Artykuły

Nikt nie jest sprawiedliwy

Reż. Bogdan Hussakowski wziął tym razem na warsztat Szekspirowskiego "Otella" - i zrobił to, by tak rzec, w całej rozciągłości, bo nawet zmodyfikował tekst starego tłumaczenia Józefa Paszkowskiego. Poprawki poszły w kierunku nowej interpretacji Szekspira. Idzie o "odbrązowienie" wielkiego dramaturga, którego twórczość chętnie była przez naszych tłumaczy wygładzana i "dosładzana". Tymczasem świat autora "Hamleta" nie jest bynajmniej krainą harmonii, nawet w sferze językowej. Renesansowa bujność, ludowa jędrność i dowcip raz po raz demonstrują się w sformułowaniach, które mogą razić ucho pięknoducha. Obawa przed obscenami została przez Hussakowskiego odrzucona. Ze sceny padają "mocne słowa", tekst poczciwego Paszkowskiego jest wyostrzony, "zbrutalizowany". Reżyser postąpił tu podobnie jak J. S. Sito, którego tłumaczenia sztuk Szekspirowskich tyle wywołały kontrowersji.

Osobiście popieram takie praktyki, sądzę bowiem, że gust "pseudoklasyczny" w przekładowej praktyce niejedno już dzieło, na polski przetłumaczone, zniekształcił. Oczywiście, można się spodziewać, że w ślad za tekstem pójdą zmiany interpretacyjne. Nadzieje owe zrealizowane zostały z nawiązką, albowiem kształt sceniczny "Otella" jest jeszcze mniej konwencjonalny, niż przekład po poprawkach. Jest to inscenizacja bardzo ambitna i niełatwa, toteż wywołała już, sporo nieporozumień w głosach o nowohuckim "Otellu". Wyznacznikiem nastroju całości i aktywnym współorganizatorem koncepcji Hussakowskiego stała się scenografia Krystyny Zachwatowicz. Szokuje ona swą prostotą i zarazem wyrafinowaniem. Ten szary, błotnisty pejzaż, urozmaicony jedynie wzgórkiem, który pełni nader różne funkcje; kostiumy bohaterów zaledwie we fragmentach zbliżone do historycznych, zresztą proste, niewymyślne, demonstracyjnie nijakie - wszystko to sugeruje, że reżyser nie zamierza rozgrywać tragedii w górnych tonach. Jedna z najbardziej patetycznych tragedii Szekspira bez patosu? Właśnie tak, choć tu i ówdzie specyficzny i skarykaturowany patos został zachowany. Można by mówić o widzeniu typu egzystencjalistycznego i próbować interpretacji, posuwającej się tymi tropami. Wszak w "Otellu" Hussakowskiego każdy wybór - choćby najbardziej heroiczny, w obliczu pustki, na ruinie moralnych nakazów dokonany - jest daremny, staje się aktem obłędu, rozpaczy i dopełnia sytuację, w ramach której człowiek człowiekowi jest piekłem. Reżyser nie zamierza jednak traktować takiego widzenia z namaszczeniem. Wszystko jest u niego podszyte niewesołym śmiechem, drwiną, groteską, nawet - burleską. Drama Szekspira zaczyna być podobna do opery tragikomicznej, gdzie każdy usiłuje wyśpiewać swą rolę fałszywym lub fałszowanym głosem.

"Otello" to sztuka o sprawiedliwych i niesprawiedliwych; ci drudzy burzą życie i szczęście tym pierwszym. Tak by się wydawało na pozór, Hussakowski postanowił jednak, wyciągnąć konsekwencje z całościowego widzenia świata w twórczości Szekspira. Dobro i zło jest w niej względne; iluż to wielkich bohaterów poznajemy szlachetnymi (Makbet), a żegnamy łotrami, co ponoszą zasłużoną karę. Zasłużoną? Przecież zrobili tak, jak zrobili, bo znaleźli się akurat w innej pozycji i okolicznościach, niż ich ofiary; bo rządziły nimi odmienne i silniejsze namiętności. Dialektyka relacji kat-ofiara, rozpatrywana z tego punktu widzenia, jest dwuznaczna. Ofiarami zaczynają być wszyscy, nikt nie jest sprawiedliwy. A wtedy zaczyna dziać się na scenie to, co oglądaliśmy w Teatrze Ludowym: nie ma "bohaterów", są tylko zwykli, szarzy ludzie, uplątani nawzajem przez siebie w sieć podejrzeń, intryg, nienawiści - najzupełniej absurdalnych. Absurdalne są podejrzenia i zbrodnicza mściwość Jagona; idiotyczną szlachetność Kasja; nieprawdopodobną i głupią łatwowierność i patologiczna zazdrość Otella; podejrzaną ślepota na intrygi Desdemony, wszak na tyle sprytnej, żeby podejść ojca i uciec z czarnoskórym dowódcą... Każde z nich zawdzięcza swoją tragedię sobie samemu. Losowi, światu tak urządzonemu, że człowiek nie ma szans do końca mieć pewności, czy goni za prawdą, czy za omamem.

Koncepcja przedstawienia jest interesująca - wykonanie jednak nie zawsze nadąża za tym. Dobre role mają: Jerzy Sopoćko (Doża), Edward Raczkowski (Brabancjo), Zygmunt Malanowicz (Jago), Jan Guntner (Błazen) oraz Irena Jun (Bianka). Zdecydowanie nie podołał Józef Harasiewicz (Otello), Dominika Stecówna (Desdemona) i inni. Tak czy owak, warto obejrzeć i pospierać się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji