Artykuły

Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej Kmicic

Jan Klata demitologizuje sarmatyzm i Polskę. Jednak jego głos nie jest na tyle silny, aby na scenie rozbić mity w drobny mak. Natomiast Paweł Demirski bez ogródek wymierza ostrze krytyki w całe mistrzowskie pokolenie, które po 1989 stwierdziło, całkowicie niesłusznie, "mission complete" - o "Trylogii" w reż. Jana Klaty i "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej" w reż. Moniki Strzępki prezentowanych na XXX/XXXI Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Joanna Witkowska z Nowej Siły Krytycznej.

Spektakle prezentowane podczas [30.]/31. Warszawskich Spotkań Teatralnych są różnorodne w treści i w formie. Nie sposób jednak odmówić wyborom Macieja Nowaka konsekwencji, a spektaklom - wzajemnych korelacji. "Trylogia" Jana Klaty przedziwnie łączy się z "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej" duetu Strzępka-Demirski. Pierwszy z nich to próba przeniesienia sienkiewiczowskiej kolubryny literackiej na deski teatru. Drugi natomiast to spektakl oparty na tekście Pawła Demirskiego, autora wydanych ostatnio "Parafraz", który, notabene, tym razem parafrazą nie jest. Jest za to odpowiedzią na ostentacyjne wyjście znanego reżysera filmowego przed oklaskami spektaklu"Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł", prezentowanego podczas 28. WST. Architekt polskiej wyobraźni, jak został nazwany ów reżyser przez prof. Janusza Tazbira podczas laudacji z okazji przyznania mu nagrody Gazety Wyborczej, został porównany przez niego do Sienkiewicza, który niegdyś budował naszą wyobraźnię piórem, tak jak teraz on czyni to obrazem filmowym.

Tymczasem architektem wyobraźni został Jan Klata.

Czterogodzinne przedstawienie to gratka dla entuzjastów literatury ku pokrzepieniu serc. Klata umieszcza akcję w lazarecie (domu dla obłąkanych?), znajdującym się w sanktuarium na Jasnej Górze. Bohaterzy to kombatanci odgrywający ulubione scenki z lektury lub - jak może by woleli - ze swojego życia. Postaci na początku przybierają imiona ("jam jest Kmicic! jam jest Baśka! jam jest Zagłoba!") i do końca wiernie odtwarzają ich losy i angażują się w grę. Klata wraz z Sebastianem Majewskim zmontowali tekst z najważniejszych wydarzeń "Trylogii" i poszczególne części oddzielili antraktami. Jeśli spodziewamy się zmasakrowania klasyki, (co jest uprawnione, bo Klata nie ukrywał, że po lekturę sięgnął dopiero w trakcie przygotowań do realizacji) lub wyciągnięcia nieobecnych dotąd wątków i zestawienia ich z innymi tekstami, możemy się rozczarować. To najbardziej klasyczne przedstawienie Klaty. Oczywiście rozpoznajemy w nim cechy charakterystycznego stylu tego twórcy, nie brak teledyskowego montażu, slapstickowych gagów i innych tego typu zabiegów, ale "Trylogia" to sztuka na ogół miła i przyjemna. Co prawda pod koniec spektaklu znajduje się wcale nieśmieszny opis wbijania Azji na pal, czytany w całkowitej ciemności, ale po tylu godzinach oglądania przygód bohaterów Sienkiewicza, można po prostu przysnąć i epizod przegapić. Jaki właściwie był powód wystawiania "Trylogii" w roku 2009? Chyba nie ku pokrzepieniu serc rodaków?! Klata zapowiadał rozliczenie się z mitem polskiego bohatera i wszechobecnej martyrologii. Niestety mało jest momentów, w których naprawdę spełnia swą obietnicę. Najmocniej oddziałuje jedna z końcowych scen, gdy bohaterowie po kolei, z uśmiechem na ustach oddają się w ręce Azji, by paść od strzału w tył głowy i... powstać i powtórnie stać się kamieniem na szaniec i bohatersko stracić życie. Być może w czasie, gdy wszystko jest parafrazowane, rozbierane na części pierwsze i mieszane z czym się da, oczekiwałam lepszego rozliczenia z mitem Sarmaty. Ale moje oczekiwania okazały się widocznie zbyt wysokie.

***

Spektakl wałbrzyskiego Teatru Dramatycznego "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej" trwa niewiele krócej od "Trylogii". Dla jednych siedzenie będzie bardziej wartościowe niż "przygodówka" Sienkiewicza/Klaty, u drugich natomiast wywoła niestrawność niczym zepsuty pasztet. Na scenie znajdują się rzędy kinowych foteli skierowanych w stronę widowni, przywołujące kadr z filmu "Solidarność, Solidarność". Na nich wówczas siedzieli Wajda, Radziwiłłowicz, Wałęsa oraz Janda, dyskutując, dlaczego nie powstała trzecia część "Człowieka...". Teraz ich miejsce zajął miś pieszczoch - człowiek z pluszowej rewolucji.

Młoda aktorka prowadzi monolog na temat przywdziewania króliczych uszu, których tak naprawdę nikt nie chce, ale ostatecznie włożyć musi. To już nie tylko gombrowiczowska gęba, to zgoda na klepanie po tyłku przez naszego osobistego Hugh Hefnera. Chcemy osiągnąć to magiczne "coś", chcemy być właśnie tym "kimś" - założenie królikarni będzie nieuniknione. Co jakiś czas monolog przerywany jest okrzykiem "Pani Bausch nie jest pani warta ani jednej marki, którą na panią wydajemy!", co jest przytoczeniem autentycznej reakcji widza Tanztheater Wuppertal na balet Piny Bausch w latach '70. Czterdzieści lat później ze spektaklu Strzępki i Demirskiego wychodzą inni ludzie, którzy woleliby spędzić wieczór na jakiejś miłej i przyjemnej sztuce. Ta taką nie jest.

Na scenie pojawia się reżyser, który czterdzieści lat wcześniej też wypowiadał się równie zaciekle na tematy społeczno-polityczne. "Te dwadzieścia lat, które mistrzowie naszego pokolenia zgubili gdzieś w niezauważeniu co się dzieje dookoła" - aktorka nadal monologuje. To co się zdarzyło przez '89 to jest prawdziwa Historia, może my po prostu nie mamy swojej historii i dlatego nie warto o niej opowiadać? Ale dlaczego mają powstawać tylko "tak wspaniale nieważne i tak cudownie nieinteresujące filmy o zbójcach i szlachcicach" lub fantastycznie nierealne komedie romantyczne, które nie są ani komediowe, ani romantyczne? Strzępka i Demirski nie liżą butów ministrowi finansów, jak pewien reżyser w ich spektaklu. Nie robią też romantycznej komedii o zbójcach i szlachcicach. Rozliczają się za to z każdym, kto obiecywał, że króliczych uszu nie założy, a zrobił to i teraz udaje, że nic się nie stało. Wszyscy bohaterowie spotykają się na pogrzebie architekta polskiej wyobraźni. Jest wśród nich aktorka, która chce grać tylko w filmach, które są już nakręcone, bo wie, że są dobre, minister, który cieszy się, że polskie filmy są złe, bo nikt nie chce ich już oglądać i nie trzeba tym samym wydawać na nie pieniędzy, a także statystyczny widz, zwany przez nich znamiennie "debilem". Elity ucztują na stypie, zatruwając się pasztetem z gęsich wątróbek i wbrew własnym oczekiwaniom trafiają wraz z Martwym Reżyserem do piekła. Tam ma powstać Trzecia Część Filmu, Który Nie Powstał, ale ostatecznie i tak nie powstanie, bo nadal nie o wszystkim można robić filmy. Film o kubańskim opozycjoniście, który umarł śmiercią głodową, zastąpi film o ludziach z pluszowej rewolucji. Cudownie nierzeczywisty obraz o zwykłym-pięknym-życiu-zwykłych-bogatych-ludzi w pluszowych strojach zostanie zagrany kilka razy, aż do znudzenia. Przecież gdyby nam się nie podobało to byśmy już wcześniej wyszli!

Strzępka i Demirski to wandale zbiorowej wyobraźni. Demirski celnie i bez ogródek rozlicza się z elitami naszego kraju za to, co zrobili z naszym krajem, kulturą i zbiorową wyobraźnią. A Strzępka sprawnie dyryguje aktorami, którzy mają czas na próby, bo nie muszą biec na plan jednego z wielu wspaniałych seriali, w których czekają na nich gotowe do przywdziania, pluszowe stroje i królicze uszy.

Oba spektakle mają w założeniu rewizję polskości. Sienkiewicz pisał "Trylogię" ku pokrzepieniu serc rodaków i z tego powodu pozwalał sobie na koloryzowanie faktów historycznych. Andrzej Wajda nie nakręcił trzeciej części "Człowieka...", bo wtedy Solidarność musiałby pokazać jako podzieloną i skłóconą, a tym zrobiłby przykrość kolegom z opozycji. Sto dwadzieścia lat po wydaniu "Trylogii" i dwadzieścia lat po nie nakręceniu trzeciej części filmu twórcy teatralni wzięli je na warsztat. Jan Klata demitologizuje sarmatyzm i Polskę jako cierpiętniczy kraj. Jednak jego głos nie jest na tyle silny, aby na scenie rozbić mity w drobny mak. Natomiast Paweł Demirski bez ogródek wymierza ostrze krytyki w całe mistrzowskie pokolenie, które po 1989 stwierdziło, całkowicie niesłusznie, "missioncomplete". Tym razem Strzępka i Demirski okazali się lepszymi rewizorami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji