Artykuły

W obronie zabawy

Dziwne rzeczy dzieją się w nowym Teatrze Powszechnym. Po "Sprawie Dantona" - arystofanesowskie "Ptaki", grywane najczęściej "z obowiązku", nie z potrzeby, dlatego, że wypada oddać ukłon w stronę pradziejów teatru, nie zaś dlatego, by komedie starożytne kogoś naprawdę śmieszyły. Tymczasem - po to przecież zostały napisane przed wiekami i dziś jeszcze można zagrać je tak, aby - nie doszukując się głębszych znaczeń i nie siląc na odkrywanie pozornie nowych obszarów - wzbudzenie wesołości było głównym i najważniejszym celem inscenizacji. Czy taka koncepcja jest zarazem rezygnacją z ambicji? Nie wystarczy przecież zdać sobie sprawę ze źródeł, z jakich wywodzi się starogrecka komedia szczególnie komedia "stara", której głównym przedstawicielem jest autor "Ptaków". Wszakże prawzorem komedii jest "komos" - ochotniczy (dziś powiedzielibyśmy - amatorski) pochód, organizowany przez ludność miejską na cześć Dionizosa, mający postać frywolnej maskarady, kończony zaś pieśnią falliczną. W procesji takiej nie brakowało również akcentów satyrycznych, tudzież dowcipnych uwag i docinków ze strony przypatrujących się widzów: z czasem docinki owe weszły na trwałe w skład "komosu" - toteż później wyróżnikiem formalnym komedii było to, że miała dwa chóry, gdy tragedia -- jeden. Wystarczy to słowa "komos" dodać "ode" - pieśń, byśmy uzyskali "komedię".

Z tej genezy wynika jasno, czym była - i jest - komedia. Niezależnie od wszelkich ubocznych czynników, jest przede wszystkim - zabawą, dla starożytnych zabawą rozpasaną, dla nas - ujętą w pewne konwencje, które wszakże nie powinny przesłaniać sprawy głównej: tego mianowicie, że komedia jest formą, która wzięła się z ducha karnawału (maskarada, frywolność, przekraczanie granic zakazanych na co dzień) i najpełniej go kultywuje. Komedia jest dziś - używając terminologii bachtinowskiej - najbardziej skarnawalizowaną formą w teatrze. Nie można tedy żądać od teatru Arystofanesa, by był tym, czym nie był nigdy i być nie może, co więcej, nie ma powodu, by był. Wystawiana na scenie komedia Arystofanesa musi być przede wszystkim zabawą - jeśli ją nie jest, traci sens, zrywa bezpowrotnie więź ze swymi źródłami, które są zarazem źródłami szerokiego nurtu europejskiej kultury.

Tymczasem nasza epoka z podziwu godną dezynwolturą odżegnuje się od tych źródeł. W pogardzie jest teatr-zabawa, a zatem teatr czysty, rzec można, teatr odarty z naleciałości, prezentujący się w najpierwotniejszych swych składnikach. Oczywiście, bardzo trudno jest robić taki teatr, trudniej może niż inny (choć brzmi to jak paradoks), łatwiej tu o błąd i porażkę - i tu może tkwią przyczyny niechęci?

Przyjęcie, z jakim spotkały się "Ptaki" Teatru Powszechnego, zdaje się potwierdzać moje tezy. Wielu recenzentów nie dopatrzyło się w przedstawieniu nowinek interpretacyjnych - więc gotowi czynić zarzut, że reżyserowi "zabrakło pomysłu". Ale dlaczego Arystofanes miałby potrzebować nowinek interpretacyjnych, albo zgoła "pomysłu"? Śmiech - oto, czego potrzebuje.

Na scenie Teatru Powszechnego jest dużo zabawy, na widowni dużo śmiechu. Niedobrze by się działo z naszym poczuciem humoru, gdybyśmy nie potrafili docenić, jak wiele to znaczy.

Ale czy znaczy to równocześnie, że inscenizacja w Powszechnym wolna jest od błędów, rys i pęknięć? Na pewno nie, ale - jak powiedziałem wyżej - robiąc teatr-zabawy, złożony z elementów najprostszych (więc w użyciu najtrudniejszych) najłatwiej się pomylić. Ryszard Major, choć debiutuje "Ptakami" na warszawskiej scenie, nie jest postacią nową w polskim teatrze. Odegrał doniosłą rolę w ruchu młodego teatru, a jego inscenizacje w krakowskim teatrze studenckim "Pleonazmus" (zresztą nie tylko tam) wskazały nowe tory rozwojowe teatrowi studenckiemu w Polsce. Specyfika pracy w teatrze zawodowym, szczególnie w zespole tak doborowym jako zespół aktorski Teatru Powszechnego, jest absolutnie odmienna od pracy w zespole młodego teatru (choć "Ptaki" nie są pierwszą "zawodową" pracą Majora). Tutaj doszukiwać się można trudności, na jakie musiał natrafić młody reżyser. Mogę zaryzykować twierdzenie, że po prostu "nie odważył się" na to, co z łatwością przychodziło mu w "Pleonazmusie". I stąd - być może - zabawa na "Ptakach" nie jest jeszcze taka, jaka mogłaby być.

Głównym zaś jej źródłem, głównymi nosicielami śmiechu są w tym przedstawieniu - aktorzy. Ktoś, kto uważnie śledzi kolejne premiery Powszechnego, ma dodatkową zabawę w obserwowaniu wybornej komediowości aktorów, którzy stworzyli przejmujące kreacje w poważnej "Sprawie Dantona": więc prezentujący swą znaną siłę komiczną Bronisław Pawlik, więc dopiero ujawniający swój komizm Władysław Kowalski, Olgierd Łukaszewicz, czy Jan Jeruzal, więc cała plejada aktorów, łącznie z najmłodszymi, prezentująca sprawne, zróżnicowane i jakże zabawne aktorstwo zarówno w scenach zbiorowych (cały pierwszy akt) jak i w popisach indywidualnych. Trudno oczywiście pominąć głównych protagonistów - Franciszka Pieczkę i Kazimierza Kaczora, oraz panie: Elżbietę Kępińską, Joannę Żółkowską, Grażynę Marzec i Ewę Dałkowską.

Doprawdy, warto jest uprawiać teatr-zabawę, teatr czysty. Warto w nim grać. I warto go bronić. Nawet, gdy jest niedoskonały.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji