Artykuły

"Rewolwer" wystrzelił

PRZEDE wszystkim sztuka jest świetnie zagrana. Stanisław Jaśkiewicz jako baron Mortara pokazał lekkość i dowcip w dobrym gatunku, kilka momentów miał nawet ryzykownych, a wyszedł z nich zwycięsko, Jan Kobuszewski śmieszył już samą sylwetką: chuda tyka z łysiną na szczycie - a przy tym wyrazista mimika i posuwiste ruchy, w których kryło się całe zręczne łajdactwo agenta Borbiego. Farsową postać poety Cezara Negri, spiskowca i karbonariusza, który szybko łapie posag Otyldy Monti, zagrał Wieńczysław Gliński, zdumiewająco przecharakteryzowany. Epizod notariusza Paroli zagrał bardzo śmiesznymi ruchami Edward Wichura - wspaniale pokazał, jak to "ręka rękę myje". Niemą rolę Paolo wykonał Tadeusz Kondrat, trzykrotnie odnajdując nieszczęsny rewolwer, którego niewdzięcznym właścicielem stał się baron Mortara, przebiegły dusigrosz i wydrwigrosz.

Ów rewolwer okazuje się tylko śmieszną zabawką do obcinania cygar - i jeśli jest różnica między rewolwerem a zabawkę w kształcie rewolweru - to taka sama różnica jest między żartem scenicznym z aluzjami politycznymi, który Fredro napisał, a satyrą na policyjny ustrój w Galicji po Wiośnie Ludów, której Fredro nie napisał. Tak też pojęła sprawę reżyser Maria Wiercińska, która poprowadziła fredrowski "Rewolwer" w stronę żartu, farsy, bardzo zresztą ostro ośmieszającej wady rzekomych Włochów. Łatwo ich zidentyfikować jako naszych rodaków, których Fredro razem z ich oportunizmem i tchórzostwem politycznym znał na wylot. Nie chodzi tu zresztą tylko o tchórzostwo i oportunizm. Takie typy jak Mortara, Barbi czy Paroli potrafią nie tylko bać się policji, stronić od mieszania się do spraw polityki, poświęcać przyjaciół dla uratowania siebie samego - potrafią także żerować na represjach, ciągnąć zyski z prześladowań. I choć w "Rewolwerze" nikomu nic złego się nie dzieje, wszyscy zdrowi i cali witają dwie nowe pary małżeńskie w końcu piątego aktu, a miłościwie panujący władca śle zza sceny swój łaskawy uśmiech i nawet pewne korzystne propozycje finansowe - to jednak charaktery osób działających zostały dokładnie obnażone. Można się domyślić, że gdyby rewolwer był prawdziwy, akcja sztuki potoczyłaby się inaczej. Na taki rozwój rzeczy Fredro był chyba zbyt poczciwy - a i rzeczywistość nie była zbyt surowa. Zakosztował wprawdzie i on - jak wiemy z biografii starego hrabiego - prześladowań ze strony austriackiego reżimu, ale przecie wszystko się dobrze skończyło.

"Rewolwer" różni się poważnie od tych najbardziej znanych i często grywanych komedii Fredry, które publiczność zna prawie na pamięć i na wyrywki. Nie osiąga zresztą takiej doskonałości konstrukcyjnej jak tamte - zwłaszcza od trzeciego aktu zaczynają się kłopoty z obniżeniem lotu, a scena w ogrodzie jest w ogóle dość nieporadna. Ale postacie i role są i tu znakomite. Jeszcze jedna różnica - "Rewolwer" nie wspóidźwięczy, tak jak te najlepsze sztuki Fredry z żelaznego repertuaru, z narodowym poczuciem humoru, z tą narodową gotowością do śmiechu, którą pobudził na wieki Fredro. Są tu typy bardziej uniwersalne, niż polskie - ale też jakby bardziej nowoczesne, mniej szlacheckie.

Sprawdzany na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego "Rewolwer" warto przywrócić do łask w naszych teatrach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji