Artykuły

Łódź. Tragifarsa z Malkovichem

- Czuję, że w mojej głowie przemawia generał Jaruzelski! - krzyczał John Malkovich, zbiegając w sobotni wieczór ze sceny łódzkiego Teatru im. Jaracza.

Huk słuchawek, w których transmitowane było symultaniczne tłumaczenie "The Infernal Comedy", całkowicie zakłócił przebieg polskiej prapremiery spektaklu. Brzęczenie sprzętu doprowadziło artystę do furii, zagłuszyło dźwięki operowych arii, wprowadziło napięcie wśród widzów.

- Co jeszcze wydarzy się podczas tego tournée? - pytał Michael Sturminger, autor i reżyser sztuki, z którą John Malkovich i kilkudziesięcioosobowy zespół już trzeci raz objeżdżają Europę. - Czy nad tą trasą ciąży jakaś klątwa? - cedził za kulisami Martin Haselböck, dyrygent orkiestry barokowej, która towarzyszy aktorowi w spektaklu.

To, że twórcy "The Infernal Comedy" dotarą w niedzielę na spektakl w warszawskim Teatrze Wielkim, co chwilę stawało pod znakiem zapytania. Czwartek - hotelowy pokój Johna Malkovicha w Pradze zostaje wyczyszczony przez włamywaczy. Piątek - loty odwołane, aktor i dyrygent docierają z Warszawy do Łodzi załatwioną w ostatniej chwili awionetką. Kilka godzin po lądowaniu - samochód wiozący ekipę hamuje gwałtownie. Aktor uderza się w kontuzjowane kolano. Sobota - kolano puchnie, a wielogodzinna walka między artystami a dyrekcją teatru o rezygnację ze słuchawek nie przynosi efektu. Słuchawki huczą nieznośnie. W czwartek w "Dużym Formacie" reportaż o wizycie Johna Malkovicha w Polsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji