Artykuły

Różne mosty

Dużą satysfakcję widzom war­szawskim dała wizyta teatru stu­dyjnego z Wenecji, prowadzone­go przez Giovaniego Poli, czyli "Teatro della commedia dell`arte a l`Avogaria". Avogaria jest nazwą kanału weneckie­go, przy którym zespół znalazł sie­dzibę, żeby pracować nad narodowym stylem gry, nawiązującym do trady­cji komedii dell`arte. Ten styl, do­prowadzony do szczytu w XVII stu­leciu, polegał między innymi na hoj­nym posługiwaniu się maskami oraz na szerokim dopuszczeniu aktorskiej improwizacji w czasie przedstawień, w oparciu o tematyczny schemat.

Wymagało to wysokiej techniki oraz szybkiego refleksu. Dzisiejsze, wielo­krotnie powtarzane, przedstawienia opierają się bardziej na grze ustalo­nej w szczegółach czyli "zafiksowanej". W obawie, żeby to nie prowa­dziło do martwoty, ów studyjny teatr z Wenecji dba o świeżość interpreta­cyjną, artyści osiągają przy tym bezpośredniość wyrazu, a przy wro­dzonym wdzięku włoskim zyskują sympatię i poklask. Taneczność, ze­strój głosów i ciesząca oczy kolorysty­ka sprawiają radość, choć niektóre elementy wydają się może infantylne i ograne w tej tradycji, jak niemal obowiązkowe polowanie na muchy i połykanie ich. Skoro już nikt w tym nie doścignie pamiętnego Morettiego z Piccolo Teatro di Milano, można by rzeczy nie przeciągać.

Jest także w przedstawieniu nuta sentymentalna, jakby sen o dawnej świetności osobliwych teatrów włos­kich, nim w następnych stuleciach zbliżyły się do uniformizmu ogólno­europejskiego, gdy inspirując teatry obce same się dostosowywały do po­wszechnych kanonów. Teatr studyjny z Wenecji przerzuca nad tą erą upo­dobnień most ku pełnej minionej oryginalności, korzystając z gościny w "Ateneum". TAKŻE most między współczes­nością a dawnymi laty, bo z przełomu XVI i XVII wieku, przerzuca w Teatrze Współczesnym

jako reżyser Erwin Axer inscenizując "Lira", ale nie Szekspira, lecz Edwar­da Bonda w tłumaczeniu Gustawa Gottesmana. Jest to jednak most cał­kiem niepodobny, bez sentymental­nych poręczy, między brutalnie rozu­mianą współczesnością i drapieżnym barokiem angielskim.

Sztuka miała prapremierę londyń­ską w roku 1971. Jest w stylu mod­nego przed kilku laty tzw. teatru okrucieństwa. Autor twierdzi, że po to pokazuje na scenie rzeczy okrop­ne, by ludzi ostrzegać przed tym, co ich otacza i co się w ich duszach czai. Europejczycy dzisiaj trawią ja­koś te wszystkie okropności, których nie skąpią środki masowego przeka­zu, a za nimi sztuka. Co tu dużo mówić: wszystkie świństwa i zbrod­nie, jakich nigdy nie brak, nie dadzą się teraz porównać, przynajmniej w Europie, do tego co niosła ze sobą II wojna.

Jaskrawe chwyty Bonda, niby to usprawiedliwione tradycją szekspirow­ską, do której przecież nawiązuje swoją wersją "Króla Lira", nie znaj­dują, niestety, przeciwwagi w szek­spirowskiej równowadze między wzniosłością i otchłanią. Gdyby nie wspaniała gra aktorów, i to wszyst­kich, spośród których nie powstrzy­mam się od wymienienia jako wiodą­cej Mai Komorowskiej w roli Kordelii, Wiesława Michnikowskiego w roli lekarza więziennego i oczywiście Tadeusza Łomnickiego w roli głównej i tytułowej, może byłoby i nie war­to iść na tę swoistą przeróbkę sce­niczną. I nie dajmy się zwariować, dzieło jest słabsze od szekspirow­skiego.

Taka przeróbka, bynajmniej nie udoskonalająca, co by ją mogło uspra­wiedliwić, dowodzi tylko, że Bondowi zabrakło inwencji na dzieło całkiem własne i posłużył się innym jak po­wój dębem.

OJ, te przeróbki! Ważne i kto ich dokonuje, i nie bez znaczenia - z czego ? Na pewno Andrzej Jarecki i Ludwik Rene, adaptatorzy "Nieuczesanych" Czesława Czapowa, na użytek STS potrafią sprawnie kroić przedstawienia z różnego materiału, ale rozprawa socjologiczna, którą wzięli na warsztat, postawiła zdecy­dowany opór ich zabiegom.

Przemawiają do nas poszczególne obrazki, w których błyszczą m. in. Maria Krawczykówna, to jako surowa nauczycielka, to jako zakłopotana matka, Elżbieta Starostecka, to jako rozczarowana, to znów szczęśliwa na­rzeczona, Barbara Majewska, to jako anioł, to jako narkomanka i Ryszard Pracz, jako portier, surowy dla fraje­rów, sprzyjający dającym w łapę. Jed­nak całość, jak mówią, "sypie się".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji