Artykuły

Na poziomie historycznej czytanki

"Himmelweg. Droga do nieba" w reż. Katarzyny Kalwat w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

"Przedstawienie Shoah jest bardzo trudne i wielu twórców nie zdołało się ustrzec mniej lub bardziej zamierzonych błędów: emocjonalnej manipulacji cierpieniem, obscenicznego epatowania przemocą, wykorzystania mrocznego 'glamour' łagru" - twierdzi Juan Mayorga w programie. Może i ustrzegł się tych błędów, za to popełnił inne.

Dał się uwieść tematowi - tworzeniu w obozie koncentracyjnym iluzji normalnego życia, by inspekcje Czerwonego Krzyża mogły pisać raporty uspokajające opinię publiczną i rządy krajów nieobjętych hitlerowską okupacją. Temat, owszem, ciekawy i autentyczny: w takie niby-prawdziwe miasteczko zamieszkane przez Żydów pod łaskawym panowaniem dobrego komendanta przekształcono obóz w Terezinie. Mayorga co prawda nie pisze o Terezinie, ale o wymyślonym obozie niedaleko Berlina, do którego przyjeżdża samotny urzędnik Czerwonego Krzyża, ale zasada jest ta sama. "Himmelweg", niestety, nie mówi nic odkrywczego ani o Zagładzie, ani o nazizmie, ani też o tym konkretnym przypadku. Nie jest też ciekawy dramaturgicznie. Spektakl rozpoczyna monolog owego delegata (Feliks Szajnert), wspominającego po wielu latach wizytę w obozie. Dowiadujemy się więc, że zwiedzając obóz w towarzystwie komendanta i żydowskiego burmistrza, oglądając bawiące się dzieci, kłócącą się parę na ławce czy spacerujących po rynku mieszkańców, miał dojmujące poczucie sztuczności, ale nie był w stanie tego potwierdzić. Iluzja była zbyt silna. Jako że i delegat, i my poznaliśmy już prawdę o obozach, możemy mu najwyżej współczuć, że dręczą go wyrzuty sumienia.

Gdy rozpoczyna się właściwa akcja, z której dowiadujemy się, jak owo tworzenie iluzji się odbywało, właściwie wszystko już wiemy. Kolejne sceny nic już nie wnoszą, wiemy przecież, że bawiący się chłopcy, dziewczynka ucząca lalkę pływać czy spierająca się para na ławeczce ćwiczą po prostu role. Grają zresztą tak sztucznie, że aż dziw, że delegat dał się na to nabrać (cóż, może premiera była lepsza).

Zasadniczą częścią spektaklu są rozmowy komendanta (Grzegorz Mielczarek) i "burmistrza" (Tomasz Międzik). I tutaj płyniemy już na wezbranej fali stereotypu. Komendant jest bowiem wykształconym młodym człowiekiem, cytującym Spinozę i Szekspira oraz w konstruowaniu obozowego przedstawienia posługującym się zasadami Arystotelesa. Mamy się zapewne zastanowić nad znanym pytaniem, dlaczego naród artystów i uczonych przekształcił się w naród katów. Komendant lubi również demonstrować sprawność fizyczną (nazistowski kult aryjskiego ciała), zdradza też mimochodem skłonności homoseksualne. W interpretacji Grzegorza Mielczarka jest też niewątpliwym psychopatą. Mielczarek tak się w tej roli rozhulał, tak uruchomił wszelkie rejestry środków aktorskich, że jego Komendant to istne symulakrum, oddalone od człowieka o lata świetlne. Choć stara się ze wszystkich sił grać poplątanego wewnętrznie potwora, nie jest groźny - jest po prostu nadużywajacym aktorstwa aktorem. Międzikowi pozostaje asystowanie mu ze smutną miną.

Być może w Hiszpanii "Himmelweg" jest sztuką potrzebną, by - jak deklaru,je autor - pamiętać o Zagładzie. Ale w Polsce jest sporo lepszej literatury na ten temat, niekoniecznie może trzeba było importować tekst, który przynosi wiedzę na poziomie historycznej czytanki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji