Artykuły

Smakowity kompot

W sztuce Pintera "Dobre czasy" pokazanej w Teatrze Współczesnym mamy nie­mal laboratoryjnie ujętą pewną metodę sztuki teatralnej jako sztuki mówionej.

Polega to na tym, że mamy na scenie pozór życia zwyczajnego. Wnętrze prowincjonalnego do­mu, troje ludzi ubranych naj­zwyczajniej, z twarzami nie w maskach ani pod grubą szmin­ką, zachowującymi się z pozoru jak najnaturalniej, z pozoru mó­wiących rzeczy najprostsze. Tyl­ko że już absolutna symetryczność wnętrza zastanawia naturalistyczną wprawdzie, lecz niesamowitością. Osoby zaś sztuki mówią do siebie to, co o sobie wie­dzą lub chcą żeby zostało przy­jęte do wiadomości przez par­tnerów.

Toczy się rozmowa męża z żo­ną i jej dawną przyjaciółką, i to tak bliską, że widać iż obie pa­nie mają skłonności lesbijskie. Ale na tę niby normalną rozmowę składa się to wszystko, czego na­prawdę w życiu się nie mówi, a przynajmniej zostaje w niedomówieniach. Tego rodzaju teatr polega bowiem na wyrażaniu my­śli przemilczanych w normalnych rozmowach ludzi na scenie. I na tym polega jego, mimo pozorów naturalistycznych, umowność.

Ta niejako laboratoryjna sztu­ka przedstawia ludzi pospolitych, a jeżeli mają nawet zajęcia nie całkiem pospolite, to ich duszyczki są bardzo nieskompliko­wane, mają sobie do powiedzenia rzeczy raczej trywialne. Tym bardziej, gdyby to nie było na scenie, nie mówiliby tego, choć też wiedzieliby dokładnie o sobie wszystko, to znaczy rzeczy ra­czej żenujące. Misterność Pin­tera nie prowadzi do rewelacji ani filozoficznych, ani moralistycznych, obraca się w swerze miesz­czańskiego banału, ale jest zręcz­na i daje duże pole do popisów aktorskich.

A ta strona wykonawcza, pod niezawodną, subtelną i pewną re­żyserią Erwina Axera, jest w tym przedstawieniu znakomita i z nadwyżką wynagradza błahość tematu i tekstu. Halina Miko­łajska w roli przyczajonej, z podskórnym ogniem, zaczepnej Anny, Zofia Mrozowska w roli, że tak powiem matowej, biernej, w siebie zapatrzonej Kate, i Czesław Wołłejko w roli Deeleya, który wpadł jak śliwka w kom­pot w to małżeństwo z Kate i w tę konfrontację z dawną jej przy­jaciółką czy lesbijską kochanką - to jest prawdziwie koncertowe trio.

Dobrze powiedziałem o śliwce w kompocie. Skąd powstało to dziwne przysłowie ? Przecież kompoty ze śliwek są bardzo dobre. Także i Deeley powinien czuć się dobrze z dwiema pa­niami, z którymi go notabene łączą miłe wspomnienia młodo­ści. Tak, ale kompot smakuje tym, którzy go spożywają, natomiast śliwka zostaje ugoto­wana albo jest marynowana. I to już jej własna sprawa, o której w życiu milczy. W tea­trze jednak nawet śliwka może mówić, a także krzyczeć - co wspaniale czyni Wołłejko i rów­nie wspaniale przyjmują obie panie. Dodajmy, te w tym do­skonałym kompocie Halina Mi­kołajska ma smak ananasa, a Zofia Mrozowska gruszki bery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji