Artykuły

To nie czasy na małżeństwo

Uwaga! Musical o małżeństwie - o "I do! I do!" w reż. Karoliny Szymczyk-Majchrzak w Teatrze Rampa w Warszawie pisze Agnieszka Serlikowska z Nowej Siły Krytycznej.

Zielone łóżko, czerwony wieszak, dwie kolorowe walizki - to właściwie cała scenografia spektaklu. Na scenę powoli wchodzi młoda para - Anna i Michał. Półtoragodzinny musical będzie przeglądem pięćdziesięciu lat ich wspólnego życia rozpoczętego słowami "I do! I do!".

Właściwie wszystko w spektaklu jest poprawne. Aktorzy tworzą sympatyczne, wiarygodne postacie. Muzyka jest melodyjna, zgrabnie zaśpiewana. Teksty wpadają w ucho, choć nie grzeszą głębią. Scena jest dobrze zagospodarowana, scenografia minimalistyczna, ale przykuwająca uwagę. A jednak oglądając spektakl miałam wrażenie, jakbym patrzyła na muzealną ekspozycję, nudny instruktażowy film z przystosowania do życia w rodzinie, opowiadający o tym, jak wygląda małżeństwo. Akcja toczy się według schematu następujących po sobie etapów - szczęścia, namiętności, drobnych zgrzytów, dużej kłótni, groźby rozpadu i znów namiętności. Wszystko zakończone idyllicznym obrazkiem dwojga zakochanych staruszków z walizkami, zwalniającymi miejsce w mieszkaniu dla nowej młodej pary.

Trudno zrozumieć decyzję Teatru Rampa o wystawieniu "I do! I do!". Prawdopodobnie dwuosobowy musical ze scenografią składającą się praktycznie wyłącznie z małżeńskiego łoża jest spektaklem tanim. Być może widzów miał przyciągnąć Broadwayowski rodowód spektaklu lub też zbieżność nazwisk autora tekstów piosenek - Toma Jonesa z popowym piosenkarzem. Jednak kameralne przedstawienie stworzone na początku drugiej połowy XX wieku, którego akcja toczy się w latach 1895-1945, bardzo straciło na aktualności. Już w 1988 roku po polskiej prapremierze w Teatrze Współczesnym w Warszawie Tomasz Wolańczyk zwracał uwagę, że obserwacje obyczajowe poczynione w musicalu, nieco zwietrzały. W 2011 roku, wśród narastającej liczby singli i rozwodników, obserwacje te są po prostu staroświeckie. Dzieci mieszające z rodzicami aż do własnego ślubu, podział na męża intelektualistę i żonę gospodynię domową, syn trzymający w szufladzie tran w butelce po alkoholu, artystyczna bohema pisarska - jakoś nie umiem się z tym w jakikolwiek sposób identyfikować.

Spektakl starają się ratować aktorzy. Agnieszka Fajlhauer jako Anna oraz Wojciech Wysocki jako Michał dobrze brzmią w duetach łącząc delikatny, ale jednocześnie pełen charakteru głos żony z niskim, lekko chropowatym wokalem męża. Piosenki są jednak mało przebojowe i nie przekonują sentymentalnymi, ckliwymi tekstami w stylu "I małżeństwo dobra to rzecz, choć nie najważniejsza. To dla dwojga serc dwa razy tak". Przebłyski komediowego potencjału mają dwa solowe wykonania - brawurowy występ zdradzonej Ani oraz wyznania Michała wydającego córkę za mąż, a także scena kłótni o wiersze młodego poety, w której pojawia się komizm słowny. Jednak to zdecydowanie za mało na komedię obyczajową.

Na ulotkach i plakatach promujących najnowszą produkcję Teatru Rampa pod tytułem "I do! I do!" pojawia się dopisek "musical o małżeństwie". Najwyraźniej wielu młodych ludzi potraktowało te trzy słowa jak ostrzeżenie "Uwaga! Musical o małżeństwie", gdyż wśród widowni spektaklu próżno było szukać uczniów i studentów. Podprogowy komunikat okazał się słuszny. Publiczność złożona z osób w wieku średnim i starszym wydawała się szczerze rozbawiona musicalem. Ja, urodzona w roku polskiej prapremiery, żałowałam, że nie posłuchałam tego ostrzeżenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji