Artykuły

Balladyna nieodczarowana

"Balladyna" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Skoro Ingmar Villqist zabrał się za "Balladynę" Słowackiego, można się było spodziewać, że odczaruje ten dramat. Powstał spektakl przypominający kolaż kilku różnych przedstawień.

Ingmar Villqist znany jest przede wszystkim z tego, że inscenizuje swoje współczesne jednoaktówki, często pisane z dedykacją dla konkretnej sceny. Dlatego wiadomość, że Zabrze zaprosiło go do pracy nad "Balladyną", była pewnym zaskoczeniem. Ale też nadzieją, że odczaruje tytuł i pozbędzie się przypiętej do tekstu etykiety "lektury szkolnej", przygotowując spektakl, który wieczorami wypełni widownię Teatru Nowego.

Ponad dwie godziny próbowałam poskładać oglądane cząstki i epizody w spójną całość. Teatr opuściłam ostatecznie z wrażeniem, jakbym oglądała kolaż kilku różnych przedstawień. Co bowiem zobaczy widz w Nowym? Po pierwsze - świetny, intrygujący, nierealny świat sceniczny stworzony ręką scenografa Marcela Sławińskiego. Na tle monochromatycznej, białej dekoracji odcinają się kolejne czarne figury odziane w kostiumy autorstwa Katarzyny Sobańskiej. Jej wizja bliska jest wysmakowanym pokazom mody. Już w pierwszej ze scen Balladyna kroczy w stronę widowni dokładnie jak na pokazie ekskluzywnej kolekcji. Fason skrojony na przyszłą morderczynię nie majednak dalszej kontynuacji i uzasadnienia w przedstawieniu. Sztuczność i próżność nie jest u Villqista eksponowanym motywem do siostrobojstwa. Poza tym przestrzeń jest zaledwie w minimalny sposób ograna i wykorzystana. Wydaje się, jakby była pozostałością po jakiejś innej, obcej historii.

Największy dysonans powoduje jednak to, co proponują aktorzy Scena niezaprzeczalnie należy do kobiet - debiutującej w Zabrzu Anny Koniecznej i Joanny Fałkowskiej. Obie toczą między sobą instynktowną, wręcz zwierzęcą walkę. To obraz daleki od stworzonego przez Słowackiego podziału na nieskazitelną Alinę i złą Balladynę. Młode aktorki na równi pożądają i kuszą Kirkora, na równi drapieżnie podchodzą do walki o cenną zdobycz, którą nie ma być mężczyzna, ale władza. Konsekwentnie w tym samym tonie swoją rolę buduje Jolanta Niestrój-Malisz (Goplana): władcza, zdyscyplinowana, zaślepiona w uczuciu, niezaspokojona i zdradzona pokazuje, do czego jest zdolna.

Cóż jednak, skoro świetnie zagrana dominacja kobiet nie ma kontynuacji po drugiej stronie. Jarosław Kar-puk (Kirkor) i Marian Wiśniewski (Pustelnik) grają z patosem i powagą lekturowy dramat historyczny. Nie jest to, niestety, świadomy dialog między starym a nowym czytaniem tekstu. To rażąca niespójność w inscenizacji. Ostatecznie praca aktorek ginie zatem w scenicznej próżni, nie znajdując partnera do rozmowy, w tym do rozmowy z widzem.

"Balladyna" Villqista nie jest więc ani w pełni poprawną lekturą, ani nową, spójną interpretacją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji