Artykuły

Kochanie miałem wypadek...

Na prośbę o wywiad Ro­mek odpowiedział: Chodźmy na basen, co będziemy gadali o aktorstwie... Nie lubię tego i właściwie nie mam nic do powiedzenia! A ponieważ ja lubię Romana Wilhelmiego, i cenię jego aktor­stwo, więc podzielę się z Czytelnikami moimi refleksjami na temat tego uta­lentowanego aktora. Motorem Wilhel­miego jest impuls i nerwy, wszystko robi w gorączce, nie umie i nie chce nic robić na letnio. Każda z jego ról po­siada logiczną konstrukcję psycholo­giczną, i perfekcję w rozgrywaniu szczegółów, tak ważnych do uwierzy­telnienia granej postaci.

Ma za sobą okresy świetne i słabsze, i wiele ról filmowych, telewizyjnych i teatralnych. Reżyserzy obsadzają go chętnie w rolach brutalnych i nonsza­lanckich postaci, bywa - postępują­cych bez skrupułów, ale nawet i te role miały w sobie wiele cech ludzkich, tłumaczących takie postępowanie. Nie raz znajdował Wilhelmi zaskakujące pomysły, które czyniły graną postać wyrazistszą. Anegdota, którą chcę przytoczyć, pochodzi z okresu wczes­nej młodości aktorskiej Romana, kiedy bywało, że niecierpliwie czekał na pro­pozycje... I zdarzało się czasem, że "zalewał robaka rozpaczy", co ogrom­nie denerwowało jego ówczesną żonę.

Pewnego dnia pani Danusia zapowie­działa, że dłużej tego nie zniesie, a Ro­mek obiecał, że będzie odtąd wracał punktualnie do domu. Ale ktoś z kole­gów, złych duchów, zaproponował "dzioba"...potem ruszono do Klubu Aktora, potem w Polskę... Nad ranem znalazł się Wilhelmi w teatrze i nagle przypomniał sobie o danej żonie obiet­nicy. Szybko połączył się telefonicznie z żoną: - Kochanie, miałem wypadek...

- Nie kłam! Znam cię!

- Ależ mówię prawdę, miałem stan przedzawałowy. Dzwonię ze szpitala. Ordynator dokładnie cię poinformuje! Zasłonił słuchawkę, zawołał przecho­dzącego teatralnego maszynistę i kró­tko go objaśnił, co ma żonie powie­dzieć. Ten ujął słuchawkę i wrzeszczy: Pani Wilhelmi, mąż miał wypadek, przewieźliśmy go tutaj, zaraz rzucimy do ósemki i będzie dobrze!

- Kto mówi? - zirytowała się mał­żonka.

- No, dochtor ordynator.

Pani Danusia rzuciła słuchawkę, a Romek jęknął: - Źle obsadziłem!!!

Roman Wilhelmi ma wśród kolegów opinię aktora koleżeńskiego, pracowi­tego, chłonnego, omawiającego szcze­gółowo, a nawet notującego każdy aktorski pomysł. On sam nigdy nie przyznałby się do tego. Nie wiem cze­mu przypisać samoobronę Wilhelmiego przed opinią aktora poważnie pod­chodzącego do pracy? Może chce uchodzić za aktora niedbałego, na lu­zie, mimochodem osiągającego sukce­sy. Jeden jedyny raz udało mi się wy­ciągnąć Romana na zwierzenia, przed laty, a dotyczyły one... śpiewu. -Wiesz, marzę, kurcze, aby raz w życiu zejść po długich białych schodach, w białym fraku, z kwiatem w butonier­ce, w otoczeniu zgrabnych girls i trzy­mając złoty mikrofon zafascynować widownię jedwabistym głosem śpie­wając - choćby - "Stranger in the Night". I w końcu do tego doszło. Roman Wilhelmi doczekał się telewi­zyjnego show, z udziałem Igi Cembrzyńskiej i polskich girls. Był bezkon­kurencyjny, choć nie miał...złotego mikrofonu. Ale śpiewał rewelacyjnie! Prowadziłam Romkowi parę spot­kań aktorskich, których...nie znosi! Toteż nie zdziwiła mnie opowieść znajomej organizatorki imprez z Biels­ka, która relacjonowała mi "Spotka­nie z Wilhelmim". Relację tę podaję na jej odpowiedzialność. Rozmowy z aktorem na temat jego ewentual­nego przyjazdu do Bielska-Białej to­czyły się ze zmiennym skutkiem. Ale -jak sama twierdzi - była tak namol­na, iż w końcu aktor ustalił termin spotkań. Kiedy w dniu zapowiedzia­nych imprez, lekko zdenerwowana pojawiła się w hotelu, Romek jeszcze spał. Zdeterminowana wtargnęła do jego pokoju.

- Przepraszam pana, ale już za pół godziny mamy pierwsze spotkanie! Musimy wyjeżdżać!

- Nic nie musimy - zdenerwo­wał się aktor - nie będzie żadnych spotkań! Obrócił się na drugi bok i zachrapał. Pani organizatorka wy­czekała się za drzwiami, by po długim czasie ujrzeć Wilhelmiego wychodzą­cego z walizką na dworzec.

Kiedy Romek mieszkał na Bagnie (zmienia mieszkania i żony) w dwudziestopiętrowym molochu, wsiada­jąc do windy, grzecznie przepuścił staruszkę wspartą na lasce. Pani na które piętro? - zapytał aksamitnym głosem. - Na 15. Mój Boże, pan był kiedyś jak kwiatuszek... Aktor milczy. Dojeżdżają na 15 piętro, starsza pani zatrzymuje się w drzwiach windy.

- Naprawdę był pan jak kwiatuszek, co się z panem porobiło?! - Szanow­na pani - zdenerwował się aktor

- gdy wejdzie pani do mieszkania, to proszę wyjąć z szuflady swoje zdjęcie na kożuszku, na golasa i sprawdzić jak się pani zmieniła! - Słodki brutal! - wybąkała starsza pani. Anegdoty anegdotami, ale Roman Wilhelmi to naprawdę świetny aktor, przemiły kumpel i człowiek o wielkim poczuciu humoru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji