Artykuły

Ludwik Flaszen: Dzisiaj potrzebny jest nam śmiech

- Siły współczesnego teatru szukałbym we Fredrze. Tylko żeby go nie unowocześniać na siłę, ale potraktować leciutko, jak igranie złudzeniem. Bo nam dzisiaj potrzebny jest śmiech - mówi Ludwik Flaszen, współzałożyciel Teatru Laboratorium.

Magda Piekarska: Przyjechał pan do Wrocławia, żeby opowiadać o teatrze i nie-teatrze. Czym dziś jest teatr?

Ludwik Flaszen*: Nie wiem, czy dziś takie rozróżnienie ma sens, bo wszystko wokół wydaje się być teatrem.

To czym jest nie-teatr?

- Przypomnijmy dawne dzieje. To pewnego rodzaju postawa, kiedy się nie gra, ani jak w teatrze, ani jak w życiu codziennym, nie recytuje się, nie powtarza wyuczonych gestów, zawiesza się mechanizmy obronne. Po prostu wychodzi się ze świata ról i wtedy zanika lęk, akceptujemy innego takim, jakim jest, i siebie także. Tak działo się w doświadczeniach parateatralnych. Przed laty praktykowaliśmy nie-teatr z Jerzym Grotowskim w Laboratorium. Dzisiaj zbliżone doświadczenia stosowane są w psychoterapii grupowej. To taki powrót do czasów niewinności, do Adama i Ewy sprzed grzechu pierworodnego.

Dziś już nie potrafimy być tacy niewinni?

- W codziennym życiu to jest po prostu niemożliwe. I nie jest wskazane, bo może być niebezpieczne. Ale to piękne doświadczenie - kiedy bierzemy w nim udział, świat staje się harmonijny, nawet hałasy brzmią jak muzyka. Wszystko staje się prawdziwsze, bardziej rzeczywiste. A może to iluzja, gra złudzeń, taki "Sen nocy letniej"? Nawet jeśli pan Bóg bawi się nami jak marionetkami, jak to pisał Platon, to bawmy się z nim.

Mam wrażenie, że dziś nie tylko Bóg się nami bawi, ale i świat, w którym żyjemy, prowokuje nas do teatru - telewizja, internet, gdzie każdy ma konto na Facebooku i tworzy na nim swój wizerunek.

- Dla mnie, człeka starego, nawet te topy nowoczesności wydają się głęboko archaiczne. Rozmowa przez internet jest rodzajem seansu spirytystycznego, w którym jakiś duch wystukuje swój szyfr. A może to rodzaj Mickiewiczowskich "Dziadów", choć nie żałobnych? Rozmawiamy ze zjawami, które sami sobie unaoczniamy. Jest też w tym jakby nieustający teatr w teatrze, polifonia ech, nieskończona aleja luster, w których wszystko się odbija. Ale ten nasz zglobalizowany świat jest bardzo niebezpieczny. Nie ze względu na ów nowy rodzaj teatru. Raczej przez to, że jest to świat wojen, często etnoreligijnych. Rozwój technologii i globalizacja w dziwny sposób wywołują archaiczne odruchy. Każde plemię głosi całemu światu chwałę swojego boga lub swojej bogini. To nie zmierzch bogów, to ich zmartwychwstanie.

Ogląda pan współczesny polski teatr?

- We Francji widziałem Warlikowskiego, jakąś operę, bodajże "Parsifala", i "Tramwaj zwany pożądaniem". To nie mój teatr, ale jest w duchu epoki. Z Grotowskim sięgaliśmy do źródeł teatru, do obrzędów, relacji człowiek - człowiek, twarzą w twarz. Z Warlikowskim jesteśmy u źródeł teatru barokowego, pochodzącego z XVI-XVII wieku, kiedy starano się poigrać z widzem, zakłócić powszednie poczucie rzeczywistości. Tyle że dziś czyni się to dzięki nowoczesnym machinom, ekranom, dialogom płynącym z głośników.

Jest też inny nurt w teatrze - publicystyczny.

- To przypomina mi teatry studenckie z okolic 1956 roku, bardzo ostre politycznie. To zapewne kwestia wieku, ale ja wszędzie widzę powroty do przeszłości. Obserwuję, jak dawność i nowoczesność współegzystują, a kolejne awangardy nawiązują do historii. Niebezpiecznie robi się jednak, kiedy do tej współegzystencji wdzierają się etnoreligijne archaizmy. Z nimi trzeba ostrożnie, trzeba je delikatnie obłaskawiać, bo to zjawiska nieprzewidywalne. Opanowując człowieka, mogą stać się źródłem obłędu, jak tego dowodzili Jung i Freud. Takie przypadki spotykamy również w poczciwej Polsce, nawet u świetnych pisarzy.

Jak się przed tym ratować?

- Mnie ratuje mój święty - Michał Montaigne. Mieszkam w Paryżu niedaleko Sorbony, w dzielnicy księgarń. Jest tam taki nieduży pomnik, z którego on spokojnie na nas spogląda. To jest dobry duch studentów Sorbony, którzy przed egzaminami dotykają jego stopy. Ja też to robię. Wydaje mi się, że to dobre lekarstwo na archaizmy - Montaigne nie jest sztywnym racjonalistą, ma w sobie spokojny dystans do świata. To jest świątek mojej wsi w Paryżu.

Co zrobiłby młody Jerzy Grotowski, gdyby pojawił się dziś wśród nas? Zostałby dostrzeżony?

- Wydaje mi się, że nie. Przed laty, kiedy pojawił się teatr Laboratorium, społeczeństwo było silnie zlaicyzowane. Nie tylko z peerelowskiego przymusu, wynikało to też z potrzeb społeczeństwa konsumpcyjnego, które się wtedy zaczynało tworzyć. Kościoły pustoszały, a tradycyjne obrzędy stawały się czysto formalne. W tym kontekście poszukiwanie przez teatr sacrum stało się czymś bardzo istotnym. Działo się to przez bluźnierstwo, jak u romantycznych buntowników. To było jak wołanie pod pustym niebem, coś w rodzaju: "Jesteś? A może Cię nie ma? Dlaczego świat jest, jaki jest? A może sami powinniśmy się zbawić, jeśli Ciebie nie ma?".

A dzisiaj?

- Dziś mamy tak ogromną obecność sacrum wszędzie, włącznie z Krakowskim Przedmieściem, że teatr powinien swej siły szukać gdzie indziej.

Gdzie?

- Może na starość stałem się konserwatywny, ale ja bym poszukał we Fredrze. Tylko żeby go nie unowocześniać na siłę, ale potraktować leciutko, jak igranie złudzeniem. Bo nam dzisiaj potrzebny jest śmiech - za dużo mamy ekstaz. I tych dionizji dla ubogich - tłumów tańczących na koncertach. Trzeba by takiego mniejszościowego klasztorku pod wezwaniem świętobliwego mnicha Franciszka Rabelais. I żeby tam grano Fredrę, czytano "Gargantuę i Pantagruela" i "Próby" Montaigne'a.

Śmiech nas uzdrowi?

- Tak - pogodzi z tym światem. Tylko żeby nie był zjadliwy. Może właśnie tego ludzie w buddyzmie szukają: spokojnego uśmiechu Buddy. Ale nie, proszę pani, ja nie jestem buddystą.

Ale ma pan taki uśmiech.

- Może na starość go zyskałem. Bo przecież starość jest regresem w dzieciństwo, więc powraca element zabawy. I wszystko staje się zabawne. Także ten wywiad.

* Ludwik Flaszen (1930 r.) - krytyk teatralny, eseista, reżyser, autor m.in. książek "Głowa i mur" oraz "Teatr skazany na magię", współzałożyciel teatru 13 Rzędów, który później przekształcił się w teatr Laboratorium. W czerwcu prowadził w Instytucie Grotowskiego cykl seminariów " Na odchodnym. Rozmyślania, analizy, reminiscencje"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji