Artykuły

Zza miedzy - Divadelní svět Brno - Poniedziałek

Spektrum tematów i środków wyrazu pozwala na to, żeby rzeczywiście mówić o teatrze jako równoległym świecie, który bardzo wiele potrafi powiedzieć o naszym - o poniedziałku na festiwalu "Teatralny świat" w Brnie w Czechach pisze Katarzyna Piwońska z Nowej Siły Krytycznej.

Poniedziałek to dzień obfitujący w największą liczbę wydarzeń - publiczność mogła wybierać spośród dwunastu spektakli i dwóch filmów. Nie było łatwo dokonać selekcji, jednak po obejrzeniu trzech przedstawień mogę się pochwalić trafnością decyzji. Nim jednak przejdę do podzielenia się swoimi spostrzeżeniami, parę słów poświęcę festiwalowym przestrzeniom. Swój akces do udziału w Teatralnym Świecie zgłosiło większość brneńskich teatrów - użyczają one gościom swoich scen oraz mają możliwość zaprezentowania własnych projektów. Dla festiwalowej publiczności dogodne jest usytuowanie budynków, bowiem ich wzajemna bliskość pozwala na pokonywanie pieszo tych dystansów w między spektaklowej przerwie. Po drodze jest na czym zawiesić oko, bo jak wiadomo historyczna stolica Moraw obfituje w zabytki. Budynki tutejszych teatrów zostały zmodernizowane i większość kryje na wskroś nowoczesne wnętrze. Festiwal wychodzi także w przestrzeń miejską: na deptaki i place, dziedzińce zabytków, do parków przyrody, hal przemysłowych - całe rozległe centrum miasta żyje w tych dniach teatrem. W tych miejscach działają też dwie festiwalowe kawiarnie, funkcjonujące równocześnie jako sceny dla kameralnych wydarzeń: jedna na Placu Wolności, druga na dziedzińcu Biskupiego Dworu. Te drugą szczególnie chętnie okupuje młodzież - nic dziwnego, bo po wieczornym spektaklu (stricte rozrywkowy) można tu zabawić do godzin wczesnoporannych, tańcząc i rozmawiając. A teraz do rzeczy!

Stosunki damsko-męskie

Divadlo u stolu jest najmłodszą spośród scen skupionych w projekcie Centrum Eksperymentalnego Teatru w Brnie (Centrum experimentálního divadla) - pozostałe grupy to Divadlo Husa na provázku i HaDivadlo. CED chce być ośrodkiem prezentacji i wymiany idei nie tylko na skalę jednego miasta, ale całej Europy Środkowo-Wschodniej. Zakres działalności rozszerza na pole wszystkich dziedzin sztuki i nauk humanistycznych. Celem jest z jednej strony absorbowanie obcych tradycji i współczesnych poszukiwań, z drugiej rozpowszechnianie w świecie własnego dorobku kulturowego. Powstałe w 1988 roku Divadlo u stolu jako swoją misję obrało prezentowanie literackiej klasyki - Sofoklesa po Czesława Miłosza - w nowej, aktualnej odsłonie. Na festiwalu Divadlení svět Brno pokazali widowni adaptację opowiadania Dostojewskiego pt. "Łagodna" ("Nežná"). W interpretacji Františka Derflera staje się ono dramatem dwojga ludzi niemogących znaleźć ze sobą porozumienia. Na przeszkodzie znajdują się ich niespójne oczekiwania wobec siebie oraz bagaż złych doświadczeń z przeszłości. Minie mnóstwo czasu nim zrozumieją, że do szczęścia we dwoje potrzebny jest kompromis - tę mądrość on zdobędzie dopiero, gdy będzie za późno. Zmiany w ich relacji obrazuje zajmowanie przez bohaterów pozycji przy stole - na początku siedzą daleko od siebie, po przeciwnych stronach kilkumetrowego mebla. Wraz z biegiem wydarzeń zbliżają się do siebie, by w ostatniej scenie usiąść twarzą w twarz, na wyciągnięcie ręki - jednak tego gestu zabraknie. Dominację mężczyzny podkreśla to, że zasiada na dużym, wygodnym krześle (przypominającym nieco tron), podczas gdy dla niej pozostaje nadłamany zydel. Po jej śmierci nie będzie chciał wrócić na swoje dawne miejsce - siedząc na stołku zacznie rozpamiętywać i wylewać żale. Spektakl został skonstruowany właśnie na zasadzie mechanizmu wspomnień: nad martwym ciałem żony bohater przywołuje w pamięci historię ich związku. Kiedy zaczyna się przedstawienie, jest hardym, nierozumiejącym swojej winy mężczyzną. Przyjrzawszy się wszystkiemu, co się stało, zacznie tymi samymi słowami opowiadać przeszłość, ale będzie już zupełnie innym człowiekiem - teraz to o nim będzie można mówić potulny. Aktorka odtwarzająca rolę Łagodnej przez większość czasu tkwi w swoim świecie - opuszcza go tylko wówczas, gdy zostaje wywołana przez mężowskie wspomnienie. Oboje żyją obok siebie, bojąc się ujawnić uczucia. Mamy jednak w nie wgląd w momentach muzyczno-tanecznych interludiów (kompozycje Stravinskiego): ona okazuje się gejzerem emocji nie mających niczego wspólnego z potulnością, on - furiatem ślepo podążającym za obranym celem. Dlaczego przed sobą grają opanowanych? Dlaczego nie potrafią sobie dać miłości, za którą jedno i drugie tak bardzo tęskni? To odwieczny problem i to przedstawienie go nie rozstrzyga - może się jednak stać przyczynkiem do przeanalizowania własnej postawy wobec życiowego partnera. Całkiem prawdopodobne, że tak będzie, bo wirtuozerskie psychologiczne aktorstwo Jana Kolaříka i Petry Bučkovej wywołało zadumę na twarzach mężczyzn i wzruszenie (a nawet łzy!) w oczach kobiet. Ten spektakl jest dowodem na to, że do osiągnięcia porażającego efektu potrzebni są wyłącznie dobrzy aktorzy - reszta to dodatki.

Mistrzowski duet

"Królowa Lear" ("Queen Lear") powstała w efekcie współpracy dwóch tanecznych sław - Michaela Schumachera i Sabine Kupferberg. Takie połączenie zwiastować może wyłącznie dobry spektakl. Ich widowisko wychodzi od Szekspirowskiego dramatu, centralnym punktem czyniąc świat wewnętrzny tytułowej postaci. Zupełnie jednak inaczej można go interpretować, gdy Lear nie jest królem, a królową - w grę wchodzi wówczas temat uczestnictwa kobiet we władzy oraz relacji matka-dziecko. Pomijając kwestie genderowe, spektakl trzeba traktować jako uniwersalną opowieść o przemianie następującej w człowieku, na skutek traumatycznych doświadczeń - bo w takie obfitowało życie Lear(a) pod koniec. Jako podstawowe środki wyrazu twórcy wybrali taniec, muzykę graną na żywo przez skrzypaczkę i kontrabasistkę oraz światło - a może raczej mrok, bo na widowni i scenie panowały głębokie ciemności, w których nawet drobny element świetlny przykuwał uwagę. W jednej ze scen widzimy wyłącznie żarzący się papieros i dzięki niemu możemy śledzić przemieszczającą się postać. Twórcy hipnotyzują plastyczną wizją i nasyconym znaczeniami ruchem - żaden z elementów przedstawienia nie pojawił się w nim przypadkowo czy dla ozdoby. To poukładana od początku do końca podróż przez zakamarki duszy jednostki wędrującej z mroku w stronę światła.

Żelazne Imperium

Jak na przestrzeni o średnicy siedmiu metrów można przedstawić losy jednego z najkrwawszych i najtragiczniejszych powstań w historii? Francuska grupa La Licorne (założona w 1986 r.) ma na to receptę. Na miejsce pokazu "Spartakusa" wybrali Denisovy Sady, gdzie wybudowano z żelaza i drewna Koloseum. Od zewnątrz zainstalowano klatkę, w której uwięziony niewolnik-gladiator czekał na swoją walkę, gdy widzowie wchodzili do środka. Publiczność zajęła miejsca wokół wysypanej piachem areny i rozpoczęły się igrzyska. Przedstawienie miało strukturę opery - dwaj śpiewacy barytonowi wystylizowani na wojskowych wykonywali pieśni komentujące z perspektywy Rzymian oglądane wydarzenia. Poza tym z ust aktorów padło zaledwie parę zdań - ocena sytuacji w obozie gladiatorów. Resztę historii opowiedziano ruchem, muzyką i animacją przedmiotów. Te zasługują na szczególną uwagę: wykonawcy posługiwali się blaszanymi obiektami, do których w żaden sposób nie przystaje określenie lalka. Część z nich było niewielkimi metalowymi figurkami gladiatorów, pozostałe skomplikowanym konstrukcjami, które w ruch wprawiało aż kilka osób - jak słoń, czy tygrys (troje aktorów operowało jego łapami i łbem, sami natomiast stanowili korpus). Ta dysproporcja w rozmiarze konkurentów ukazywała bezsilność człowieka wobec okrutnej machiny imperialnej. Rzymskie legiony zostały zobrazowane dzięki wózkom z zamontowanymi dziesiątkami tarcz, pochód gladiatorów przez cesarstwo odwzorowano przemarszem stóp pozbawionych ciał. Natomiast wulkan Wezuwiusz, gdzie stacjonowali powstańcy, zastąpiły cztery spadziście ustawione metalowe drabiny, na których szczycie umieszczono kocioł z rozpalonym wewnątrz ogniem. Piach zmieniał stopniowo swoją barwę na czerwoną. Gdy opuszczaliśmy arenę, w miejscu klatki niewolnika piętrzył się stos zakrwawionych stóp... Reżyserce Claire Dancoisne nie chodzi jednak o wskrzeszenie rzymskiej legendy, ale ponadczasową refleksję na temat istoty imperializmu - wszak i dziś mamy na świecie kilka potęg. Spektakl pokazuje w sugestywnych, przejmujących obrazach, że za świetnością mocarstw stoją tysiące jednostkowych tragedii. Spartakus stanowi więc figurę buntownika walczącego o godność każdego pojedynczego człowieka.

Aby jednak nie popaść w zbytni patos artyści sięgają po kilka autoironicznych chwytów. Jak na przykład kiedy obozie gladiatorów pojawia się Matka Courage ze swoim wozem - zostaje jednak wyproszona, bo to przecież nie jej lecz rzymska historia. Widowisko uwzględniało także aktywną obecność publiczności, bo przez cały czas traktowano nas jak Rzymian przybyłych do cyrku - rzucono kawałki chleba, kazano kierować kciuki w górę i w dół... Wielu osobom atmosfera igrzysk udzieliła się tak mocno, że długo traktowało "Spartakusa" jako spektakl stworzony ku uciesze gawiedzi, a nie grożący jej palcem.

Wszystkie obejrzane przeze mnie tego dnia spektakle reprezentowały inne teatralne dyscypliny, ale w przypadku każdego możemy mówić o warsztatowej maestrii. To zestawienie pokazuje, jak różnorodna w formie i treści jest ta syntetyczna dziedzina sztuki. Spektrum tematów i środków wyrazu pozwala na to, żeby rzeczywiście mówić o teatrze jako równoległym świecie, który bardzo wiele potrafi powiedzieć o naszym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji