Artykuły

Dzielny Englert - Weiss o dylematach dyrektora

Chwała dyrektorowi Englertowi, że bez wahania zwolnił dyscyplinarnie artystkę, która zawiodła. Podobno chce ona podać dyrektora do sądu. Niniejszym zgłaszam się na ochotnika jako świadek i ekspert w tej sprawie - pisze w swoim blogu Marek Weiss, dyrektor Opery Bałtyckiej w Gdańsku.

Zawsze szanowałem Jana Englerta, ale od wczoraj mój szacunek uzupełniam podziwem i wdzięcznością. Przeciął węzeł gordyjski jak legendarny Macedończyk. Wyobrażam sobie, jaki musiał być wściekły. Przeżył jedną z najgorszych przygód, jakie grożą w zawodzie dyrektora teatru. Dla nas, dyrektorów godzina rozpoczęcia spektaklu jest kulminacją wielu wysiłków sumujących się w tej magicznej chwili i napinających nerwy do bólu. Tam już widownia jest zapełniona ludźmi, którzy kupili bilety, wyrzekli się rozkoszy wieczoru domowego, zafundowali sobie taksówki, wystroili się i oczekują święta. Tu, po naszej stronie ekipa teatru - spięci artyści, skupieni technicy, skomplikowana maszyneria, poniesione koszty i dyrektor odpowiedzialny za to wszystko. Za chwilę te dwa światy spotkają się ze sobą w nadziei, że to oczyści pewną ilość zaśmieconych dusz, a pozostałym sprawi radość niecodziennym pięknem. Przygotowujemy się do tego spotkania długo i starannie. Setki decyzji, liczne próby, ćwiczenia, praca fizyczna i duchowa, solidarność zespołowa, wyrzeczenia związane z napierającym ze wszystkich stron światem ordynarnej komercji i pokus bycia sławnym i kochanym. Odmowa podlizywania się masowemu odbiorcy rozrywki i szmiry. I nagle ktoś zawodzi. Najczęściej zdarza się to z powodów zdrowotnych. Dostajemy wiadomość, że ktoś jest poważnie chory i nie przyjdzie na spektakl. Zdarza się też, że przychodzi najgorsza wiadomość o czyjejś śmierci. Dyrektor pojawia się wtedy przed kurtyną i odwołuje święto.

Niewiele przykrości da się porównać z tym zadaniem. Jeśli powód odwołania jest oczywisty, widownia na ogół przyjmuje to ze zrozumieniem, Jeśli jednak tej oczywistości zabraknie, nasza kochana publiczność potrafi być bardzo nieprzyjemna. Przeżyłem kilka razy różne wersje tego zdarzenia. Ostatnio coraz częściej zaskakuje nas informacja, że jakiś wybitny artysta nie zdążył na samolot, lub zdążył niepotrzebnie, bo samolot nie odleciał. Wielcy artyści są bardzo zajęci. Trzeba z nimi żmudnie negocjować terminy i na różne sposoby zabezpieczać się, żeby tych terminów dotrzymywali. Wybitni śpiewacy na ogół nie próżnują i pracują w wielu oddalonych od siebie miastach. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni i popieramy to. Kiedy jednak ktoś sprawi nam zawód i nie dotrzyma umowy zawalając spektakl, jesteśmy w Operze Bałtyckiej bezwzględni. Zerwanie współpracy z kimś na kim nie można polegać jest odruchem z którym nie wolno się wahać. Podziwiam kolegów dyrektorów z teatrów, w których istnieją zespoły etatowe. Jak godzą się na nieustające opuszczanie prób ze względu na zajęcia w filmach, reklamach i dobrze płatnych chałturach, bez których dobry aktor nie wyżyje na mizernym etacie? Kiedyś mój wspaniały profesor Bardini mówił, że wycofał się z zawodu reżysera, bo do jego uprawiania niezbędne jest, by jacyś aktorzy stawili się jednak na próby. Dzisiaj sytuacja jest jeszcze gorsza. Sam przeżyłem próbę "Don Giovanniego" w Operze Narodowej, na która przyszła cała ekipa realizatorów i ich pomocników w liczbie ośmiu osób, ale musieliśmy się rozejść, bo z solistów nie przyszedł tego dnia ani jeden. Nie może tak być. Muszą powstać mechanizmy prawne i rygory, żeby teatr dalej mógł być teatrem. Jest nadzieja, że to wkrótce nastąpi. Tymczasem chwała dyrektorowi Englertowi, że bez wahania zwolnił dyscyplinarnie artystkę, która zawiodła. Podobno chce ona podać dyrektora do sądu. Niniejszym zgłaszam się na ochotnika jako świadek i ekspert w tej sprawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji