Artykuły

Jak być śmiesznym? Pytajcie polskiego Fernandela

JAN KOBUSZEWSKI skończył 77 lat. To jeden z najcudowniejszych aktorów, jakich dane mi było oglądać. Cudowny w swojej tyczkowatości, ze swą podłużną twarzą, dla której nazywano go polskim Fernandelem. Z minami i szelmowskim uśmieszkiem. Czasem z diabelskimi wąsikami. Te miny, wąsiki, długie nogi to legenda polskiej telewizji.

Gdyby ktoś spytał, co to jest vis comica, odpowiedziałbym: słowami się nie da. I pokazałbym skecz Kobuszewskiego - majstra z kabaretu Dudek ("Jasiu, jako uczeń uczysz się u mnie na nauce"), Pana Janeczka z kabarecików Olgi Lipińskiej ("Dzięcioła dzisiaj mamy, mamy dzisiaj dzięcioła") czy choćby prezentera z "Dobranocek dla dorosłych", ozdoby gierkowskiej telewizji. A równocześnie cały czas mam wrażenie, że coś go ominęło. Co?

Pamiętam, jak jako licealista jeszcze gnałem do domu na Teatr Telewizji, bo wiedziałem, że wystąpi Kobuszewski. To był "Las" Aleksandra Ostrowskiego, rosyjskiego komediopisarza, który uczynił bohaterami dwóch obieżyświatów: Sczastliwcewa i Niesczastliwcewa. Sczastliwcewem był Kobuszewski, Niesczastliwcewem - Janusz Gajos. To nie były tylko role komiczne, już raczej podszyte zostały melancholią. Nie jest tak, że Kobuszewski nigdy nie grał ról poważnych - w słynnych Dejmkowskich "Dziadach" z 1968 r. występował jako obrzydliwy Pelikan, zausznik Senatora. Ale rzadko dostawał w takich przypadkach role główne, był raczej malowniczym dodatkiem.

W zbyt małym stopniu wykorzystano jego umiejętność wzruszania, wpędzania widzów w zadumę. W roku 1978 w "Lesie" był tego chyba najbliższy. Przeważnie jedynie dawał sygnały, często po-

przez postaci komiczne, czasem w tekście jednowymiarowe. Błysk w oku, łut fantazji, szczypta ciepełka. Buduje postać jednym gestem, tikiem, a my czujemy, że mógłby powiedzieć więcej.

Taki był też los innych aktorów z vis comica: Wojciecha Pokory, Wiesława Michnikowskiego, Mieczysława Czechowicza, Wiesława Gołasa, Ireny Kwiatkowskiej. Co do Kobuszewskiego, wydaje się on być człowiekiem nieśmiałym i subtelnym. Choć grywał i drapieżnie, znęcał się nad własnymi bohaterami, jego rolą, która najbardziej mi do niego pasuje, był Kapelan z "Dam i huzarów" Fredry, z odrobinę krzywym, ale tak naprawdę zawstydzonym uśmieszkiem, powtarzający: "Nie uchodzi".

Mityczny Kobusz będąc jednym z symboli rozkosznego szaleństwa wczesnych kabaretów Lipińskiej (powiedzmy szczerze, świetnych!), nie chciał wystąpić, kiedy ona próbowała wrócić z nimi do telewizji w latach 80. Koncepcja jednakowego śmiania się z władzy i "Solidarności" nie miała po stanie wojennym sensu, on to wiedział. W roku 1995 wraz z Danutą Rinn udzielał się przy kampanii Lecha Wałęsy, bo nie chciał powrotu postkomunistów. Ale potem znów schował się za role, nie stał się aktorem mądralą. Może dlatego, że jest po prostu mądry?

Wielu ról panie Janie. A "Las" w reżyserii Edwarda Dziewońskiego czas już powtórzyć!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji