Artykuły

Jerzy Snakowski i jego diva do wynajęcia

- Ostatnio czytałem artykuł o tym, że teatr gwiazd to już jest przeżytek, że "chodzenie na gwiazdy" to jest popelina, że aktorzy grają teraz inaczej, zespołowo. Wydaje mi się, że to nie tak, że nieważne, jaki masz pretekst, by przyjść do teatru, ważne że przychodzisz - mówi JERZY SNAKOWSKI.

Monodram operowy... Skąd Ci to przyszło do głowy?

- To zdarzyło się po jakimś koncercie operowym. Już nie mogłem tego znieść! Śpiewaczka wchodziła na scenę, mizdrzyła się, nagle poważniała, brała głęboki oddech i zaczynała coś śpiewać, na dodatek w języku, którego nikt nie rozumiał. Kończyła swoją arię, jeszcze przez chwilę przeżywała "Stanisławskim", szargała uśmiechem, schodziła ze sceny, a publiczność biła brawo. Pomyślałem sobie: Dlaczego ona nie może być bardziej ludzka?

I wymyśliłeś "ludzką śpiewaczkę"?

- To był czas, gdy w Operze Bałtyckiej występowała Alicja Węgorzewska, pomyślałem, że ona świetnie zagrałaby

Dlaczego ona?

- Bo przełamuje stereotypy, jest odważna, lubi eksperymentować na scenie. Ma osobowość, charyzmę, no i jest ładna. Zaproponowałem, że napiszę dla niej taki operowy monodram. Jakoś nie była tym specjalnie zainteresowana. Odezwała się dopiero po dwóch latach, spytała, czy mój pomysł jest aktualny. I wtedy napisałem tę sztukę, była strasznie długa, musiałaby trwać z pięć godzin! Ale tekst spodobał się jej. Zaczęliśmy szukać producenta. Okazało się, że jest luka na rynku w tej dziedzinie, więc Alicja sama zajęła się produkcją spektaklu.

Wystawieniem monodramu zainteresował się Teatr Polonia Krystyny Jandy...

- Janda była tekstem zachwycona! Zaprosiła nas na swoją scenę. Sztukę reżyseruje Jerzy Bończak. Zastąpił Dorotę Kolak, która, niestety, musiała zrezygnować. Tekst w trakcie realizacji ulegał oczywiście ogromnym skrótom, być może nawet nie poznam tego, co sam napisałem...

Ponieważ Alicja Węgorzewska znana jest już - z racji swojego udziału w programie "Bitwa na głosy" - nie tylko publiczności operowej, na widowni można się spodziewać tłumów...

- Ostatnio czytałem artykuł o tym, że teatr gwiazd to już jest przeżytek, że "chodzenie na gwiazdy" to jest popelina, że aktorzy grają teraz inaczej, zespołowo. Wydaje mi się, że to nie tak, że nieważne, jaki masz pretekst, by przyjść do teatru, ważne że przychodzisz. Jeśli ktoś idzie do teatru, bo kocha operę - świetnie, jeśli dlatego, że chce zobaczyć piersi Alicji Węgorzewskiej - to też dobrze!

A zobaczy?

- Przebiórki są przewidziane, Alicja na scenie co rusz zmienia kreacje, wciela się w różne postaci. To przedstawienie to taki teatr w teatrze. Scenografię robi Rafał Olbiński, jego córka przygotowała szalone, odlotowe kostiumy, Emil Wesołowski - ruch sceniczny. Same znakomite nazwiska!

O czym to właściwie jest?

- Sztuka ma formę "one woman show". Nie ma tu konkretnej linii fabularnej. To zlepek kilku niezależnych od siebie epizodów, w których bohaterka opowiada o różnych aspektach bycia gwiazdą operową, odpiera zarzuty ludzi, którzy nie lubią opery, "bo jest za długa, bo nie można zrozumieć, o czym śpiewają, bo śpiewają za głośno". To też takie lekkie naśmiewanie się z opery, zdejmowanie jej z piedestału, ale paradoksalnie chcę przez to pokazać, że opera da się lubić.

Ale sztuka ta to też opowieść o życiu gwiazdy opery...\

- Monodram pokazuje jej ludzką twarz, odsłania prywatność. To trochę tak, jak patrzysz na śpiewaczkę, gdy ubrana w tiule i koronki śpiewa o różach i słowikach, a potem schodzisz do bufetu i widzisz, jak ta "królewna" bezmyślnie zajada tłuste, paprykowe chipsy... Takich kontrastów pełna jest moja sztuka.

Stałeś się właściwie twórcą nowego gatunku...

- Podobna forma już istniała wcześniej, widziałem fragment takiego operowego show w amerykańskiej telewizji. Pomyślałem - tak! Właśnie to jest to, o co mi chodzi! Program zainspirował mnie. Ale w Polsce rzeczywiście "Diva for rent" będzie chyba pierwszym tego typu przedstawieniem.

A dlaczego właściwie nie napisałeś czegoś takiego dla gdańskiej śpiewaczki?

- A kto powiedział, że nie napiszę? Jeśli ktoś zamówi. Jestem pisarzem użytkowym. Można mnie wynająć. Nie tylko divy są for rent.

Jerzy Snakowski

Znawca i popularyzator opery, showman i konferansjer. Był: zastępcą dyrektora, kierownikiem promocji i sekretarzem literackim Opery Bałtyckiej, sekretarzem Teatru Muzycznego w Gdyni. Jest: wykładowcą gdańskiej Akademii Muzycznej, Uniwersytetu Gdańskiego i Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Gdyni. Wykłada, pisze sztuki, scenariusze, prowadzi audycje telewizyjne i radiowe, ma w Operze Bałtyckiej własne show "Opera? Si!" (najbliższe 15 maja).

"Diva for rent" - premiera w Teatrze Polonia w Warszawie, 9 czerwca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji