Artykuły

Okiem Jerzego Stuhra: Wyznanie szczęściarza

To był żart i miał być żart. Wiedzieliśmy, że musi być rytm, tempo, musi być za każdym razem całkowite przeobrażenie się, aby wychodzącego do następnej miniatury aktora, publiczność zupełnie nie poznawała. A więc żarcik, kreacja, sztuka, jako sztuczność - mówi Jerzy Stuhr o "32 omdleniach" w Teatrze Polonia w Warszawie.

Pan to ma szczęście! Staruszek Czechow, odgrzebany w tych doskonałych, krótkich formach, popracował na Pański sukces w,32 omdleniach"...

- Jestem szczęściarzem, jeszcze jakim! Robiliśmy tego Czechowa, ale miałem wewnętrzne przekonanie, że choć jest to perełka, to jednak - jako przedstawienie - to jest taki żarcik. Trzy jednoaktówki: "Oświadczyny", "Niedźwiedź" i trzecia, skonstruowana specjalnie z tekstów Czechowa, ale "sprytnie" - co jako szczególny manewr udało się reżyserowi Andrzejowi Domalikowi znakomicie - to wszystko nie mogło być "poważne".

To był żart i miał być żart. Wiedzieliśmy, że musi być rytm, tempo, musi być za każdym razem całkowite przeobrażenie się, aby wychodzącego do następnej miniatury aktora, publiczność zupełnie nie poznawała. A więc żarcik, kreacja, sztuka, jako sztuczność.

I nagle okazało się, że publiczność wali drzwiami i oknami, inni aktorzy przychodzą na widownię i klękają przed nami, publiczność tak wspaniale reaguje, że aż chce się grać! Wybuchy śmiechu, entuzjazm, już dawno w teatrze tego nie słyszałem. Aktorów przychodzi bardzo dużo, a dla nich to jest uczta, bo widzą teatr taki, w jakim się wychowali.

Zaczepiają mnie młodzi ludzie, że takich aktorów to nigdy w życiu nie widzieli. A ja na to: Panie, w latach siedemdziesiątych to każde przedstawienie tak wyglądało. A tu, rzeczywiście, ludzie są jak zaczarowani!

Trzy krzesła stoją na scenie, a publiczność nie widzi, że poza nimi nie ma żadnej scenografii. Są tylko piękne kostiumy. I na tych trzech krzesłach jest troje pięknie ubranych aktorów. Widz w inne miejsca nie patrzy, bo wszędzie jest pusto. Scenografia więc nie rozprasza, ale każdy z aktorów ma bardzo wiele do ugrania.

Wczoraj mój Maciek powiedział, że nie widział mnie tak grającego od 20 chyba lat, chce jeszcze raz przyjść. Wszyscy są zaskoczeni. A przecież nasza sztuka - to szarża, ale na takim poziomie, że nikt nie powie, że to chałtura. Graliśmy 9 razy pod rząd. Nawet próby generalne sprzedano. Do końca czerwca przedstawienia już są wysprzedane.

Tego Czechowa to my pewnie będziemy grać i 5 lat, po całej Polsce będziemy jeździć. Ale to dobrze! Ludzie zobaczą, na czym polega teatr. Marian Opania przyszedł wczoraj i klęknął przed nami mówiąc; uratowaliście teatr!

Miałem wielkie szczęście, że trafiłem na taką partnerkę jak Krysia Janda, bo potrafimy się w sposób absolutny porozumieć. I niemal bez słów. Pamiętam, że raz miałem też podobne szczęście, gdy trafiłem na Anię Seniuk. Graliśmy w "Ich czworo". Prezentowała ten rodzaj komizmu, że nie mogłem na nią patrzeć, tak mnie rozśmieszała. Niestety, musimy w dniach 12, 13 i 14 maja przerwać granie, bo zaproszony zostałem do Cannes, na pokaz filmu Morettiego "Habemus papam". Będę jedynym polskim akcentem na festiwalu canneńskim. Wczoraj przyjął mnie minister Zdrojewski. Z okazji jubileuszu przyznali mi Komandorię z Gwiazdą, a pieniędzy na realizację własnego filmu znów nie dostałem. Osobistą decyzją pani dyrektor PISF-u, Agnieszki Odorowicz, która w dniu, kiedy nie przyznała dotacji - przysłała mi do teatru 15 czerwonych róż.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji