Lustro
"Alicja po drugiej stronie lustra" Teatru Maska z Rzeszowa na małych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Sylwia Chutnik w swoim blogu na stronie małych WST.
Teatr Maska z Rzeszowa wyprawił się z nami na drugą stronę lustra, aby spotkać Alicję. Był kot, były królowe i pionki. Była niekończąca się niespodzianka - kto następny wyłoni się zza dekoracji - przegięty kwiatuszek, rycerz krzyczący "ahoj", czy może pionek do gry w fikuśnej czapie. A dekoracje zacne, przekrzywione, nie wiem tylko, czy po ekranizacji "Alicji" z Johnnym Deppem każda realizacja nie będzie przypominać tej filmowej. Zresztą, może to i lepiej.
W sferze fabuły - kto nie czytał, ten nie będzie wiedział, o co chodzi. Na szczęście większość czytała, a jak nie, to będzie podziwiała sobie różne sceny.
Reżyser Jacek Malinowski skupił się na dążeniu Alicji do bycia królową. I właściwie po jakimś czasie przestajemy zastanawiać się, czemu tak fajnie jest nosić niewygodną koronę, ponieważ dziewczynka musi stawać to coraz większej ilości zawodów i robić wszystko na opak i wbrew i sama już nie wie, dlaczego.
Dla mnie największym plusem przedstawienia była scenografia i rekwizyty. I stroje. Cała wizualna otoczka wprawiała mnie w przyjemny stan ekscytacji, kiedy zastanawiałam się, co jeszcze wyskoczy za chwilę na scenę i który wątek książki będzie wyglądał najlepiej. Bo sama opowieść nieco się rwała, nieco była snem jakimś, czy złudzeniem onirycznym.
Brakowało odniesienia do najbardziej znanego wiersza pochodzącego z drugiej części przygód Alicji, którym Carroll zasłynął jako mistrz absurdu. Chodzi o "Jabberwocky". Barańczak tłumaczy go tak:
Dziaberliada
Brzdęśniało już; ślimonne prztowie
Wyrło i warło się w gulbieży;
Zmimszałe ćwiły borogowie
I rcie grdypały z mrzerzy.
Ha, I teraz dajcie aktorowi do deklamowania taki oto fragment. Jaka to satysfakcja dla widza!
"Alicja po drugiej stronie lustra" wystawiana była na tej samej scenie Teatru Na Woli, co "Na Arce o ósmej". I, niestety, przypominała mi się cały czas grupka pingwinów albo żarty słowne.
Poprzeczka była wysoka, ale teatr to nie sport, tak sądzę. I dlatego dałabym się skusić na przejście na drugą stronę lustra z rzeszowskim zespołem.