Artykuły

Jak być człowiekiem

DWIE różne odpowiedzi na to pytanie dały ostatnie przedstawienia teatru telewizyjnego. W poniedziałek jeszcze raz przypomniano nam dzieje antycznej Antygony, księżniczki, która dla pokoleń całych stała się symbolem piękna, nieugiętego charakteru, wzorem miłości i wierności. Czyn Antygony z tą samą siłą porusza dzisiaj umysły i uczucia widzów co dawniej, w każdej epoce odkrywa nowe warstwy znaczeń i analogii, jest przykładem zwycięstwa nad samym sobą. W czasach rozluźnionych więzów rodzinnych, kiedy wokół nas nietrudno wskazać wypadki sprzedawania brata przez siostrę, postępek Antygony, narażającej się na śmierć, by spełnić ostatnią powinność wobec brata, jaśnieje autentycznym blaskiem, pokazuje jaka zdolność dokonywania wyboru może stać się udziałem człowieka.

Oczywiście "Antygona" zawiera w sobie znacznie więcej znaczeń, niesie z sobą problematykę władzy, konflikty sumienia i obowiązku. Może być jednak i tak, że w dziele wielowymiarowym, uniwersalnym, dla odbiorców odległych epok oznaczającym coś innego, odnajdujemy pewne analogie doraźne, z najbliższego otoczenia.

Telewizyjne przedstawienie "Antygony", chociaż dalekie od ideału, oglądałem z ciekawością i przejęciem. Pola Raksa kreowała tytułową postać ogromnie ciepło, świeżo i gdyby jeszcze dysponowała większą siłą i żarem wewnętrznym, należałoby uznać jej interpretację za całkowicie udaną. Kreona odtwarzał Gustaw Holoubek, od początku wątpiący w słuszność swojego zdania. Osiągnięciem inscenizacji była scenografia Fabiana Puigsvera, surowa, ascetyczna, zarówno w dekoracjach nagich i zimnych, jak i w kostiumie prymitywnym, prawie więziennym. Reżyseria Olgi Lipińskiej dość szczęśliwie łączyła kameralność tragedii z próbami rozwiązań przestrzennych.

Koniecznie wspomnieć jeszcze należy o niektórych wykonawcach, o Marii Homerskiej w roli nieszczęśliwej Eurydyki, o Andrzeju Zaorskim jako Hajmonie, chórze w osobach Stanisława Zaczyka, Zygmunta Maciejewskiego i Stanisława Jaśkiewicza.

Drugim widowiskiem teatralnym tygodnia stała się telewizyjna premiera "Dobrego człowieka z Seczuanu" Brechta, nadana przez studio w Łodzi. W spektaklu mieliśmy inny przykład usiłowań jednostki, by postępować dobrze, szlachetnie, zgodnie z naturą człowieka. Szen Te z dramatu Brechta, postać kryształowa i sprawiedliwa, stara się na własną rękę zmienić najbliższe otoczenie, ponosi porażkę, albowiem - jak głosi autor - indywidualne wysiłki człowieka na nic się zdają w świecie rządzonym przez niesprawiedliwy układ stosunków społecznych.

"Dobry człowiek z Seczuanu", to jedna z najpiękniejszych sztuk Brechta, w realizacji łódzkiej znalazła godnych wykonawców. Przede wszystkim odnieść należy tę uwagę do Marii Głowackiej, która dwa wcielenia Szen-Te nasyciła liryzmem i siłą walki, bezradnością i uporem jednocześnie. Partnerami Głowackiej byli Krzysztof Chamiec jako lotnik Jang-Sun, Janusz Kłosiński - sprzedawca wody. Bohdana Majda - wdowa Szin.

Kolejny program redakcji publicystyki kulturalnej zatytułowany "Na wielkim ekranie" poświęcono próbie rehabilitacji w opinii odbiorców tematyki produkcyjnej w polskim filmie. Zamiar ambitny, ale trudny. W dyskusji przed kamerami nie wziął udziału ani jeden z wybitnych znawców sztuki filmowej, co już w jakimś stopniu określa popularność zagadnienia. Z konieczności dialog toczyli: autor powieści, na podstawie której nakręcono firm o problematyce produkcyjnej, dyrektor wielkiego zakładu i reporter popularnego tygodnika. Niepostrzeżenie rozmowa zeszła na sprawy dalekie od twórczości filmowej, co też jest jedną z zagadek lansowanego gatunku sztuki filmowej. W rozmowie, w dyskusji fachowej konflikty pojawiające się w produkcji stanowią coś fascynującego, przeniesione na ekran z trudem koncentrują na sobie uwagę widowni.

Jeszcze nie ochłonęliśmy z emocji, jakich dostarczył pierwszy plebiscyt Archimedesa, a tu telewizja wystąpiła z drugim. Już teraz można zaryzykować i ocenić drugą edycję jako mniej udaną. Głównie z uwagi na wytypowanie do plebiscytu partnerów o nierównych szansach. Bo przecież dla nikogo nie ulega wątpliwości, że z trójki znakomitych przedstawicieli XVI wieku: Kopernika, Michała Anioła i Munzera, ten pierwszy odniesie zdecydowany i absolutny sukces. Tym samym cała zabawa w walkę wyborczą, w szermowanie argumentami wiele straci na atrakcyjności. Drugi plebiscyt, nie dostarczając elementu wątpliwości, stanie się nudnym głosowaniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji