bolesna rola. Taka... wyciągnięta z wnętrza. Pana Sawickiego też dobrze pamiętam, i to głównie ze względu na jego charakter i moje całkowite utożsamienie się z nim. I właściwie niewiele więcej mi zostało z tych moich filmowych postaci.

Co więc robić z przeszłością? Pogodnie ją przyjmować. Czytam teraz codziennie w drugim programie powieść Kisielewskiego "Widziane z góry". To taka opowieść "z kluczem", wiwisekcja różnych partyjnych "sumień". Wczoraj czytałem o Rakowskim. Oczywiście wszystko ukryte, ale do rozpoznania. Przeszłość jest teraz zresztą wszędzie. Nawet Krysia Janda, też chce mi zrobić jubileusz w okolicach premiery tego Czechowa, którego próbujemy w jej teatrze. A tak się składa, że gramy akurat w dzień moich urodzin. Więc, kto wie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji