Artykuły

Maria Stuart

ERWIN Axer już po raz drugi wystawia "Marię Stuart" Fry­deryka Schillera: pierwszy raz w r. 1955 w kierowanym wówczas przez siebie Teatrze Narodowym - w reżyserii Wła­dysława Krasnowieckiego, obec­nie na dużej scenie Teatru Współczesnego - w reżyserii własnej. I w nowym przekła­dzie Witolda Wirpszy. Już tylko słuchanie tego przekładu daje wiele satysfakcji. (Dygresja op­tymistyczna: mnożą się coraz lepsze, coraz doskonalsze prze­kłady - J. S. Sito, J. M. Rym­kiewicz, a teraz nie pierwszy przecież, ale najlepszy z dotych­czasowych przekładów W. Wir­pszy). A ponadto oglądamy "Ma­rię Stuart" w teatrze, który od lat dwudziestu pięciu (tak, tak, nie tylko my się starzejemy i je­steśmy ciągle młodzi...) znany jest z tego (chciałoby się napisać: wyróżnia się tym korzystnie spośród wielu innych scen), że gra tylko dobrą literaturę (bez prób jakiegoś ograniczającego profilowania repertuarowego) i że ma nie tylko dobrych akto­rów, ale zespół aktorski; każda nowa premiera w tym teatrze (przede wszystkim na dużej scenie) jest pokazem do­brego aktorstwa.

Dużej klasy aktorstwo jest też w "Marii Stuart": Zofia Mrozowska, Halina Mikołajska, Czesław Wolłejko, Jan Kreczmar, Irena Horecka, Henryk Borowski, Józef Nalberczak, Edmund Fidler, to przecież wiele pięknych kart z powojennej kroniki sceny polskiej. Kart często sygnowa­nych reżyserskim nazwiskiem Erwi­na Axera. Więc jeśliby się napisało: przedstawienie znakomite - to po­wtórzyłoby się już nie wiadomo po raz który truizm, doczepiany do każdej realizacji Axera i jego zespo­łu.

Stosunek do poprzednich realiza­cji? Wspomniana premiera w Naro­dowym była wirtuozowskim popi­sem Ireny Eichlerówny w roli Marii, i tylko ją się pamięta z tego spek­taklu. Ale i konfrontacja z tekstem (a może z teatralną tradycją tego dzieła, nie tylko zresztą naszą) ujawnia wyraźnie, że Axer przekomponował je, przede wszystkim w ry­sunku postaci obu królowych. Elż­bieta, Haliny Mikołajskiej ma często liryczną kruchość i bezradność Ma­rii, w grze Zofii Mrozowskiej nato­miast odnajduje się akcenty stanow­czości, dumy, aktywności, związane raczej z postacią jej antagonistki.

NO, ale nie przychodzimy do teatru uczyć się historii Anglii. Znamy ją zresztą dobrze z Szekspira. W teatrze ważne są problemy moralne, które piętrzą się i wikłają tra­gicznie pod ciśnieniem tejże hi­storii. Te właśnie problemy mo­ralne ważne były dla teatru, dla reżysera, dla aktorów - ich wy­dobycie i ukierunkowanie decy­duje o wysokiej wartości przed­stawienia. W takim klimacie, w klimacie dużej sceny Teatru Współczesnego, szybko będą dojrzewać - jak już wiele doj­rzało - talenty najmłodszych, zdolnych aktorów: Piotra Fronczewskiego (piękne osiągnięcie w roli nareszcie młodzieńczo i ro­mantycznie autentycznego Mortimera) i Antoniny Girycz, która wniosła jedną zaledwie suge­stywnie wypowiedzianą kwestię jeszcze jeden interesujący ak­cent do tego wspaniałego spek­taklu.

A więc - Schiller żywy! A więc egzekwie odprawione przed 14 laty nad "Marią Stuart" przez niektórych krytyków przemieniły się w egzekwie nad ich artystyczną i ideową ślepotą. Sprawił to Erwin Axer i chwała mu za to.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji