Artykuły

Powrót rycerzy

Rozumiem Henryka Tomaszewskiego, że uległ mitom i romansom z krwi tematycznego dworu króla Artura, rycerzy Okrągłego Stołu i poszukiwań Świętego Graala. Nie pierwszym jest i nie ostatnim, którego oczarowały te fascynujące motywy z pogranicza mitologii celtyckiej, literatury średniowiecznej i chrześcijańskiej moralistyki. Niedaleko szukając, równo sto lat temu sięgnął do tej tematyki Richard Wagner, aby stworzyć jedno z najdoskonalszych dzieł teatru muzycznego - "Parsifala".

Tomaszewski miał mniej szczęścia choć bez wątpienia jego "Rycerze króla Artura" zasługują na uwagę.

Maestria choreograficzna wrocławskiego twórcy nie ulega najmniejszej wątpliwości. Zaryzykowałbym twierdzenie, że w jego rękach każda nowa lektura, każdy temat jest w stanie i nabrać kształtów pantomimicznego widowiska i przykuwać później uwagę widzów, ba - nawet fascynować. W przypadku tego przedstawienia zawiódł jednak - jak mi się wydaje - zmysł dramaturgiczny twórcy "Rycerzy króla Artura", zabrakło selekcji czerpanych z tradycji literackiej motywów. Krótko mówiąc, Tomaszewski postanowił nam wyłożyć na scenie cały wielowątkowy epos co byłoby chyba nie do zrealizowania nawet w teatrze posługującym się słowem, a cóż dopiero w teatrze ruchu. Nie potrafił, wzorem Wagnera, ograniczyć się do jednego wątku na korzyść czytelności akcji i zwartości dramaturgicznej przedstawienia. Dramaturgowi zabrakło dyscypliny, przez co postawił przed choreografem zadanie nie do zrealizowania.

W przedstawieniu śledzimy więc zbyt wiele wątków i postaci, ledwie zasygnalizowanych i naszkicowanych tylko nie pogłębionych i słabo zindywidualizowanych. Obok scenek urzekających wyrazem plastycznym i doborem środków ruchowych, sporo pojawia się tu obrazków i ujęć choreograficznych banalnych, a nawet trywialnych. Narracja rwie się nieustannie, by doprowadzić w pierwszej części widowiska do jednej tylko udanej (ale za to wspaniałej) sceny, jaka jest od strony inscenizacyjnej spójna pod względem treści, formy i oprawy muzycznej scena powstania Okrągłego Stołu.

Więcej satysfakcji dostarcza widzowi część druga, ale dopiero od momentu, kiedy syn króla Artura z nieprawego łoża - Mordred (znakomity Marek Oleksy) zaczyna kompletować swoją okrutna bandę. Dopiero tutaj przypomina się nam Henryk Tomaszewskie jako mistrz mimicznej i ruchowej charakterystyki postaci. Tu również wkomponowana została, arcypiękna poetycka sekwencja Galahada odnajdującego Świętego Graala. Ze szczególnym uznaniem odnotować należy kreacje Leszka Rosołka, warszawskiego mima rodem z Pantomimy "Stodoły", który od niedawna jest jednym z filarów wrocławskiego zespołu.

I wreszcie, na koniec, piękna scena finałowa: "Powrót rycerzy na zamek - najlepsza, najgłębsza, najbardziej dramatyczna i treściwa z całego przedstawienia (wyjąwszy z niej tylko absurdalny, fałszywie brzmiący pomysł wprowadzenia zupełnie współczesnej torby na zakupy, w jaką wyposażył inscenizator - dla zwykłej hecy - jedną z pojawiających się tu bohaterek). Król Artur oczekujący powrotu przy Okrągłym Stole, powrót każdego rycerza z osobna, dramatyczne spotkanie oszalałego Lancelota z królową Ginewrą, pojawienie się Galahada z Graalem, nadejście Mordreda i jego bandy, wypędzenie Artura i podstępne zajęcie jego miejsca przez półgłówka Percewala, zniszczenie Okrągłego Stołu i tragiczna na tym tle niemoc nieskalanego posiadacza Świętego Graala - to ciąg zdarzeń, scen i kreacji aktorskich, układających się w niezapomniany obraz sceniczny.

Ten "Powrót rycerzy" zapisze się z pewnością jako jedno z arcydzieł inscenizacyjnych i choreograficznych Henryka Tomaszewskiego. Tak też przyjmowała te ostatnią sekwencje przedstawienia warszawska publiczność, owacyjnie żegnając Wrocławską Pantomimą po każdym jej wieczorze na scenie Teatru Dramatycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji