Artykuły

Warszawa. Powszechny małych kroków

- Nazwa teatru zobowiązuje. Ważne treści powinny przebijać się przez rampę do widza - mówi "Gazecie" Robert Gliński, przyszły dyrektor warszawskiego Teatru Powszechnego.

Joanna Derkaczew: Czy możemy już powiedzieć "Robert Gliński, nowy dyrektor Teatru Powszechnego"?

Robert Gliński: Nie mam jeszcze podpisanej umowy ani oficjalnej nominacji. Toczą się niezbędne procedury. Ale myślę, że mogę już zacząć opowiadać o swoich pomysłach.

Dobrego pomysłu na teatr Zygmunta Hübnera brakuje od lat.

- Nie przychodzę z rewolucją. Obca mi jest taktyka spalonej ziemi. Wolę raczej strategię, którą w wojskowości określa się jako metodę małych kroków. Będę się starał rozbrajać konflikty, szukając kompromisów. Nie jestem dla zespołu o człowiekiem znikąd. Na przestrzeni lat zrealizowałem tam kilka spektakli. Poza tym pochodzę z Saskiej Kępy i Powszechny był pierwszym teatrem, do którego chodziłem. Pamiętam najlepsze czasy Hanuszkiewicza, potem Hübnera i fantastyczne spektakle z okresu krótkiej dyrekcji Andrzeja Wajdy. To zawsze był w naturalny sposób "mój teatr".

Co pan z nim zrobi, gdy będzie naprawdę pański i od pana zależny?

- Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że słowo "powszechny" w nazwie teatru zobowiązuje. Nie chcę tworzyć sceny modnej czy snobistycznej. Chodzi mi o miejsce otwarte, do którego ja, aktorzy i widzowie będziemy przychodzić z przyjemnością. Ważne treści powinny przebijać się przez rampę, niezaprzepaszczone przez wybór zbyt ostrej czy skomplikowanej formy. Są reżyserzy, którzy cieszą się, gdy publiczność wychodzi podczas spektakli. Uważają, że zrobili wielką, elitarną sztukę. Ja wolę, by tłok w szatni był większy po spektaklu niż w trakcie. Lata pracy w łódzkiej Szkole Filmowej i kręcenie filmów zaangażowanych społecznie wyrobiły we mnie przywiązanie do pojęć "misja", "edukacja", "troska". Chcę otworzyć teatr na Pragę. Oprócz Stadionu Narodowego to przecież jedyny tak silny ośrodek po prawej stronie Wisły. Chcę wejść w kontakt z rozwijającą się tu kulturą alternatywną, podejmować tematy ważne dla lokalnej społeczności. Tu mogą się spotykać inteligencka Saska Kępa i blokowiska z Bródna. Tu leżą gotowe tematy. Na kolorowej Starej Pradze i Szmulkach z ich zapomnianą kulturą żydowską.

Nie chciałbym, by teatr stał się urzędem produkującym rocznie przepisową liczbę wyrobów. Za każdym spektaklem ma się kryć wyraźna myśl. Jeśli ktoś mnie przekona, że ma mocny powód, by właśnie teraz wystawić "Hamleta" - potraktuję go serio. Jeśli znajdzie się ktoś na tyle odważny, by wystawić "Sen nocy letniej" na Stadionie Narodowym, zrobię wszystko, by mu to ułatwić. Sam wcale nie muszę reżyserować, choć jest kilka rzeczy, na które miałbym ochotę. Parę lat temu napisałem na przykład scenariusz filmu o kibolach. Nie o dzikich stadionowych bestiach, ale o młodych ludziach, którzy są samotni, zagubieni i tylko w grupie znajdują schronienie przed rozpaczą. Nadchodzą mistrzostwa Europy w piłce, temat stanie się aktualny.

A jakie będą punkty stałe w programie Powszechnego?

- W latach 90. zrealizowałem dla telewizji serię widowisk poetyckich. Spróbuję przenieść to doświadczenie do teatru, zaprosić reżyserów, by przypomnieli poezję Herberta, Grochowiaka, Miłosza, Białoszewskiego. O projektach edukacyjnych myślę z entuzjazmem. Powszechny powinien ruszyć ze spektaklami w Polskę, do ośrodków, gdzie sztuka zazwyczaj nie dociera. Trzeba wykorzystać położenie budynku - na wielkim placu, na przecięciu arterii komunikacyjnych. Aż się prosi, by powstał tu spektakl w otwartej przestrzeni. W sąsiedztwie leży park Skaryszewski, w którym też przecież moglibyśmy działać. Mam tę fantastyczną sytuację, że obserwuję na co dzień poszukiwania najmłodszych reżyserów, studentów Filmówki i krakowskiej PWST. Zarażają mnie entuzjazmem. Chciałbym otworzyć Scenę Debiutów, by najzdolniejsi mogli podjąć pierwsze, ambitne wyzwania. Powszechny ma trzy sceny. Wszystkie powinny być w nieustannym użyciu.

Długo pan się zastanawiał nad przyjęciem tej propozycji. Co przemawiało przeciw?

- Jestem już w tym wieku, gdy nie ma się ochoty na wykrwawianie się w wojnach środowiskowych. Zastanawiałem się, czy nie znajdę się nagle na linii jakiegoś frontu. Czuję jednak, że da się tu zrobić coś naprawdę fajnego. Jeśli okaże się, że przeceniłem swoje siły - odejdę. Umowę podpisuje się na trzy lata. Pierwszy rok z konieczności będzie rozgrzewką. Za ostatni poniosę pełną odpowiedzialność. Po nim zdecyduję, czy mam siły walczyć o "swój Powszechny" dalej.

Robert Gliński (1952), reżyser filmowy i teatralny, absolwent PWSFTviT w Łodzi, od 2008 rektor tej uczelni. W Teatrze Powszechnym zrealizował m.in. spektakle "Halo, to ja" (1990), "Romans" (1996), "Loretta" (2008). Reżyserował w Teatrze Ateneum (teksty Tadeusza Konwickiego, Luigiego Pirandella) i Teatrze Dramatycznym w Warszawie (głośna "Królowa piękności z Leenane"). Do kin wchodzi właśnie jego najnowszy film "Świnki".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji