Artykuły

Lalka ma przyszłość

- Nasze lalkarstwo jest skostniałe. Są zurzędniczałe teatry, w których nie ma prawdziwych lalkarzy. Brakuje miejsca na twórczość niezależną, a to się przekłada na umiejętności, bo jak przez wiele lat nie ćwiczy się różnych form lalkarstwa, to ogranicza się repertuar, a widz zostaje z przekonaniem, że tak ma być, choć to nieprawda - rozmowa z Adamem Walnym.

Zbigniew Marecki: Żyjemy w czasach łatwej i masowej rozrywki. Czy w tym świecie jest jeszcze miejsce dla lalki, która wydaje się reliktem z epoki przedtelewizyjnej? Adam Walny: Bez przesady. Lalka ma przed sobą przyszłość. Dopóki istnieją namacalne przedmioty, a ludzkie dłonie są jeszcze w miarę sprawne, to lalka będzie istnieć, bo przy jej pomocy można bardzo dużo zrobić. To świetne medium do opowiadania historii nie z tej ziemi. Gorzej jest z wyobraźnią, bo jej twórcom, którzy wpływają na wyobrażenia widzów, czasem brakuje. Ale na razie sobie jakoś radzimy.

Lalkarstwo to specyficzny rodzaj aktorstwa?

- Lalkarstwo nie ma nic wspólnego z aktorstwem. Jest zupełnie odrębną dziedziną sztuki. W swoim życiu spotkałem niewielu aktorów, którzy próbują być lalkarzami. Za to znam wielu lalkarzy, którzy chcą być aktorami. Niestety, najczęściej z marnym skutkiem.

- Co trzeba mieć w sobie, aby zostać dobrym lalkarzem?

- Nie ma prostej odpowiedzi, bo co człowiek to inna historia. W przeszłości bywało tak, że lalkarzami zostawali aktorzy, którzy z różnych powodów nie mogli już grać na scenie. Wtedy robili lalki i przy ich pomocy grali to, co już umieli, przekładając swoje role na inny język i odmienne środki wyrazu.

A jak było w pana przypadku?

- Już od podstawówki interesowałem się grafiką i pismem obrazkowym, a później ruchomym obrazem. Potem szereg przypadków sprawiło, że po liceum plastycznym, już na studiach zająłem się plastyką ruchu i zacząłem tworzyć swoje pierwsze lalki. W ten sposób trochę powtórzyłem historię lalki, która powstała, gdy rozbite figury rytualne poskładano przy pomocy sznurków. Wtedy okazało się, że przy ich pomocy można wykonywać ruchy, które rozśmieszają innych. Tak zaczął się teatr lalki.

Teraz gra pan dla dorosłych i dzieci. Który widz jest bardziej wymagający?

- Mali widzowie są bardziej niecierpliwi. Wymagają innego komentarza i zmuszają do większego wysiłku. Najłatwiej się o tym przekonać, gdy te same spektakle gramy przed publicznością dorosłą i dziecięcą.

To są bardzo różne przedstawienia. Ja najbardziej lubię grać prze publicznością w małych miejscowościach, bo tam przyjazd teatru to iągle wielkie wydarzenie, które uruchamia prawdziwe emocje. Najtrudniejszy jest natomiast widz branżowy, bo on nie przeżywa. Za to skrupulatnie wyłapuje błędy i potknięcia.

W naszym kraju działa ponad dwadzieścia stałych teatrów lalkowych. Czy to oznacza, że z lalkarstwem jest u nas dobrze?

- To tylko pozory. Nasze lalkarstwo jest skostniałe. Są zurzędniczałe teatry, w których nie ma prawdziwych lalkarzy. Brakuje miejsca na twórczość niezależną, a to się przekłada na umiejętności, bo jak przez wiele lat nie ćwiczy się różnych form lalkarstwa, to ogranicza się repertuar , a widz zostaje z przekonaniem, że tak ma być, choć to nieprawda.

Tymczasem teatr lalki wymaga od twórców zaangażowania, a ono pojawia się wtedy, gdy lalkarz zaczyna od tworzenia lalek, a kończy na organizowaniu widowni. Dopiero wtedy czuje, dla kogo tworzy.

Przecież tego typu małych, prywatnych trup teatralnych mamy w kraju sporo. To one odwiedzają najczęściej przedszkola, prezentując tam swój repertuar?

- Oczywiście. Te zespoły są, niestety, kojarzone z chałturą, choć moim zdaniem to właśnie one realizują misję żywego teatru, a nie teatry instytucjonalne, które często są siedliskiem ignorancji i różnorodnych układów.

Doszło już do tego, że powstają przedstawienia pod festiwale i unijne granty, a tonie jest naturalna droga zdobywania zainteresowania widza.

Pan też bierze udział w takich projektach.

- Bo często nie ma innego wyboru, ale coraz częściej myślę o kupnie namiotu cyrkowego i skompletowaniu małej trupy teatralnej , która będzie prezentowała to, co przygotuje w różnych wsiach i miasteczkach.

Równocześnie chciałbym, aby nadal starczało mi sił i ochoty na przygotowanie lalkowej wersji "Hamleta", którego gram tak, że część specjalnie skonstruowanych lalek znajduje się pod wodą.

Dlaczego pod wodą?

- To metafora, bo dwór w "Hamlecie" tak naprawdę nie oddycha. Robi to tylko Duch i Hamlet.

Czasem mam wrażenie, że podobnie dzieje się w naszym lalkarstwie: tylko nieliczni oddychają pełną piersią.

***

Adam Walny

Lalkarz, reżyser, aktor. Jest absolwentem Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu ze specjalizacją snycerz oraz Akademii Teatralnej w Warszawie jako reżyser teatru lalek. W1999 roku założył własny teatr, z którym gościł na wielu prestiżowych festiwalach teatralnych w Polsce i za granicą ze spektaklami "Kuglarz i Śmierć", "Genesis", "Motyl", "Kamieniarz", "Misterium Narodzenia", "Dziadek". W roku 2009 zaadaptował "Przygody Munchhausena" Gottfrieda Augusta Burgera i wyreżyserował cieszące się dużym powodzeniem "Przygody barona Muenchausena" w łódzkim Teatrze Nowym. Zdobywca kilkudziesięciu nagród na festiwalach teatralnych w Polsce i za granicą, między innymi pierwszej nagrody na VI Międzynarodowym Festiwalu Solistów Lalkarzy. Dwukrotnie był stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Od 2004 roku organizuje przy Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie festiwal "Święto Głupców" W roku 2007 opublikował książkę "Teatr przedmiotu. Kulisy warsztatu. Arkana rzemiosła".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji