Artykuły

Sztuczna broda? Nigdy

- Teatr jest szlachetny, oparty na tej największej literaturze... Nie trzeba wszystkiego obsługiwać ludźmi popularnymi tylko dlatego, że oni przynoszą pieniądze albo zwiększają oglądalność. To tandeciarstwo - mówi OLGIERD ŁUKASZEWICZ, aktor Teatru Polskiego w Warszawie.

Miliony widzów pokochały go, gdy zagrat Albercika w "Seksmisji" Juliusza Machulskiego. A przecież Olgierd Łukaszewicz [na zdjęciu] ma też na koncie inne wspaniałe, może ciekawsze nawet role. Jego talent doceniono nie tylko u nas. Przez lata dzielił bowiem swój czas między Polskę i Niemcy.

Justyna Hofman-Wiśniewska: - Gra Pan znowu w filmie...

Olgierd Łukaszewicz: - Po kilku latach pustych filmowo. Myślałem nawet, że ta dziedzina się dla mnie skończyła.

- Jednak pamiętam taki czas, gdy był Pan wszędzie: w teatrze, w telewizji, w filmie.

- A mimo to stale wspominam role, których nie zagrałem, bo odmówiłem.

- I żałuje Pan?

- Żałuję. Zbyt pochopnie rezygnowałem. Wtedy wydawało mi się, że dobra passa będzie trwać wiecznie.

- Dziś popularność daje przede wszystkim serial telewizyjny, telenowela, na krótko film...

- To prawda. Kiedyś aktor grający w teatrze, jeżeli publiczność go lubiła i ceniła, jeżeli przychodziła specjalnie na niego do teatru, cieszył się ogromną popularnością, był rozpoznawany na ulicy, w sklepie...

- To się zmieniło.

- Papka serialowo-telenowelowa jest wręcz nie do ogarnięcia w swej wielości - i to nawet wtedy, gdy ograniczymy się wyłącznie do produkcji polskiej. Seriale mają swoją wielomilionową widownię telewizyjną. Tak jak niekiedy popularna literatura dotykają czasem naprawdę poważnych spraw. Takich, które przeżywają ludzie. Kędyś te problemy były sygnalizowane np. w radiowych "Matysiakach" i nikogo to nie raziło. A dzisiaj, kiedy pojawiają się jakieś problemy rozwiązywane prośbą "Przyjaciółko, poradź", niechętnie się o czymś takim mówi. Bo to zbyt mało artystyczne. Z jednej strony ta wielomilionowa widownia, z drugiej ciągle wstyd się przyznać, że te seriale i telenowele się ogląda. Coś nie tak.

- Serial, telenowela daje coś, czego w dobrej literaturze, dobrym filmie czy teatrze nie ma: naskórkowe dotknięcie życia. To taki Hollywood?

- To jest właśnie Hollywood. Płytkie, powierzchowne, wypisywane na kolanie recepty, które nie mają nic wspólnego z autentyczną, osobistą wypowiedzią twórcy. Niech sobie będą seriale, niech będą telenowele - nie mam nic przeciwko temu. Tylko niech każdy gatunek ma swoje właściwe miejsce i swoje prawa w kulturze. W momencie, gdy zapowiadając Teatr Telewizji, podkreśla się, że w przedstawieniu "będzie grał nasz ulubieniec z serialu", dochodzi, moim zdaniem, do morderstwa dokonanego na Teatrze Telewizji i wyjątkowej tandety. W Teatrze Telewizji reżyserzy powinni mieć całkowitą swobodę wyboru obsady, bo to gwarantuje świeżość i możliwość realizacji własnych koncepcji twórczych. Dotyczy to zresztą również aktorów. Bo Teatr Telewizji to zupełnie inne myślenie. W nim powinna panować wolność. Seriale? Dobrze. To jest handel, komercja. Teatr - nie. Teatr to wolna myśl twórcza. Nie wsadzajcie więc komercyjnego myślenia do teatru, do "Hamleta", "Antygony", nawet "Moralności pani Dulskiej". Komercyjna produkcja filmowa musi istnieć, bo istnieją przecież bulwar, western... A teatr jest szlachetny, oparty na tej największej literaturze... Nie trzeba wszystkiego obsługiwać ludźmi popularnymi tylko dlatego, że oni przynoszą pieniądze albo zwiększają oglądalność. To tandeciarstwo.

- Wrócił Pan do filmu...

- Wydaje mi się, że to krótki powrót. Zagrałem ojca Jana Pawła II w filmie "Karol - człowiek, który został papieżem". Nie jest to duża rola, ale znacząca, gdyż ojciec był bardzo ważną osobą w biografii Papieża. I scenarzysta to docenił, gdyż tak rozłożył akcenty, że ojciec ma w filmie istotne znaczenie. Taka rola daje aktorowi szansę na budowę całkowicie suwerennej postaci, jest naładowana emocjami. Można pokazać w niej to, co się naprawdę myśli i czuje.

- Nie mogła być to jednak rola łatwa. Grał Pan człowieka bardzo ważnego w życiu Papieża, a więc, jak mi się wydaje, musiał patrzeć na ojca Karola Wojtyty Jego oczami. Co jeszcze było w tej pracy szczególnie trudne?

- Wszyscy, którzy znali Papieża w czasach młodości, zwracali uwagę, że wyrastał swoją osobowością ponad swoje środowisko. To dla aktora bardzo ważna wskazówka. Ale i ogromna trudność, bo trzeba znaleźć odpowiedź na pytanie, na czym to wyrastanie "ponad" polegało.

- Dotarcie do prawdy jest trudne...

- Wręcz niemożliwe bez zaangażowania się w tę postać własną psychiką, bez uwiarygodnienia jej dramatów własnymi emocjami czy też pauzami, w których się człowiek zastanawia, myśli, a potem wybucha gwałtownie jakąś rytmiką. Bez tego naciągania na siebie wszystkiego, co dana postać niesie, nasz zawód staje się nietwórczy, a każde przedstawienie kompletnie nieinteresujące. Oglądamy na scenie postaci zrodzone w wyobraźni i każda z nich jest warta zauważenia. Każda z nich ma swój los, nawet, jeżeli autor nie wszystkie obdarzył taką samą uwagą. W teatrze nawet, gdy się milczy w drugim planie, współuczestniczenie w tym, co się dzieje na scenie, jest ważne.

- Co jeszcze, poza rolą ojca Jana Pawła II, na Pana czeka?

- Znajduję się w przełomowym okresie życia, w którym pożegnałem dawną młodość, a jeszcze nie całkiem wszedłem w rejon ojców, choć w życiu prywatnym w tym roku zostałem dziadkiem. Gram Pustelnika w "Balladynie" w Teatrze Polskim. Myślę, że wniosłem zupełnie świeży pomysł w tę rolę. Tradycja grania tej postaci była dosyć nabożna, tymczasem ja gram wściekłego choleryka, dziada chodzącego po odpustach. Stąd u mnie ta siwiejąca broda, bo nie chciałem mieć sztucznej. Propozycje od przyjaznych reżyserów są, ale za wcześnie, aby o tym mówić. Wszystkie plany są umiejscowione w obecnej epoce mojego życia, więc nie muszę zakrywać swoich przerzedzających się włosów itd. Myślę, że znowu będę grał i to role ludzi, którzy po epoce burzy i naporu myślą, że teraz mogą mieć spokojną starość. Król Lear to symbol tego, na co czekam.

- Jednak wielka literatura?

- Tak. W wielkiej literaturze zawsze jeszcze ktoś nowy ma coś nowego do powiedzenia albo ma do powiedzenia coś, czego jeszcze nie powiedział. Marzeniem aktora jest wypowiedzenie się poprzez reżyserię. Tylko w którym momencie to uczynić?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji