Artykuły

Drzewiecki nastolatkom

Run na bilety, jaki przeżywa w tych dniach Polski Teatr Tańca Conrada Drzewieckiego jest zjawiskiem u nas bez precedensu. Tym bardziej, że na przedstawienia ostatniej premiery zespołu ciągnie przede wszystkim młodzież. Nie milknie telefon w siedzibie teatru, przed kasą poznańskiego Teatru Wielkiego - kolejki, a w gabinecie dyrektorskim Drzewieckiego pojawiają się grupki młodzieży szkolnej z wiązankami kwiatów i słowami gorących podziękowań. Nie zdarzyło się jeszcze żadnemu z naszych choreografów zjednać sobie tak masowej wdzięczności nastolatków, przyciągnąć ich do teatru muzycznego, na przedstawienie baletowe. Magnesem stali się raz jeszcze niezawodni Beatlesi, ale tym razem w nieco innych okolicznościach.

W nowym wieczorze baletowym Conrada Drzewieckiego znalazły się dwie prace choreograficzne. Tą, która przyciąga, jest "Yesterday" - collage muzyczny i choreograficzny 12 utworów przebojowej czwórki z Liverpoolu, zrealizowany przez Drzewieckiego w 20-lecie ich pamiętnego debiutu i jak gdyby, w hołdzie zamordowanemu Johnowi Lennonowi. Zanim jednak aparatura nagłośnieniowa Teatru Tańca poniesie na widownię nagrania Beatlesów, a tancerze Drzewieckiego poddadzą się beatowym rytmom, licznie przybyła na przedstawienie młodzież wysłuchać musi i obejrzeć w choreograficznej wersji kilka utworów fortepianowych Fryderyka Chopina. I ogląda je, poddaje się ich powadze, głębi, nastrojowi. I oklaskuje je. Trzeba przyznać - chytrze to wymyślone: Chopin nie traci przy Beatlesach; ci zaś i przybyła na nich młodzież - poważnie zyskują.

Ów Chopin Drzewieckiego, to nic innego jak wznowienie jego wcześniejszego baletu z 1976 roku do muzyki "Impromptu Fantasie" i pięciu nokturnów w nagraniach Lidii Grychtołówny, Zbigniewa Drzewieckiego, Henryka Sztompki i Jana Ekiera. Wznowienie, ale nie całkiem wierne. Obok starych pojawiły się nowe nokturny, dołączony został także Mazurek a-mol - na finał baletu (nagranie Ryszarda Baksta). Całość zaś opatrzono nowym tytułem "Nocturna", co poprzez łacinę kojarzyć się powinno chyba z tym co "nocne", mroczne, a nawet żałobne. Pojawia się bowiem w tym balecie dalekie echo narodowej (poprzez Chopina) refleksji nad tym co wyśnione a nieosiągalne, nad tym, co utracone a odradzające się. W czystym tańcu klasycznym, w czystej formie udało się Drzewieckiemu zamknąć i poruszyć najgłębsze treści naszej narodowej tradycji: wielkie nadzieje i wielką żałobę, romantyczne zrywy młodzieńcze i ból matek po stracie synów, umiłowanie wolności i powracające klęski. Wszystko to staje na moment przed oczami widzów baletu Drzewieckiego jak nocne Polaków rozmyślania. Czas jest na takie refleksje, również i dla naszej młodzieży. Choć jej prawem jest przede wszystkim radość i beztroska. Te zaś niesie ze sobą druga część wieczoru.

"Yesterday" to urocza rewia choreograficzna w stylu pop jak przystało na jej materię wokalną i muzyczną. Collage pomyślany został bowiem tak zgrabnie, że kolejne utwory Beatlesów, wykorzystane w tym balecie, układają się (dla tych, którzy znają język angielski) w dość logiczną całość, a żywiołowe tańce jazowe, rock'n'rollowe i bluesowe przetykane są groteskowymi skeczami choreograficznymi. Wyobraźmy sobie, dla przykładu, romantycznego księcia Alberta, rodem z baletu "Giselle", który los swój zakończył w szpitalu wariatów. Oto wnoszony on jest na scenę przez dwóch zwariowanych pielęgniarzy po to, by korzystając z nieuwagi opiekunów odtańczyć szaleńczy taniec nad... czaszką swojej kochanki. A wszystko to - przy piosence Beatlesów "Can't Buy Me Love".

Jest podobnych scen i scenek znacznie więcej. "Lady Madonna" to w balecie Drzewieckiego przezabawna historyjka o Parysie (Arkadiusz Duch) i czterech gracjach, "Michelle" to rzecz o klasycznej balerinie (Dominika Antkowiak) i Murzynie z Nowego Orleanu, "Woman" to pochwała kobiecych wdzięków (Bożena Lasota), "Revolution° i "I Want To Hold Your Hand" to historia rozstania czterech chłopców z gitarami. I wreszcie, najpiękniejsza - moim zdaniem, hindusko-beatowa scena z Kriszną - guru wśród kapłanek (Stanisław Wiśniewski) przy dźwiękach piosenki "My Sweet Lord". Wszystkie te sceny, oprawione numerami stricte tanecznymi, dają poważnie odmłodzonemu ostatnio zespołowi Conrada Drzewieckiego wiele okazji do znakomitego, żywiołowego (a zarazem wielce stylowego) tańca, emanują młodzieńczą werwą, świeżością, radością.

Pozostając od początku do końca choreograficzną kwintesencją tego, co kryło i kryje się pod hasłem "The Beatles" balet Drzewieckiego jest zarazem jeszcze jedną refleksja choreografa nad przemijaniem. "Yesterday" tytułowa piosenka Beatlesów rozpoczyna i kończy całe widowisko. Wszystko to było wczoraj - wydaje się przypominać twórca nowego przedstawienia Polskiego Teatru Tańca. Kiedy opada kurtyna, milknie muzyka, znika portret Lennona, nie ma już na scenie tancerzy. Pryska szampański nastrój, pozostają tylko trzy dobrze znane twarze piosenkarzy, wpatrzone w widownie i jakaś trudna do opisania pustka, przerwana dopiero owacjami zachwyconej publiczności.

Oklaskom, okrzykom i ukłonom nie ma końca. Młodzież wiwatuje, wielokrotnie wywołuje tancerzy i choreografa. Nastolatki odnajdują w Polskim Teatrze Tańca swój teatr, Drzewiecki - nowego widza dla swoich baletów. Zysk jest wzajemny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji