Artykuły

Życiowy skok z "Kamieniami w kieszeniach"

- Propozycja od reżysera Łukasza Witta-Michałowskiego, mojego przyjaciela, była dla mnie szansą i odskocznią. Wreszcie grałem, rozwijałem się, mogłem nadrabiać warsztatowe braki - o spektaklu "Kamienie w kieszeniach" Sceny Prapremier InVitro z Lublina, przed emisją w TVP Kultura, mówi aktor Bartek Kasprzykowski.

Dwaj aktorzy i 15 ról, czyli "Kamienie w kieszeniach" w nowej, telewizyjnej odsłonie.

Bartek Kasprzykowski i Szymon Sędrowski, realizując "Kamienie w kieszeniach" Marie Jones, przypomnieli o estradowym obliczu transformizmu. Zagrali kilkanaście postaci, w tym zblazowane gwiazdeczki, narkomanów, głuchoniemych, księży, pijaczków, ochroniarzy i rozszczebiotane kierowniczki planu. Objeździli z widowiskiem większość polskich festiwali, zdobywając rzeszę fanów. Sztuka opowiadająca o irlandzkich robotnikach statystujących przy hollywoodzkiej superprodukcji to klasyczny wyciskacz łez z morałem "showbiznes niszczy ludzi". Kasprzykowski i Sędrowski zrobili z niego niezwykły kabaretowy popis z nostalgią w tle. Mogło się wydawać, że za którąś z trzech ustawionych na scenie przenośnych toalet kryje się cała stajnia charakteryzatorów szybkich jak mechanicy w Formule 1.

Aktorom za całą charakteryzację wystarczyły jednak czapka, podkoszulek i elementy "wystroju wnętrz" toalety. Odsłonięty brzuszek, koci chód, kostka toaletowa jako komórka przy uchu. Fragment rury jako kamera, "amełykansky" akcent i zgarbione plecy. Niebieskie kabiny stają się wanną, barem, trumną i konfesjonałem. Zabójcze tempo i świeże pomysły przez ponad dwie godziny pozwalają aktorom utrzymać widzów w stanie jeśli nie nieustannego śmiechu, to przynajmniej życzliwej ciekawości. Nikt w każdym razie nie oskarżył teatru o obcinanie kosztów produkcji przez oszczędzanie na aktorach. Okazuje się więc, że nie tylko transformista, ale i transformizm może mieć wiele twarzy, a jego polska twarz trzyma się całkiem nieźle.

***

Rozmowa z aktorem Bartkiem Kasprzykowskim:

Joanna Derkaczew: W spektaklu "Kamienie w kieszeniach" przyjazd ekipy filmowej zmienia życie miasteczka. Sam spektakl z kolei zmienił pana sytuację.

- Na pewno wyrwał mnie z rutyny dogrywania czwartoplanowych ról w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Tamtejszy dyrektor Krzysztof Orzechowski nie miał wobec mnie ciekawych planów. Propozycja od reżysera Łukasza Witta-Michałowskiego, mojego przyjaciela, była dla mnie szansą i odskocznią. Wreszcie grałem, rozwijałem się, mogłem nadrabiać warsztatowe braki. Lata występów i podróży z "Kamieniami..." doprowadziły też do tego, że spełniło się moje marzenie. Wraz z Szymonem Sędrowskim wygraliśmy tym spektaklem szczeciński Przegląd Teatrów Małych Form "Kontrapunkt". Pochodzę ze Szczecina, obserwowałem Kontrapunkt od najmłodszych lat i to m.in. dzięki niemu zdecydowałem się zostać aktorem.

Brzmi jak materiał na scenariusz.

- Dlatego tak bliska była mi sztuka Marie Jones. Tam też mamy historię chłopaków, którzy z niczego tworzą fantastyczną opowieść. Nam pomógł zapał i życzliwość takich ludzi jak pan Andrzej Wójcik, który udostępnił nam klub Graffiti w Lublinie. Trenowaliśmy tam przez całe lato, próbując rozgryźć, jak we dwóch zagrać ok. 15 ról.

Jak sobie pomagaliście? Rysowaliście jakieś diagramy?

- Na szczęście wystarczyło uważnie przeczytać tekst. Wiele rozwiązań kryło się w logice zapisu. Do każdej sceny mieliśmy po 10 różnych "właściwych rozwiązań", ledwo starczyło czasu, by wypróbować wszystkie.

Publiczność świetnie bawi się, obserwując wasze transformacje w "Kamieniach...". A jednak opowiadana w tle historia statystów jest raczej ponura.

- Marie Jones wykorzystała tu własne obserwacje z pracy na planie filmu "W imię ojca" w Irlandii. W Polsce nadal nie mówimy za dużo o sytuacji statystów i odpowiedzialności za miejsce, gdzie kręcimy. Praca przy serialu "Ranczo" dała mi wiele do myślenia. Ta produkcja naprawdę zmieniła Jeruzal, w którym nagrywamy. Na szczęście - na lepsze. Zaczęli się tam zjeżdżać ludzie, odżyła tamtejsza parafia. W "Ranczu" statystowali mieszkańcy, m.in. ministranci. Kilka pań regularnie pojawiało się nie tylko w tle, ale i większych epizodach.

Z jakiego planu wraca pan w tej chwili?

- Kręcimy pierwsze odcinki "Wszyscy kochają Romana", polską wersję amerykańskiego przeboju "Everybody loves Raymond". Nie przeszkadza mi, że to zagraniczny format. Naprawdę cenię amerykańskie seriale, sposób budowania postaci, dialogów. Ciąglejeszcze możemy się wiele nauczyć nawet z tych starszych produkcji. Uwielbiam "Przyjaciół", "Ally McBeal", "Seks w wielkim mieście". Propozycja pracy przy "Raymondzie..." była przyjemnym zaskoczeniem, może kiedyś trafi się jeszcze coś na miarę tej serialowej "klasyki".

"Kamienie w kieszeniach", spektakl na podstawie tekstu Marie Jones, Polska 2011, reż. Łukasz Witt-Michałowski, wyk. Bartek Kasprzykowski, Szymon Sędrowski, wtorek, tvp kultura, godz. 20.20

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji