Artykuły

"Wesele" na scenie muzyczno-operetkowej

Dyrekcja Miejskich Teatrów Dramatycznych nie ulękła się "braku solistów" o znakomitych w aktorstwie nazwiskach, ani ciasnoty i wad swej sceny muzyczno-operowej i sięgnęła po "Wesele", powierzając razem z rolą Gospodarza inscenizację i reżyserię zdolnemu wybitnie aktorowi, panu Kazimierzowi Wilamowskiemu.

Nim podzielę się z Czytelnikiem oceną, jaką nastręcza mi "Wesele" w ujęciu pa na Wilamowskiego i w wykonaniu Żarliwego i pracowitego zespołu, pozwolę sobie na parę zasadniczych uwag. Nie zgadzam się z koncepcją pana Wilamowskiego, podkreślam jednak, że wcale nie zamierzam dewaluować roboty lub prowadzić z inscenizatorem sporu, siłą rzeczy, niepraktycznego, skoro w samym widowisku nic już nie da się zmienić, i na wszelkie istotne restytucje byłoby za późno. Poprostu, parę uwag - musztarda po obiedzie. Pan Wilamowski miał wizję "Wesela" nie pozbawioną zalet, ale tak dalece osobistą, że warto się zgrubsza zastanowić, czy wytrzymuje próbę konfrontacji z Wyspiańskim.

Nie przeczę, że pan Wilamowski może się z pewnym powodzeniem bronić, gdyż jego wizja "Wesela" posiada przecież wewnętrzną logikę i wyraz, rytmy i napięcia dramatyczne, które nie skłamały poety. Tak, nie skłamały - w drobiazgach. Przepis, według którego inscenizator i reżyser sieka dzieło poety, wtedy tylko zdaje egzamin, kiedy, mimo siekania, zostaje dzieło, nie kadłub. A wogóle, szczerze powiedziawszy, należałoby przed realizacją wielkich pozycyj repertuaru poddawać publicznej dyskusji przepisy i chwyty inscenizatorskie. Taka nowizna zapobiegłaby nazbyt, posuniętej nonszalancji w ujęciu dzieła, naprawiłaby zawczasu błędy i przytym obudziłaby szersze zaciekawienie dla płodnej pracy teatru.

Nie potrafię wyzbyć się obawy, że odkąd Boy ruszył całą prywatną anegdotę "Wesela", anegdota właśnie będzie wydatnie ciążyć na wszystkich powierzchowniejszych ujęciach dramatu. Pan Wilamowski - stwierdzam lojalnie - nie dał się jej urzec, tym więc dziwniejsze, że nie dość się przyjrzał Wyspiańskiemu jako twórcy w okresie, w którym epizod bronowicki zajmuje miejsce ogniskowe. Tymczasem od tego należało zacząć.

W okresie, o którym mowa, przewodnikiem Wyspiańskiego, jak Wergili Danta i towarzyszem, niejako alter ego jest Mickiewicz. Układa Wyspiański dla teatru w Krakowie "Dziady", lub nad ich układem przemyśliwa, po "Weselu" zaś pisze wkrótce "Wyzwolenie", wyzwolenie z mickiewiczowskiej obsesji. W "Akropolis" kto inny będzie mu mistrzował. Lecz do Bronowic idzie z nim Mickiewicz i na godach pana rydlowych pokazuje "niesamowitym stalowym oczom" zwitek metafizyczny umarłych z żywymi w krasej mężatce, dawniej narzeczonej malarza de Laveaux. którego zapomniana grób sierocieje gdzieś wśród obcych. Choć Wyspiański rozpoczął od sceny z Wernyhorą, przeświadczony jestem, że nić Ariadny w labirynt natchnienia, droga transu genetycznego prowadzi od sceny z Widmem w odpowiedniczce jej rzeczywistej, a równoczesne przeżywanie "dziadów" i weseliska, żałoby i radości, nabiera u poety konsekwentnie barw mrocznych, sublimując dramat w tragedię sprzeniewierzeń o piekło cięższych, boleśniejszych, niż marysine, w tragedię win i zbrodni stanowych i narodowej stąd niemocy.

Bo "zbrodnia-niemoc" woła Wyspiański w rapsodach.

Wyspiański czuł się wolny: jego wolność to tworzenie w imię wielkości, którą wskrzeszał przez postaci z ewangelii romantycznych, z "matejskowskich" obrazów i posągów wawelskich. Naród coraz oddalał się od tej wielkości ponieważ

tracił samowiedzę; tęsknota do swobody przeszła, w podświadome. Ją to zamknął poeta w symbol, w różę, owiniętą chochołem-niewolą. I ogarnęła go zgroza, lęk, że bydlęce bytowanie zabije tęsknotę. Szarpnął sumieniami. Wiedział, że narodowi trzeba jakiejś ogromnej katharsis i że nie odzyska bez niej samowiedzy i wolności. Wytknął w "Weselu" rozbrat tego, co słabo - słabo grało jeszcze w duszach Dziennikarza i Poety, z tym, co niósł szary dzień, więcej, bluznął goryczą na ślubienie się chłopskiej córki ze szlacheckim synem. To upragnione małżeństwo nie "wypełnia mu się" w sensie metafizycznym, światy Młodego i Młodej nie odpokutowały zbrodni: szlachta kupowania władzy za cenę duszy i sprzedawania władzy wrogom za ruble, chłopstwo - rzezi za pieniądze rakuskie. Wojewoda z "Zaczarowanego koła" w symbiozie z targowiczaninem Braneckim stanowi fundamentalny akcent postaciowy "Wesela", jak nawet nie są w "Dziadach" -jawy Pana i Doktora. Też i Upiór-Szela. Sen - bajka Młodej o biesach i Polsce, której Poeta radzi szukać w sercu, splata się mocno z motywem Szeli. Motyw ten ocienia i Czepca, któryby łamał gnaty "rodzonemu bratu". Biada społeczeństwu, gdzie reprezentują bios puszczone samopas krzepkie zabijaki w rodzaju Czepca i scherlałe od nadużyć inteligenty w rodzaju Nosa!

Pan Wilamowski nie dosłuchał się, że "Wesele" jest krzykiem rozpaczliwym o ethos, bez którego nie istnieje samowiedza narodu, koronująca się w wolności. Wyrzucił z tekstu Hetmana i Szelę, wymazał Nosa. Wykreślił jednym pociągnięciem ołówka reżyserskiego sceny momenty, które bogaciły tło obyczajowe "Wesela".

Tego zasię. Zasię dlatego, że "Wesele" ma także wartość - dokumentu. O wykonaniu napiszę w następnym numerze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji