Artykuły

Oportunizm cezarów

Istnieją teatry, które realizują wyznaczony im plan usług. Istnieją teatry, które służą sztu­ce. Istnieją teatry, które nie wiadomo po co istnieją. I wre­szcie są teatry, które uczą my­śleć, do ich szczupłej liczby nale­ży teatr Erwina Axera. Cenię go między innymi za to, że mogę się z nim nie zgadzać. A to dosyć rzad­ka właściwość w sytuacji, kiedy "Bracia Karamazow" czy "Wesele" są zmajoryzowane powodzią sztuk granych...? Chyba granych tylko dla miłego grosza.

Z teatrem Erwina Axera nie zgadzam się co do sposobu scenicznej interpretacji "Androklesa i lwa". Tradycjonaliści widzieli w tej sztuce żartobliwy paradoks o po­trzebie tolerancji, sceptycy - dwu-aktówkę z myszką. Axer zadał kłam obawom sceptyków, ale przy okazji wprawił w kłopot tradycjo­nalistów. Posłużył się shawowskim dialogiem dla zademonstrowania tezy zgoła innej, a uznając mi­strzostwo reżysera - tezę zaakcep­tować trudno...

"Androkles i lew" w Teatrze Współczesnym jest na pozór spek­taklem bardzo niespójnym. Gospo­darka aktorskimi talentami wyda­je się być dość chaotyczna i przy­padkowa, całe partie dialogów umy­kają uwadze widza, którą przy­ciągają urocze wygibasy wyczynia­ne przez dwóch młodych ludzi odzianych w kudłatą skórę lwa. Ta niespójność posiada przecież swój sens, wliczona jest w ostateczny bilans obowiązkowych wrażeń, któ­re dla P.T. publiczności zapropo­nował reżyser.

Bo czymże jest dwuaktówka Sha­wa, kiedy przenicujemy ją tradycyjnym szlakiem paradoksu o to­lerancji? To starcie trzech postaw, którym autor przydzielił równą ilość argumentów. Kasują się one nawzajem, pozostawiając w świa­domości widza miłe wrażenie pół­toragodzinnego kibicowania przy meczu, w którym piłkę zastępują racje względne. Pierwszą z nich prezentuje nam w "Androklesie i lwie" Lawinia: to niezłomne prze­świadczenie o zwycięstwie ducha nad materią. Inaczej Ferrovius: je­go triumf musi być efektem moc­nych kułaków. Pomiędzy tą parą stoi Cezar, któremu jest właści­wie wszystko jedno. Podziwia siłę cudzych przekonań (choć są mu one obojętne) i admiruje cudze bi­cepsy, (choć nie napawa go to chęcią zapisania się do sekcji kul­turystów). Cezar jest ekstraktem oportunizmu, ale właściwa ocena jego postawy możliwa jest jedynie w kontekście cudzych triumfów i cudzych przekonań. Bez nich nie można sądzić Cezara. Przy wszyst­kich ocenach moralnych niezbęd­ny jest bowiem punkt odniesienia, tak jak w procesach sądowych nie sposób się obyć bez kodeksów kar­nych. Absolut zła stanowi pojęcie względne, mgliste i sprawdzalne jedynie na kartkach dekalogu, jako norma społeczna nie ma racji by­tu. Tak więc bez Ferroviusa i bez Lawinii nie ma shawowskiego Ce­zara.

W przedstawieniu Erwina Axera istnieje Cezar. Jan Kreczmar wy­dobywa z tekstu Shawa złoża dow­cipu prawie nieprzeczuwalne. Drwi z siły wiary i z wiary w siłę, gra­cję baletnika łączy z dystynkcją dyplomaty, z uśmiechem ocenia własne grzechy i z uśmiechem sam się z nich rozgrzesza. Jest świet­ny. I nie napotyka przeciwników.

W słuchaniu racji Lawinii prze­szkadza widzom łabędzia szyja pa­ni Marty Lipińskiej. Tak łabędzia i tak nieskazitelna, że nikt będą­cy przy zdrowych zmysłach nie mógłby żądać, aby widz zamiast tylko patrzeć rozpraszał się jesz­cze na słuchaniu. Podejrzewam, że miss Campbell nie miała tak ślicz­nej szyi. Podejrzewam, że G. B. S. czegoś równie pięknego w ogóle nie potrafiłby sobie nawet wyo­brazić. I to go trochę usprawiedli­wia z zarzutu, że kazał Lawinii snuć długie tyrady, których dowcip można ocenić w lekturze lub zamykając oczy. Pozostaje przecież faktem, że patrząc na panią Li­pińską nie sposób zrozumieć, co ona mówi. Jej racje są wyelimi­nowane z rozgrywki.

Słuchanie racji Ferroviusa unie­możliwia z kolei vis comica Cze­chowicza. Trudno traktować serio siłę, która jest aż tak śmieszna. A nie potrzeba tu przypominać ogólnie znanej prawdy, iż siła oś­mieszona dokumentnie, zanim jesz­cze stała się groźna, nie ma szans na poważne uczestnictwo w jakimkolwiek przetargu racji. Któż boi się błazna, nawet jeśli posiada on pięści niczym bochen?

I tak właściwym morałem przed­stawienia Axera staje się ukłon dla Cezara. Zwyciężając swych sce­nicznych partnerów, zyskuje on bowiem nagle punkt odniesienia w życiowej mądrości widzów. Tyle tylko, że oceniając prawidłowo wąt­pliwą wartość moralną jego ar­gumentów, nie mogą oni nie ulec podświadomej a sugestywnej pre­sji jego scenicznej wiktorii. Hero­si i wyznawcy stanowią tam je­dynie tło dla mądrych oportunistów, którzy nawet lwu srogiemu postawią nogę na grzywiastym kar­ku (kiedy wiedzą, że niczym im to nie grozi). Nie wspominając już o tym, że wystrychną na dudków prostodusznych Androklesów. Czy możliwość takiego morału zawiera się w tekście Shawa? Istnieje ona z pewnością, ale przecież G. B. S. po­zostawił widzom jeszcze inne furt­ki rozwiązań, mniej amoralnych. Axer pozamykał je tyleż skrzęt­nie, co mistrzowsko. Dlatego trud­no podpisać się pod jego inter­pretacją: zadaniem sztuki nie jest przecież aż tak okrutne odziera­nie ludzi ze złudzeń na temat wła­snej ich moralnej wartości...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji