Powtórka z Szekspira
Eugene Ionesco zabrał się do przerabiania Szekspira. Nowa sztuka chodzącego dotąd w aureoli chwały awangardysty przyjęta została jednak nie bez oporów. Ionesco zawsze wzbudzał dyskusję, lecz tym razem nie on, lecz raczej jego atakują. Oczywiście pastiszowy ionescowski "Macbett" - bo o niego rzecz jasna tu chodzi - ma również swoich wielbicieli. Zwolennicy sztuki zachowują się atoli w sposób dosyć szczególny: podkreślają, że w "Macbetcie" jest wiele zabawnych sytuacji, że pojawiają się dowcipy rodem z ,Króla Ubu", że są znakomite ionescowskie pomysły. Wynika stąd jednak najwyżej tylko tyle, że Ionesco pozostaje nadal dobrym komediowym majstrem. Entuzjaści "Macbetta" zapominają natomiast o wypowiedziach samego Ionesco, które to wypowiedzi mówią, że w nowym utworze autorowi "Łysej śpiewaczki" chodziło o coś więcej niż tylko o kontynuowanie formuły teatru Ionesco. W programie prapremierowego przedstawienia "Macbetta" Ionesco pisał: "Mówiono, że owładnęła mną obsesja śmierci. A jednak wbrew temu co można by sądzić, to nie o śmierci mówi moja ostatnia sztuka, lecz o zbrodniach i ludobójstwie. Zbrodni można uniknąć, śmierci nie. Zaintrygowało mnie również pytanie, dlaczego wierny i dzielny generał staje się zbrodniarzem, potworem; to jest sprawa Macbetta. Dlaczego? (...) Jak to się dzieje, że rewolucjoniści stają się tyranami, dyktatorami, mordercami? Jest to problem władzy, ambicji i działania".
Trzeba przyznać, iż problem ów Ionesco w "Macbetcie" istotnie wysunął na plan pierwszy. Ale skoro już tak uczynił, nie o co innego, jak właśnie o sposób, w jaki go rozwiązuje należałoby zapytać? Bo ustalmy: problemu, o którym mowa, Ionesco nie wynalazł; zajmował się nim przecież już Szekspir. A więc jedno nas może tylko interesować: czy Ionesco wnosi coś nowego do interpretacji faktów świadczących o zespoleniu się zbrodni z mechanizmami władzy.
W ionescowskim "Macbetcie" na pytanie o przyczyny stałej (tak w każdym bądź razie zakłada autor) obecności zbrodni w układzie stosunku między rządzącymi i rządzonymi - otrzymujemy odpowiedź podwójną. Ionesco - po pierwsze - popełniane przez władzę akty gwałtów, przemocy i ludobójstwa łączy z gotowością społeczeństwa do racjonalizowania świata, do doszukiwania się sensu w biegu historii. Oto podszyte ironią, zbuntowanego przeciw Duncanowi, lecz zwyciężonego, stojącego u stóp gilotyny - Candora:. "Gdybym zwyciężył, stałbym się waszym ukochanym władcą. Zwyciężony, jestem tylko podłym zdrajcą. Dlaczego nie zwyciężyłem w tej bitwie? Bo historia, w swym niepowstrzymanym marszu naprzód nie zezwoliła na to. Obiektywnie ona ma zawsze rację. (...) Logika wydarzeń jest jedyną słuszna logiką. I nie ma wyższych racji, niż racje historii...". Ta sama ironia towarzyszy - przepowiadającym przyszły bieg wydarzeń - wróżbom wiedźm. Po wysłuchaniu owych wróżb Macbett i Banko równolegle wypowiadają tę samą kwestię: "Ciekaw jestem jaka jest logika tych przepowiedni ? Jak one sobie wyobrażają łańcuch przyczynowo-skutkowy, który mógłby mnie (Banko mówi: moje potomstwo) zaprowadzić na tron". Szyderstwo z uschematyzowanej racjonalistycznie, widzianej poprzez pryzmat określonych logicznych prawidłowości historii pęcznieje w sztuce Ionesco, rozrasta się i oprócz przeszłości oraz przyszłości obejmuje również czas teraźniejszy. Tu staje się drwiną z retoryki politycznej, która układając w dziedzinie pojęciowej zwarte szeregi argumentów dowodzących państwowych racji stanu, potrzeby reform społecznych itd. - w gruncie rzeczy osłania działania podejmowane przez ludzi stojących u steru władzy lub sięgających po ów ster, warunkowane zupełnie innymi intencjami. I trzeba przyznać, że tam, gdzie demaskuje "drętwą" a równocześnie usiłującą kroczyć w majestacie przykrawanych do potrzeb chwili historycznych praw propagandę polityczną - bywa Ionesco w swoim "Macbetcie" zabawny. Ale czy odkrywczy? Nie przesadzajmy: odmawianie historii sensu, głoszenie absurdalności świata, jest starą tezą skrajnego egzystencjalizmu. Prowadzona w oparciu o nią krytyka pojmowania rozwoju społeczeństwa jako historycznego procesu zasługuje tylko o tyle na uwagę, o ile godzi w historyzm woluntarystyczny lub zdogmatyzowany.
Widzenie historyczne - sugeruje Ionesco - czyni zbrodnię elementem całościowej wizji społeczeństwa, usprawiedliwia ją, przekształca w jeden z koniecznych komponentów rozwoju historii. I do tego właściwie sprowadza się w ionescowskiej przeróbce tragedii Szekspira pierwsza część odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego" (...) wierny i dzielny generał staje się zbrodniarzem? Po prostu łatwo mu stać się zbrodniarzem, gdyż zawsze może oczekiwać rozgrzeszenia od ubóstwianej przez wszystkich Historii. A jaka jest odpowiedzi część dalsza? Zadziwiająca. Demaskator szablonów i stereotypów historycznych interpretacji, wyznawca tezy, że rzeczywistością społeczną rządzi przypadek, że żyjemy wśród chaosu wydarzeń, a to co nazywamy prawami społecznego rozwoju, jest tylko dowolną konstrukcją naszego umysłu, nagle - aby ostatecznie wyjaśnić przyczyny pojawiania się politycznych zbrodni - również chwyta się koncepcji historiozoficznej. I to właśnie super schematycznej - stworzonej przez Jana Kotta koncepcji "Wielkiego Mechanizmu Historii".
Krytyka zauważyła, iż Ionesco pisząc swego "Macbetta" niewątpliwie inspirował się "Szkicami o Szekspirze" Jana Kotta. Nie skończyło się na inspiracji. Jana Kotta "Wielki Mechanizm", punkt po punkcie, ucieleśnia się w akcji sztuki Ionesco. Stwierdzenie, że każda władza rodzi zbrodnię - a takie właśnie stwierdzenie leży u podstaw sformułowanej przez Kotta teorii mechaniki wielkich schodów historii - naturalnie wyjaśnia w sposób dobitny i ostateczny dlaczego ktoś, kto wkracza na owe schody musi popełniać zbrodnie. Dowiadując się w ten sposób wszystkiego, nie wiemy jednak nadal niczego. Bo jak wierzyć w to historiozoficzne wyjaśnienie, kiedy Ionesco odwołując się doń, równocześnie - jak była już o tym mowa - wszelki historyzm namiętnie stara się kompromitować?
A może mimo wszystko Ionesco nie pozostaje tu tak bardzo ze sobą w sprzeczności, jak się nam na pierwszy rzut oka wydaje? A może stwierdzając, że "(...) prawda właściwa jest ponadhistoryczna" - a więc metafizyczna, widzi w "Wielkim Mechanizmie" metafizykę zła? W końcu można przyjąć, iż działając zawsze - niezależnie od czasu i miejsca - identycznie, "Wielki Mechanizm" działa ponad historią i jako taki ma charakter absolutu. Ale jeśli przyjmiemy wyjaśnienie, iż zło związane z władzą ma charakter transcendentny, bezprzedmiotowe i bezsensowne staną się znów ataki Ionesco na historię. Nie - Ionesco niczego nowego w "Macbetcie" na temat przyczyn zbrodni i ludobójstwa w dziejach rodzaju ludzkiego nie powiedział. Sam zabrnął w absurd.
"Macbetta" gra już od dość dawna Teatr Współczesny w Warszawie. Erwin Axer wyreżyserował sztukę Ionesco z całym - jak to się zwykło mówić - dobrodziejstwem inwentarza. Przedstawienie trwa trzy godziny i aktorzy wygłaszają nieomal pełny tekst utworu. Axer zrealizował również z dużą dokładnością propozycje inscenizacyjne Ionesco. Był - jak zwykle - lojalny wobec autora. A lojalność ta w przypadku "Macbetta" jest chyba tym cenniejsza, że widz oglądający warszawski spektakl, olśniewany fajerwerkami dowcipu, znakomitym aktorstwem popisową grą Barbary Krafftówny (Lady Macbett), Zbigniewa Zapasiewicza (Macbett), Jana Englerta (Banco), Kazimierza Rudzkiego (Candor) i Henryka Borowskiego (Duncan) - ma szanse zorientowania się również w ułomnościach sztuki. Niektórzy z krytyków stwierdzali, iż przedstawienie "Macbetta" w Teatrze Współczesnym mimo wszystkich swych zalet, kreacji aktorskich, precyzji inscenizacyjnej itd. właściwie nuży. Byli to może krytycy zblazowani? Nie sądzę - nudzili się, bo po prostu Ionesco w "Macbetcie" pozoruje tylko myślowe głębie. Wystarczy obejrzeć kilka scen, aby się o tym przekonać. Później zaś pozostaje właśnie - nuda.