Artykuły

Piąta rzeczywistosć

Józef Para wystawił we wrocławskim Teatrze Współczesnym nie graną dotychczas sztukę Stanisława Ignacego Witkiewicza - Janulka, córka Fizdejki. Trzeba uznać, że zadanie było niełatwe. Nawet bogactwa utworu mogłyby się stać przyczyną dezorientacji. Jest tu - na przednim planie - sprawa seansu spirytystycznego. W momencie gdy Janulka powstawała (1923 r.) seanse z duchami były modne. Jedni wierzyli w media i ich materializacje, inni korzystali z okazji do prymitywnej, a intrygującej zabawy. Niebawem sprawą tą zainteresował się bulwarowy teatr.

Ale w Janulce seans spirytystyczny nabiera odmiennego znaczenia. Jest powodem, by igrać z tradycyjnymi konwencjami. Pozwala pozbywać się ze sceny postaci zbędnych; zamiast wychodzić za kulisy, znikają - umierając. Śmierć nabiera tu sensu technicznego, jest jakby sygnałem inspicjenta! W innych sztukach Witkiewicza dzieje się podobnie. Ale technika seansu spirytystycznego, użyta w Janulce, nadaje tym igraszkom smak nowy. I nową sankcja konstrukcyjną. Duchy pojawiają się, znikają i znów wracają - na rozkaz czarownika. Tylko samobójcy giną bezpowrotnie. Śmierć zadana z własnej ręki i zgodnie z własną wolą nie poddaje się prawom spirytystycznych wędrówek. Samobójstwo jest jakby zgonem podniesionym do drugiej potęgi, przestaje być odejściem przypadkowym, nabiera znamion nieodwracalności. Ten wyjątek stanowi potwierdzenie reguły. Skoro tylko samobójcy wyłamują się spod władzy mistrza ceremonii spirytystycznych, inne wypadki muszą jej prawom podlegać.

Wystarczy się wsłuchać w rytm Janulki, by pojąć, że Witkiewicz posługuje się poetyką seansu, jak inni czynią z regułami gry cyrkowej. Ceremoniał seansu zostaje zachowany. Czarownik Zipfel każde gasić światła lub dyskretnie je zapalać; komenderuje zjawami jak kapral poborowymi czy nauczyciel gimnastyki jej adeptami.

W seansie nie może się nic zacząć bez mediów, czyli osób skupiających w sobie siły czarodziejskie. Jest ich w Janulce kilka. Może nim być kniagini Fizdejkowa, która nie bez powodu pogrąża się raz po raz w sen. W pewnym sensie rolę medium spełnia Wielki Mistrz. Ale przede wszystkim chodzi tu o tytułową postać Janulki. Jej podlotkowaty wiek, na granicy dzieciństwa (15 lat), jej drażniąca (nie tylko erotycznie) bierność każą przypuszczać, że ona właśnie wyzwala siły, umożliwiające zorganizowanie seansu.

Tym się jednak Witkiewicz różni od innych autorów, którzy swych komediach pokpiwali z praktyk mediumicznych, że stwarza im dalszy plan znaczeniowy. Bohaterowie Janulki wykorzystują, by zorganizować eksperyment. Polega on na próbie tworzenia sztucznej jaźni, czyli uczuć, działań i myśli dotychczas nie spotykanych. Zostaje zakwestionowane nawet samo pojęcie czasu, które stanowi istotę naszej świadomości oraz tradycyjnych form teatru i literatury.

"Rzecz dzieje się na Litwie, przy pewnym chronologicznym pomieszaniu materii" - ostrzega autor, charakteryzując na wstępie postacie sztuki. Przestrzeń jest też różnorodna, a więc niezwykła i sztuczna. Owa "Litwa" to równocześnie Warszawa czy może jakieś inne miasto. Salon, w którym odbywają się przyjęcia i gry karciane, jest równocześnie sypialnią; sala tronowa to częściowo kawiarnia. Postacie też tracą identyczność. Nawet poruszające się ruchem falistym Potwory okazują się, pod koniec, bubkami. Nie wiadomo nawet, czy jeden z nich nie jest kobietą. Ale który?

Wszystkie te atrybuty niezwykłości służą próbie tworzenia sztucznych uczuć. Pewne światło na ową "sztuczność" rzuca miłość Wielkiego Mistrza do Janulki. Nie jest ani zmysłowa, ani platoniczna. Nie może być kombinacją znanych dotychczas emocji, ostrzega Wielki Mistrz. Zniechęca się on do Janulki, ponieważ się w niej zakochał. Bowiem uczucia, o które tu chodzi, muszą być całkiem nieznane, mieć tak odrębne właściwości, jak chemiczne związki stwarzające nowy pierwiastek a nie mieszaninę dawnych. Tęsknota do świata doznań jeszcze nieprzeczuwalnych zjawia się i w innych sztukach Witkiewicza. Na przykład w Bezimiennym dziele. Łączy się z dążeniem, by w twórczości pisarskiej dać takie właściwości kreacyjne, jakimi obecnie dysponuje jedynie muzyka.

W Janulce stwarza to jeszcze i dalszy plan doznań. Chodzi o piątą rzeczywistość - artystyczną i poznawczą. W żadnym innym dziele nie kierował się Witkiewicz w tak silnym stopniu teorią swego dawnego przyjaciela, a potem przedmiotu polemik - Leona Chwistka. Janulka jest natchniona rozprawą o wielości rzeczywistości. Autor tego eseju starał się dowieść, że w sztuce istnieją cztery różne, odrębne, autonomiczne układy zjawisk: doświadczalny (odpowiadający wrażeniom życia codziennego), budowany w myśl odkryć nauk ścisłych, psychologiczny i wizyjny. Przyjmując ten system, ale i wybiegając dalej, próbuje Witkiewicz stworzyć rzeczywistość piątą, dalszą: świat czasów spiętrzonych, osobowości przekształconych, uczuć nienotowanych, myśli niespotykanych, doznań nieprzeczuwalnych. Bohaterowie tej rzeczywistości nie będą się krępowali ani doświadczeniem, ani logiką formalną, ani nawet wizjami podległymi prawom kreacji artystycznej. wzniosą się ponad reguły przyczynowości czy zasady konsekwencji, które dla autora "Wielości rzeczywistości" są obowiązujące. Chwistek domaga się od artysty, by się podporządkował liniom tej rzeczywistości, w której swe dzieło umieścił.

Nie podobna więc zakosztować pełnego smaku sztuki Witkiewicza, nie wiedząc nic o teorii Chwistka. Gdybym redagował program teatralny Janulki, umieściłbym na miejscu naczelnym streszczenie Wielości rzeczywistości z komentarzem. Ale i tak sukces spektaklu jest niewątpliwy. Widzowie wrocławscy, zwłaszcza młodzi, nie krępują się nadmiarem motywów i wątków Janulki. Interesuje ich żywiołowość Witkiewiczowskiego języka, zaskakująca i pobudzająca. Reżyser oraz aktorzy dowodzą, że wyczuli sceniczność utworu, oczywistszą i jaśniejszą przy oglądaniu spektaklu niż w lekturze.

Jest to sceniczność napięć dynamicznych, które Witkiewicz uważał za istotę swego teatru. Do czego zmierzają w Janulce? Co z nich wynika? Może klęska tych, którzy próbują budować piątą rzeczywistość? Główny jej organizator ginie samobójczo w poczuciu duchowego bankructwa. Cztery inne postacie (Zipfel, Fizdejko, Trefouille i Fizdejkowa) dochodzą do wniosku, że przeżyły identyczny sen. Ale za chwilę się okaże, że to raczej "oszalał sam ośrodek wszystkich przypadków świata".

A więc wieloznaczność wymowy scenicznej? Jako motto umieścił Witkiewicz cytat z nieznanego niemieckiego autora (może własnego apokryfu?): "Albo jestem geniuszem, albo Hanswurstem. Hanswurst czy geniusz - muszę jednak żyć". Hanswurst to postać teatru lalek, u nas przerwany Kacperkiem. Motto sugeruje więc podwójny sens Witkiewiczowskiego teatru: filozoficzno-odkrywczy i igraszkowo-widowiskowy.

Przedstawienie wrocławskie kładzie raczej nacisk na grę. Gasną i zapalają się światła, rozlegają grzmoty, roztacza się ceremonia seansu, wypadki szybko się rozwijają, nie zmuszając do zbyt poważnego przyjmowania dyskusji. Aktorzy, biorący udział w spektaklu, posługują się czasem metodą paradoksalną i przez to właśnie skuteczną. Zostaje w pamięci sylweta Fizdejki, zarysowana przez Zbigniewa Korneckiego: jest on raczej nadleśniczym w dobrach Wielkiego Mistrza niż potomkiem udzielnych władców. Z niewielkiej ilości danych dostarcza tekst, buduje wyraźną postać Andrzej Kartuza "bubkowaty" książę-kelner. Potwory zaskakują inwencją: szczególnie zaciekawia pomysłowością ruchów Irena Rembiszewska. Mniej jasna jest sprawa Wielkiego Mistrza w interpretacji, którą proponuje Zbigniew Lesień; ale wynika to może z mgławicowości. kwestii scenicznych, które ta postać podaje.

Wydaje mi się, że tytułowa Janulka byłaby wymowniejsza gdyby zachowała więcej infantylizmu. Bardzo utalentowana Gena Wydrych użyła tu tonów nadmiernej ekspresyjności, brzmiącej chwilami jak patos.

Wrocławska prapremiera Janulki w inscenizacji Józefa Pary może wywoływać dyskusje. Jest jednak pobudzająca. Witkiewicz nie był ani socjologiem, ani historykiem kultury. Jego Niemyte dusze świadczą, że w swym myśleniu historycznym nie był wolny od stereotypów i uproszczeń, a nawet omyłek. Trudno się nie uśmiechnąć, gdy poznajemy dowolną syntezę polskich dziejów, przeciwstawioną rzekomo harmonijnemu rozwojowi innych krajów. Natomiast oryginalność i siła Witkiewiczowskiej twórczości teatralnej wydaje się oczywista. Nieporozumieniem jest sprowadzanie jej do jakiegoś teatru w teatrze, swoistej komedii dell'arte, co próbują robić niektórzy krytycy. Grozi to zbanalizowaniem dramaturgii Witkiewiczowskiej, odbarwieniem, niezasłużonym pomniejszeniem. Już nie mówiąc o tym, że komedii dell'arte nie podobna pojąć bez zachowania zasad przyczynowości i konsekwencji, którym autor Janulki się przeciwstawiał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji