Artykuły

Spektakl bez środka

"Mewa" w reż. Pawła Miśkiewicza w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Od początku wiadomo, że nie będzie to Czechow tradycyjny (cokolwiek to by znaczyło). Ale jaki jest program pozytywny? Otóż nie wiadomo.

Jest kurtyna (rzadkość w dzisiejszym teatrze). Kurtyna półprzezroczysta, granatowa, nieco tandetnie polśniewająca złotymi gwiazdkami. Otacza przestrzeń gry, będzie się sama przesuwać bądź będą ją przesuwać aktorzy. Na odsłoniętym tyle sceny - pnie brzóz ujęte w ramy ekranu. Podłoga posypana białym pyłem. Z prawej i lewej strony ustawione naprzeciwko siebie krzesła (słynny model mrówka). Będzie więc zapewne o teatrze i przymusowej czechowowskiej konwersacji, skoro kurtyna, no i krzesła tak ustawione, że aktorzy na nich siedzący muszą na siebie patrzeć. Może będzie też ironicznie wobec konwencji wystawiania Czechowa (brzozy).

Scenografia wiele zapowiada, no i zapowiedzi się sprawdzają. Bez niespodzianek, niestety. Paweł Miśkiewicz zredukował obsadę do sześciu osób. Cóż, może i tak być. Czechow, podobnie jak Szekspir, jest w stanie znieść najbardziej bezwzględne ingerencje w tekst. Często ze świetnym rezultatem teatralnym. Na scenie mamy więc Irinę Arkadinę (Iwona Bielska), Ninę (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), Konstantego (Wiktor Loga-Skarczewski), Dorna (Roman Gancarczyk), Trigorina (Zbigniew W. Kaleta) i Maszę (Urszula Kiebzak). Irina, Nina, Konstanty i Trigorin mówią mniej więcej własnymi (z Czechowa) słowami, Dorn i Masza to kompilacje - można ich nazwać postaciami miejscowymi, przedstawicielami wsi, w której goszczą pozostali bohaterowie.

Krzesełka spełniają swoją rolę: konwersacja trwa, kwestie się powtarzają - Masza nawet, pytana po raz kolejny, dlaczego ubiera się zawsze na czarno, mówi: "uwolnijcie mnie od tego". Tekst zostaje więc obejrzany krytycznym okiem, wypróbowany, podważony. Tak jak każde uczucie, z jakim niebacznie zapragnąłby się widz utożsamić. W tym nieustannym podważaniu prostego (niedopuszczalnie sentymentalnego być może) odbioru jest owszem konsekwencja, ale nie ma odpowiedzi, w jakim celu zostaliśmy go pozbawieni. Niezbyt też wiadomo, co ma nas na scenie zająć, skoro już nie możemy się przejąć. Konstanty pokazuje "nowe formy" teatralne. Rozbiera się do majtek, biega i chodzi w koło, kładzie się, chwyta zabitą mewę, zlewa się jej krwią. Czym mamy się zainteresować? Czy furią Konstantego (niezbyt przekonująco pokazaną, jakby rozłożoną na czynniki pierwsze), czy tym, że jego "nowe formy" są niezbyt nowe (przypominają działania wiedeńskich akcjonistów, którzy lubili tarzać się we krwi własnej i cudzej), czy też może tym, że Konstanty jest ponurym kabotynem?

Co komunikuje Irina w kwiecistej i bufiastej minisukience, w peruce blond, wbiegająca na scenę przy rozdzierającej pieśni "Mamma", opatrująca w jawnie "teatralny" sposób zranioną głowę Konstantego, odzianego w piżamkę w misie? Konstanty wniósł przed momentem błyszczący samowar, którego jedyną chyba rolą było zażartowanie z konwencjonalnej scenicznej Rosji. A Nina w baletowej różowej sukience odtańczyła wdzięczny taniec z różową wstęgą. Czy chodzi o pokazanie, że bohaterowie (dwie aktorki i dramaturg-reżyser) uprawiają teatr w stosunkach międzyludzkich?

Bywa owszem zabawnie i groteskowo. Te wycieczki w groteskowość bywają najciekawsze: Trigorin z nienawiścią do siebie wygłasza monolog o własnej twórczości i własnej artystycznej małości, tarza się, wykrzywia w męce niechęci do własnego ciała i duszy przeciętnej.

Ale mnożenie nawiasów, dystansów i ram nie dodaje spektaklowi lekkości, przenikliwości ani ekscentryczności. Gdybyż to choć było dziwadło, wobec którego stajemy zdumieni, ale nie. Pracowicie mnożone efekty pozbawione są sedna - niechby i najdziwniejszego. Być może jest to spektakl o bezsensie życia i sztuki, środki jednak nie wydają się dopasowane do tego celu. Aktorzy w przedsięwzięciu, które miało przekraczać konwencje, grają sposobami znanymi z innych przedstawień. Nie widać, żeby zmagali się z materią spektaklu. A że są to aktorzy znakomici, patrzy się na nich nawet z przyjemnością. Potrafią dużo i nie ukrywają tego - tyle że pod tą sceniczną inwencją nie kryje się wiele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji