Artykuły

Tragedia z komediową lekkością

Ukazując akcję z komediową lekkością, twórcy wydobyli z tekstu cały jego tragiczny wymiar - o "Ich czworo" w reż. Kariny Piwowarskiej w Teatrze im. Horzycy w Toruniu pisze Sylwia Lichocka z Nowej Siły Krytycznej.

Czy dziś można mówić o kołtunerii? Obawiam się, że można i że ma się ona nad wyraz dobrze. Bynajmniej nie zniknęła z polskiego krajobrazu wraz z upadkiem mieszczaństwa i wybuchem drugiej wojny światowej. Ubiera się tylko w ciuszki wielkich projektantów, jeździ markowymi samochodami i mieszka w domach o szczelnych drzwiach i oknach. Takie skojarzenie nasuwa "Ich czworo" w reżyserii Kariny Piwowarskiej. Wydawałaby się prosta i banalna historia o żonie zdradzającej męża, wykryciu zdrady i odprawieniu kobiety z kochankiem, stała się przyczynkiem do analizy współczesnych relacji rodzinnych, ich powierzchowności i obłudy.

Adaptując tekst, usunięto postać Mandragory - duszy ludzkiej, której monologi stanowiły klamrę spinającą początek i koniec sztuki. Wypowiedź rozpoczynająca dramat zapowiada ludzką głupotę, która na scenie wzbudzi śmiech publiczności, jednak w życiu bohaterów wywoła nieodwracalne szkody. W zakończeniu zaś Mandragora uświadamia widzów, że to, co przed chwilą nas bawiło, w rzeczywistości powinno raczej smucić, bo za zdarzeniami kryje się tragedia dziecka. Dziecka, które utraciło biologiczną matkę, jest skazane na wychowanie przez ojca i bezwzględną przyszłą macochę.

Wyłączenie ze spektaklu tych monologów pozwoliło reżyserce pójść w kierunku stylistyki komediowej, skupiając się na zabiegach wywołujących czasami wręcz rubaszny śmiech publiczności. Stworzony przez Gabrielę Zapolską świat, nakreślony już i tak ironicznie, został na toruńskiej scenie pokazany w sposób przejaskrawiony - postaci są karykaturalne, płycizna uczuciowa i intelektualna osiąga wymiary absurdu, zaś wypowiedzi bohaterów składają się na prześmiewczy obraz relacji ludzkich. Aktorom nałożono efektowne kostiumy, zachowano oryginalne, dziś już nieco archaiczne brzmienie tekstu. Cały spektakl wywoływał wrażenie zabawy konwencjami: scena pudełkowa, kostiumy, schematyczność ekspresji aktorskiej, włączenie sceny stylizowanej na arię operową, zaciąganie kurtyny po każdym akcie. Wszystkie te zabiegi zintensyfikowały konwencjonalność i umowność przedstawianych wydarzeń.

Poza ramą sceny została umieszczona postać Dziecka-narratora, faktycznej ofiary tej tragedii. Jako jedyne ma na sobie współczesny ubiór i nie bierze udziału w akcji rozgrywającej się na scenie pudełkowej. Dziewczynka pozostaje przed jej ramą, bardzo blisko publiczności i przy pomocy lalek ucharakteryzowanych na postaci dramatu opowiada całą historię z własnego punktu widzenia. By to dostrzec, trzeba odwrócić uwagę od krzykliwych i zabawnych scen odgrywanych przez dorosłych. Zupełnie jak w życiu - chciałoby się powiedzieć...

Toruńska adaptacja tekstu Zapolskiej pod komediową otoczką kryje jakże bolesną prawdę na temat relacji międzyludzkich. Niewiele bowiem zmieniły się one od czasów powstania tekstu - wciąż ważniejsze od dobra i godności osoby ludzkiej są normy społeczne i obyczajowe, a tragedie rodzinne rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami i są skrzętnie ukrywane pod dywanem powierzchowności. Spektakl jednak stał się okazją do obnażenia mechanizmów rozpadu rodziny i ukazania tragedii dziecka. Młodej reżyserce udała się niełatwa sztuka - ukazując akcję z komediową lekkością, wydobyła z tekstu cały jego tragiczny wymiar.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji