Artykuły

Gdańsk. "Salome" w Operze Bałtyckiej

Na deskach Opery Bałtyckiej w piątek, 15 kwietnia, premiera "Salome" Richarda Straussa - opera zanurzona we krwi, perwersji i obłędnym seksualizmie.

"Salome" to jedno z najważniejszych dzieł teatru muzycznego XX w. Tworząc tę operę (prapremiera odbyła się w Dreźnie w 1905 r.), Strauss miał już na koncie doświadczenia kompozytorskie wynikające z napisania poematów symfonicznych i pierwszych oper. Libretto tej jednoaktowej opery oparte jest na tragedii Oskara Wilde'a. Mówi o zgubnych namiętnościach, które prowadzą do zbrodni. Rzecz dotyczy również rodziny (nieistotne, że królewskiej), po części także wiary i moralności, bo w centrum akcji znajduje się człowiek głoszący prawdy Chrystusa. Owo dekadenckie dzieło wzbudzało kontrowersje w Europie. W Anglii natomiast całkowicie zakazano prezentowania na scenie utworów wykorzystujących tematy biblijne. Utwór okazał się jednak znakomitym materiałem na libretto. Powstała opera zanurzona we krwi, perwersji i obłędnym seksualizmie. W "Salome" twórca wyszedł poza dziedzictwo Wagnera i wypracował własny język. Powstał realistyczny dramat, z wyraziście zarysowanymi postaciami i pełną napięć muzyką o nasyconej kolorystyce. Brzmieniowo dzieło przynależy do ekspresjonizmu

- Jest w dużej mierze przeistoczoną w muzykę histerią - pisał biograf kompozytora Ernst Krause.

W przedstawieniu Marka Weissa rola "Salome" podzielona jest pomiędzy śpiewaczkę (głos) i tancerkę (ciało). Podobnie jest z partią Jochanaana. Realizować ją będzie śpiewak (głos) i tancerz (ciało). Skąd taka interpretacja?

- W operze tej spotykają się dwa różne światy - mówi Marek Weiss, reżyser "Salome". - Z jednej strony mamy libretto Wilde'a, które jest ironiczne, modernistyczne, złośliwe, jest wytworem jego pokręconej duszy, marzeń i obsesji. A z drugiej strony mamy patetycznego, poważnego, napompowanego Straussa, z głęboko ukrytym poczuciem humoru i kompleksami. Dzieło jest sprzeczne wewnętrznie. Salome ma teatralne zadanie nie do zrealizowania - np. monolog z odciętą głową Jochanaana, który puentuje całą opowieść. Najpiękniejsze chwile muzyki, jakie można przeżyć, stuprocentowe prucie emocjonalne, patos, tragedia - spotykają się na scenie z plastikową głową spreparowaną przez teatralnych fachowców i nagle robi się z tego komedia. Po drugie nie ma szansy, żeby jakakolwiek śpiewaczka zatańczyła 10 minut na scenie bez efektu komizmu. Stąd właśnie rozdzieliliśmy partię Salome i Jochanaana na głos i ciało. Warto, żeby widz, który chciałby zrozumieć w pełni, o co nam chodzi, zapoznał się z programem, który przygotowaliśmy na potrzeby tej inscenizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji