FZK zobaczył Macbetta w Teatrze Współczesnym
W opowieści pani Konopnickiej o krasnoludkach i sierotce Marysi jest taki epizod, kiedy to stary i pomarszczony krasnolud-podrzutek gra dziecko. Rozkosznego niemowlaka, któremu dopiero wyrzynają się ostre ząbki. Rolę podrzutka na scenie Teatru Współczesnego przejął Ionesco. Gaworzy i papla, płata figle, odkrywa śmiechopędne działanie mocnych słów i jędrnych wyrażeń na d., na g. A przyjrzeć się temu berbeciowi z bliska, kiedy się rozkopie - zaświeci akademicka łysina i zabrzmi starczy śmiech taboryckiej awangardy... Ten "Macbett" jest sztubackim wygłupem, nudnym i mało śmiesznym. Rości sobie przy tym pretensje intelektualne. Oto Ionesco odczytał na nowo Szekspira! Odczytał i nic nie miał do powiedzenia poza banałami serwowanymi jako rewelacje. Że władza jest maszynką do mięsa, że demoralizuje panujących, że tyrania, że krew, że wolność jednostki, że... Wszystkie myśli tego Macbetta są już w szacownym oryginale. Ionesco puścił jedynie w ruch Mały Mechanizm aluzji, zawsze bawiących do rozpuku pewną kategorię teatralnych bywalców. Na ogół niedopieszczone kobietki po pięćdziesiątce i coraz liczniejszą gromadę eksów. Siedzi toto na Ionesce i rży ze szczęścia, że tak to się fajnie podkłada, takie to ostre, takie drapieżne. Pełna kultura, a przy tym wszystko można zrozumieć, wiadomo, o co chodzi i o kogo... Reżyser spektaklu, Erwin Axer, odniósł się do tekstu z całym pietyzmem, zamiast skreślać i skreślać jak sanacyjny cenzor. Świetność niektórych jego pomysłów i znakomite aktorstwo (Krafftówna, Wrzesińska, Zapasiewicz, Englert, Rudzki) potęgują jeszcze wrażenie pustki i nicości tego sztuczydła. Dobrze, że pokazano je w Warszawie. Prawdopodobnie po to, żeby się nam w głowach nie poprzewracało.