Artykuły

Łobuziara, księżniczka, szczęściara

Mówi od niechcenia, paląc papierosa, w TR Warszawa czuje się jak w domu. Często tu bywa - znacznie częściej niż w krakowskiej PWST, gdzie studiuje na ostatnim roku Wydziału Aktorskiego. Portret ROMY GĄSIOROWSKIEJ, studentki i aktorki.

Do Warszawy Ściągnął ją Grzegorz Jarzyna, który w2OO3 roku rozpoczął projekt "Teren Warszawa". Jedenaścioro szczęśliwców z czterech wydziałów aktorskich trafiło do studium, zorganizowanego przy Teatrze Rozmaitości. Roma Gąsiorowska była jedną z nich. "Miałam wielkie szczęście, że to przyszło akurat w tym momencie - opowiada. - Po dwóch latach w szkole szukałam czegoś innego. Tęskniłam już za tym, żeby skonfrontować się z publicznością". Stanęła więc na scenie - najpierw w "Disco Pigs" Endy'ego Walsha w reżyserii Krzysztofa Jaworskiego, potem w "Snach" Wyrypajewa w reżyserii Łukasza Kosa, w końcu w "Bash" Ne -ila LaBute'a, zrealizowanym przez samego Jarzynę .

W "Terenie"

Roma ma 23 lata, na koncie kilka ról teatralnych i filmowych u znanych reżyserów (Grabowskiego, Jarzyny, Stuhra, Smarzowskiego). Ostatnio jest Duszą w "Nocy" w Starym Teatrze w Krakowie. Propozycje zaczęły się pojawiać po roku spędzonym w stolicy. '.

Ucieka od seriali. Ale mniej w tym aktorskiego idealizmu, a więcej strachu przed "opatrzeniem twarzy". "Dzwonili do mnie z każdego możliwego

serialu, ale nie chcę. Bo po co?"

W scenicznej osobowości Romy jest coś, co zwraca uwagę: absolutna naturalność mowy i gestu, brak wystudiowanego dystansu wobec widza - zalety, które czasem bywają wadami. "Reżyserzy często z tym walczą! - śmieje się Roma. - Ale to zależy od postaci - są takie, w których ta naturalność pomaga, ale kiedy jest wielką wadą, bardzo mocno muszę nad tym pracować". Tak jak na przykład w "Zimnym dziecku" Jana Peszka i Arkadiusza Tworusa dyplomowym spektaklu, w którym teraz gra zastępstwo. Pozorna "niesceniczność" Romy zamazuje tu ostrość postaci.

Spektakle "Terenu" stały się modne, po bilety na niewygodne krzesła w starej drukarni i innych równie obskurnych miejscach ustawiały się długie kolejki, a dziennikarze donosili, że na stołecznej mapie teatralnej coś się zaczęło dziać. Rzeczywiście nietrudno było popaść w samozachwyt. "Był taki moment, że miałam na to szansę - przyznaje Roma. - Na szczęście szybko się zorientowałam! W końcu nietrudno, żeby woda sodowa uderzyła do głowy, choćby z tego powodu, że właśnie ty jesteś jedną z II wybranych ze wszystkich czterech szkół. Ale trzeba umieć się w tym odnaleźć, nie popłynąć z falą. Przecież za chwilę wszystko może się zmienić."

W Podróży

"Mam wciąż ten sam problem - mówi.- Nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu". Kursuje więc pomiędzy Warszawą, Krakowem i Düsseldorfem. Na ekranie można ją było zobaczyć w jednej z głównych ról w "Pogodzie na jutro" Jerzego Stuhra, w Teatrze Telewizji wystąpiła w "Scenach z Powstania Warszawskiego" w reżyserii Leszka Wosiewicza, a ostatnio w "Kluczu" zrealizowanym przez Wojtka Smarzowskiego.

"Ufam reżyserom - przyznaje. - To oni tworzą, ja jestem narzędziem. Zresztą od każdego z nich starałam się wyciągnąć coś dla siebie, czegoś się nauczyć. Cały czas pcha mnie ciekawość. Nie chciałabym posługiwać się jedną metodą aktorską - im więcej sposobów, tym lepiej".

W Szkole

Roma uważa, że miała szczęście. Najpierw dostała się do najlepszej jej zdaniem szkoły teatralnej (za drugim podejściem), potem dostała szansę od Jarzyny. W PWST nie utrudniano jej życia. Na czas wyjazdu do Warszawy dostała urlop dziekański, po powrocie - indywidualny tok nauczania, bo przecież nie da się pogodzić normalnego studiowania z pracą w dwóch teatrach i dwóch miastach jednocześnie. Jestem wdzięczna, że tak to się skończyło, bo przecież mogło być jak z chłopcami z warszawskiej Akademii, którzy wylecieli ze studiów po powrocie z Terenu. Nie dopełnili formalności. Ja na szczęście w Krakowie spotkałam ludzi, którzy są mi przychylni, rozumieją moją sytuację i nie zamykają mi drogi. Szczęście trzeba łapać szybko - komentuje. Z kolegami pracowała nad ich dyplomem - "Zimnym dzieckiem". Swój zamierza robić poza szkołą. Z rokiem, na który spadła po powrocie z Warszawy, nie ma prawie kontaktu.

W TR po prostu czuliśmy się całością, chociaż potrzebowaliśmy półroku, żeby zintegrować się i nauczyć pracować na jednej scenie z, aktorami, których podziwialiśmy od lat.

Rzadko pokazuje się na zajęciach. Uczelnia jest dla Romy tylko naturalnym, koniecznym etapem w drodze do zawodu. Najbardziej dokuczliwa jest dla niej konieczność pracowania ciągle w tej samej grupie.

Na scenie

Tremy nie odczuwa. "To nie jest tak, że się nie boję - tłumaczy. - Po prostu nie paraliżuje mnie strach. Wiem, co mnie czeka za chwilę, głęboko oddycham i wychodzę na scenę. Chyba pomaga mi też to, że już wiele razy na tej scenie stałam. Ciężko jest, jeśli partner nie dopuszcza do siebie. To też kilka razy mi się zdarzyło, ale wystarczy jeden porządny wstrząs, żeby taki człowiek otworzył oczy. Czasem wystarczy cisza. Nie powiesz swojej kwestii i druga osoba orientuje się, że coś jest nie tak". Lubi "Disco Pigs" - sztukę, której luźna konstrukcja, oparta na językowych żartach dwojga bohaterów, pozwala na wykazanie się poczuciem humoru. Roma i jej sceniczny partner, Rafał Maćkowiak, nie szczędzą sobie niespodzianek. "Ten spektakl jest specyficzny - wszystkie chwyty dozwolone -śmieje się Roma. - Do tej pory zagraliśmy już chyba 40 przedstawień i za każdym razem robimy sobie kawały na scenie'.

Za to nie widzi siebie w monodramie. "Co ja mogę sama powiedzieć ludziom? - zastanawia się. - Kiedy jestem na scenie z dwiema, trzema, czterema osobami, to stwarzamy jakiś świat. Widz ma wybór - wchodzi w niego albo nie. A kiedy mam być sama... Nie czuję się na tyle ważna, mądra. Trzeba mieć dużo arogancji, żeby samemu wyjść na scenę. Wychodzi więc zawsze z kimś - najczęściej jako psotna dziewczyna, awanturnica, cicha woda. Nawet jej Dusza ma w sobie coś zadziornego. Prostestuje, kiedy powątpiewam w jej zdolność zagrania damy. "To, że obsadzają mną łobuziary jeszcze o niczym nie świadczy! W szkole grywam różne Ofelie i czuję się z tym dobrze. W życiu też jestem bardziej złożoną postacią - mam w sobie łobuziarę i księżniczkę. Damę też - w zależności od sytuacji. Kiedy dostaję jakąś rolę, staram się zbudować świat tej osoby w sobie i czerpać z prawdziwej mnie. W liceum występowała w teatrze plastycznym, który, choć miał niewiele wspólnego z aktorstwem, pozwolił jej poczuć, czym jest wywieranie wpływu na ludzi. "To był teatr obrazu. Ale sama świadomość, że możesz tym coś w widzach uruchomić, daje satysfakcję. Kiedy już byłam w szkole, zrozumiałam, że mogę się oczyścić, będąc na scenie. Choć to jest trudne, bo trzeba umieć zostawić za kulisami prywatne życie. Albo przynajmniej zachować bezpieczną granicę".

W PWST cztery lata spędzasz. Z. pięcioma tymi samymi osobami. To zabija chęć poszukiwania. Więcej można się nauczyć grając w teatrze, niż robiąc sceny w szkole, gdzie zawsze publicznością są twoi koledzy

W przyszłości

Nie oczekuje konkretnych propozycji, cieszy się z tego, co dostaje. A dostaje sporo - w Krakowie zaczyna pracę nad "Sinobrodym" w reżyserii Arkadiusza Tworusa, w Warszawie Aleksandra Konieczna zaproponowała jej główną żeńską rolę w "Wojnie polsko-ruskiej". Kiedy skończy szkołę, dołączy do zespołu TR, choć oferowano jej również pracę w Krakowie. "W Warszawie można się poczuć bardziej anonimowo" - tłumaczy swój wybór Roma. Zapewne zadziałała też magia modnego stołecznego teatru.

Aleksandra Konieczna, aktorka i reżyser, która poznała Romę w "Terenie Warszawa", nie wątpi w jej talent. Docenia w niej wrażliwość, poczucie humoru i sposób pracy nad rolą. Jej wdzięk porównuje do uroku Marilyn Monroe. Chociaż pewnie jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji