Artykuły

Bez Florencja - dyrektor Weiss o odejściu dyrygenta i przyjaciela

Skończyło się gwałtownie i boleśnie dla obu stron. Tak jak od dawna to przewidywałem i odwlekałem tę chwilę przywołując na pomoc wszystkie umiejętności, jakie nagromadziłem przez wieloletnie doświadczenie. Pech chciał, że nie było mnie w tym momencie w teatrze. Może udałoby się po raz kolejny powstrzymać gniew porywczego przyjaciela, może udałoby się po raz kolejny ukoić nadwyrężone nerwy zespołu - o pisze Marek Weiss w swoim blogu na stronie Opery Bałtyckiej.

Kiedyś było łatwiej. Stosunki feudalne panujące w teatrach ewoluowały już to w stronę absolutyzmu oświeconego, już to tyranii dyktatorskiej (z jej odmianą dyktatury proletariatu w pewnym okresie). Gwarancją stabilności władzy w teatrze i uzasadnieniem apodyktycznych decyzji, jakimi najeżona jest działalność artystyczna były struktury społeczne oparte na przymusie pracy i szacunku dla autorytetów. To wszystko legło w gruzach. Walczyliśmy pół wieku o demokrację i właśnie ją mamy. Ze wszystkimi dobrodziejstwami i ubocznymi skutkami na przykład dla sztuki. Nie ma autorytetów. Nie ma lepszych i gorszych. Wszyscy jesteśmy równi. Nawet ci orwelowscy "równiejsi" muszą o tym pamiętać. Najwyższe wartości w życiu społecznym oscylują wokół równouprawnienia i godności osoby ludzkiej. Prawa człowieka i prawa pracownika zlały się w jeden kodeks. Nikt nie zniesie poniżania go w imię artystycznej doskonałości. Jeśli nam na niej zależy musimy być mądrzejsi i bardziej cierpliwi niż nasi poprzednicy z łatwiejszych epok. W sztuce nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu wymaga ona talentu, pasji, pracowitości, szczęścia i poświęceń. Ale uprawianie sztuki skomplikowało się o dodatkową wymaganą umiejętność, jaką jest dawanie złudzenia, że śpiewać każdy może, że tańczyć każdy może i że grać na oboju oraz dyrygować też każdy może. Dopiero po tej dawce optymizmu możemy zacząć wymagać doskonałości i delikatnie odsiewać miernoty od artystów genialnych. Bo to dalej jest konieczne. Ale tę operację trzeba przeprowadzać w znieczuleniu. Nie wolno zadawać niepotrzebnych cierpień. Przechodząc do konkretów żaden talent, czy charyzma nie dają prawa do pogardzania ludźmi, którzy muszą wykonywać nasze rozkazy wynikające z artystycznego widzimisię. Nawet gdybyśmy mieli pewność, że to sam Bóg prowadzi naszą dłoń i czyni z nas instrument swego objawienia. Drugi człowiek, którego my, reżyserzy, choreografowie, dyrygenci używamy do wyrażenia naszej woli kreowania sztuki, nie jest zabawką ani narzędziem. Jest naszym bratem lub siostrą, którym mamy obowiązek opiekować się i przekonać go, że nasza wola ma sens. Orkiestra Opery Bałtyckiej długo i cierpliwie godziła się z temperamentem genialnego maestra. Pokornie poddawali się jego woli i zawieszali swoją godność na kołku wyższych racji tworzenia zgranego zespołu pracującego przy budowie niematerialnych wartości. Każda cierpliwość ma jednak swoje granice. Skończyło się gwałtownie i boleśnie dla obu stron. Tak jak od dawna to przewidywałem i odwlekałem tę chwilę przywołując na pomoc wszystkie umiejętności, jakie nagromadziłem przez wieloletnie doświadczenie. Pech chciał, że nie było mnie w tym momencie w teatrze. Może udałoby się po raz kolejny powstrzymać gniew porywczego przyjaciela, może udałoby się po raz kolejny ukoić nadwyrężone nerwy zespołu. Ale stało się. Nie ma Florencja. Musimy sobie dalej radzić sami. Dzisiaj fenomenalnie zadyrygował "Salome" (na zdjęciu) Darek Tabisz, wychowanek i oddany asystent Florencja. Komu by do głowy przyszło z owacyjnie oklaskującej go widowni, że dyrygował spektaklem operowym po raz pierwszy w życiu? Ten wyczyn przejdzie do historii polskiej opery. Żegnaj Florencjo! Witaj Darku! Dziękujemy Ci wszyscy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji