Artykuły

Niepokojące pytania

SENSACJA w teatrze zdarza się rzadko. Nie myślę jednak o tej, że ktoś kogoś, ktoś z kimś, lecz o sensacji szlachetniejszego wymiaru, która towarzyszy prawdziwym wydarzeniom artystycznym czy niezwykłym zamierzeniom, wytrącającym z rutyny życie kulturalne. Na tak gwałtowne podniesienie tempa i temperatury bezbłędnie reagują odbiorcy - otrzymujący informację często nie wiadomo skąd, wyposażeni jakby w szósty zmysł.

Taką sensacją powiało, gdy rozeszła się wiadomość o wystawieniu w warszawskim Teatrze Polskim "Obłędu" Jerzego Krzysztonia w adaptacji scenicznej Janusza Krasińskiego. Z pewnością zadecydował o tym fakt, że wzięto na teatralny warsztat powieść, która w 1980 r, spotkała się z gorącym przyjęciem czytelników, zdobywając laur "Książki roku" wśród czytelników "Kuriera Polskiego" i bydgoskiego "Dziennika Wieczornego". Dzieło Krzysztonia - dwukrotnego laureata Nagrody Pietrzaka - poraziło wtedy czytającą publiczność swoją szczerością, odsłonięciem tego, co zazwyczaj dla większości tzw. normalnych ludzi jest szczelnie zakryte.

Wpływ miała na zainteresowanie widowni także odwaga przedsięwzięcia. W końcu przekładanie na język sceny trzytomowej powieści, pełnej rozważań, zwierzeń, nie trafia się zbyt często. Na śmiałków czyha wiele niebezpieczeństw, niosących w sobie możliwość klęski.

Nie bez znaczenia była też świeża jeszcze w pamięci tragiczna śmierć autora, mówiąca najlepiej, jak bardzo niebezpieczne są dla człowieka zagrożenia tkwiące w nim samym. Życie jakby zadawało kłam tą tragedią pisarza optymistycznemu zakończeniu jego dzieła.

Trzeba przyznać, że adaptacja Januszowi Krasińskiemu bardzo się udała. Z trzytomowej powieści stworzył zwarty trzyaktowy dramat, pozbawiony dłużyzn, o wyraziście prowadzonej linii napięć. Ten bogaty materiał potrafił wykorzystać reżyser, Jerzy Rakowiecki, współtworząc widowisko bardzo angażujące emocjonalnie widza, precyzyjnie pokazujące rozwój choroby, w którym miejsce zwykłych lęków stopniowo zajmuje "zespół lękowo-urojeniowy".

Z bogatego tworzywa powieściowego Krasiński i Rakowiecki wybrali przede wszystkim to, co najpełniej określa relację: główny bohater, pan Krzyś, a świat, otaczająca go rzeczywistość. To zderzenie jest bardzo znamienne. Główny bohater, grany bardzo trafnie a zarazem powściągliwie przez Jana Englerta, wykazuje, po prostu wielką wrażliwość na otaczające go zagrożenia.

Pojawiają się różne nawiązania do naszej literatury klasycznej. Istotę dramatu pana Krzysia wyraża jednak nawiązanie do "Ślubu" Gombrowicza. Padają słowa Krzysztonia: "... z czego ty chcesz minie leczyć? Rzeczywistość wyleczysz?". Jakże podobne są do słów Henryka ze "Ślubu", który zastanawia się jak może być normalny, kiedy cały świat jest nienormalny.

Dlatego przynależność pana Krzysia do czasu, w którym żyje i do społeczeństwa, którego jest obywatelem, została ściśle określona. Jego lęki i zwidy więcej mówią o rzeczywistości, niż tomy literatury mniej lub bardziej naukowych opisów Dziedzictwo II wojny światowej, konspiracja, gry wywiadów, zamachy stanu, spiski, poczucie totalnego zagrożenia ludzkości. Nawet współpacjenci w szpitalu mają urojenia znamienne: bohaterowie narodowi, partyzanci, żołnierze, poeci, myśliciele.

To wszystko jest w przedstawieniu bardzo precyzyjnie wypunktowane, aby zasiać w widzu wątpliwość: czy pan Krzyś i jego koledzy są naprawdę chorzy? Czy może ich choroba jest oznaką normalności? Czy może nienormalni jesteśmy my wszyscy, uparcie szukając po sklepach skarpetek, mimo wiszącej nad głową groźby zagłady cywilizacji. Walczymy o świeże, niemrożone masło - nie to z australijskiego czy nowozelandzkiego demobilu - mimo że nasze ciężkie dziedzictwo coraz nam się odzywa. Biegamy, aby dostać herbatę, mimo że wodę w krainie mamy zatrutą.

Uświadomienie widzowi tych względności jest jednym z głównych osiągnięć, wniesionych przez Krzysztonia i jego teatralnych adaptatorów.

Kapitalnie rozegrane, nieraz z czarnym humorem, sceny w szpitalu z pewnością kojarzone będą z "Lotem nad kukułczym gniazdem". Ale bohater Krzysztonia jest lepiej osadzony w swoim kręgu kulturowym i historycznym niż jego amerykański kolega. Dlatego w "Obłędzie" zapasy personel-pacjenci, co jest głównym tematem "Lotu nad kukułczym gniazdem", ustępują poczuciu wspólnoty, swego rodzaju rozprawy z rzeczywistością gnębiącą pacjentów.

Przedstawienie "Obłędu" jest bardzo wyrównane pod względem aktorskim. Należy je zaliczyć również do najwybitniejszych w karierze Jerzego Rakowieckiego. Najlepszy dowód, że dopiero odpowiedni materiał dramaturgiczny pozwala wznieść się reżyserowi na prawdziwe wyżyny - mówienie o rzeczywistości, a nie tylko zajmowania widowni teatralnym prestigitatorstwem.

"Obłęd" w Teatrze Polskim stał się najlepszym hołdem złożonym twórczości i pamięci Krzysztonia, wyrazem jak najbardziej ludzkiego współczucia dla jego osobistej tragedii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji