Artykuły

Aktor bez adresu

- Indywidualność obywateli naszego kraju jest tak rozbudzona, że mamy cały szereg nowych podziałów. Polska to teatr, w którym każdy monologuje. A mnie Jan Kurnakowicz uczył: "Synu, pauza jest duszą gry!". Bo daje szansę, żeby usłyszeć innych, a i zrozumieć - mówi IGNACY GOGOLEWSKI. Artysta kończy 80 lat.

Andrzej Łapicki, rocznik 1924 wspominał, że gdy jako chłopiec grał w piłkę nożną na podwórku tylko on miał buty. Pana rocznik, 1931, był lepiej wyposażony?

Ignacy Gogolewski: Kto by chodził latem w butach? Sandałki były przykładem wyjątkowej elegancji! Bardzo przyjemnie odczuwałem ciepło otwockiego piasku, gdy przeprowadziliśmy się do ciotki, do domku a la Świdermeier. Wcześniej, w Ciechanowie, podczas spacerów w miejskim ogrodzie, zazdrościłem dzieciom z lepiej sytuowanych rodzin kółka na patyku - takie były wówczas zabawki; nie mówiąc już o rowerze! Dopiero po wojnie ktoś dał mi się parę razy przejechać. Trochę się poduczyłem.

Okolice przedwojennego Otwocka pokazane są w wajdowskim "Korczaku". Doktor organizował tam kolonie dla biednych żydowskich dzieci.

- Przed wojną cała linia kolejowa Otwock-Warszawa stanowiła ulubiony kierunek wakacyjny wyjazdów żydowskich rodzin. W lasach Śródborowa i Celestynowa było dużo żydowskich pensjonatów. Pracowało w nich wielu Polaków, w jednym z nich także moja Matka. Potem okolicę odrutowano. Powstały getta.

Może pan powiedzieć: "Byłem świadkiem antysemityzmu w naszej klasie"?

- Nie. To mogło się zdarzać na wyższych szczeblach edukacji. W Otwocku byliśmy wszyscy wymieszani. W czasie wojny nasz skromny dom, odwiedziła młoda sąsiadka, która prosiła o przenocowanie zanim nie znajdzie kolejnego schronienia. To była piękna kobieta, co mnie peszyło. Pobyła u nas kilka dni i zniknęła.

Jak wyglądał pana egzamin do szkoły aktorskiej?

- Zajrzałem tam i chciałem się wycofać, bo zobaczyłem skąpo odzianych młodych ludzi: Małgorzatę Lorentowicz i Andrzeja Grzybowskiego. Mieli szpady i przytulali się do siebie. Speszyli mnie. Kiedy przyszło do rozmowy, Aleksander Zelwerowicz, poprosił, żebym głośno i wyraźnie powiedział swoje imię i nazwisko. Na mój niewyraźny szept odpowiedział: "I pan chce się na scenie wypowiadać, jak ja pana nie słyszę, siedząc obok?". Po przepytaniu, wyszło na jaw, że nie odróżniam reżysera od scenografa. Nie wstydzę się tego, bo dopiero szkoła teatralna, prowadzona przez rektora Jana Kreczmara, stała się moim prawdziwym uniwersytetem. Nie tylko moim. Zjechała się do niej gromada zagubionej młodzieży z całej Polski. Aktorstwo zaczęło mi się podobać dzięki pedagogom. Kiedy przemawiał do nas Jan Białostocki, zrozumiałem że sztuka jest cenniejsza niż złoto. Wyjeżdżając za granicę, nie chodziłem handlować -<\!s>tylko odwiedzałem muzea.

W 1955 r. zagrał pan Gustawa-Konrada w pierwszych powojennych "Dziadach" w reżyserii Bardiniego.

- Powołam się na pamiętniki Jarosława Iwaszkiewicza. Po próbie generalnej, która była pokazem dla świata artystycznego i zarządzających kulturą, najważniejsi goście przeszli do gabinetu dyrektora Szyfmana, gdzie zapanowała kilkuminutowa cisza. Iwaszkiewicz zauważył łzy w oczach wysokich partyjnych notabli. Maria Dąbrowska napisała w pamiętnikach, że Diabły i Anioły przypominały jej głośniki na dworcu w Koluszkach.

Awangardowo, poprzez głośniki, podawał ich kwestie w latach 30. Leon Schiller.

- A po wojnie nie chciał zgodzić się ani na dęby, ani na lipy, tylko postawił warunek, że muszą być na scenie trzy krzyże wileńskie. Władze się nie zgodziły. Ale nie ocenzurowano Salonu Warszawskiego i senatora Nowosilcowa.

Odczuwał pan zależność PRL od ZSSR?

- Nie. W czasie studiów chodziło się, oczywiście, na pochody pierwszomajowe. Ale był to raczej przyjemny obowiązek, okazja do koleżeńskich spotkań. Później organizowano nawet pikniki. Wszyscy chodzili. Pamiętam, jak wpadł na pochód Andrzej Szczepkowski i krzyknął: "Słuchajcie, Pierwomajka mi się urodziła". Braliśmy szturmówki i szliśmy.

Kult wykorzystał archiwalne zdjęcia w teledysku "Wszyscy artyści to prostytutki".

- Jest taka piosenka? To może dodam jeszcze kwestię napisaną przez Czechowa, którą mówię w "32 omdleniach": "Ha, wiadomo, aktor, fiu-bździu w głowie!"... A mówiąc serio, cały czas przekonuję, że na początku XXI w. Aktorzy to tacy ludzie jak wszyscy, a może nawet lepiej wykształceni, więcej wiedzący o człowieku.

Po Konradzie był Kordian w spektaklu Kazimierza Dejmka.

- To był bolesny spektakl, bo musiałem złożyć wymówienie.

Kolejny konflikt z Kazimierzem Dejmkiem?

- O zmarłych dobrze albo wcale. Szczęściem, Krystyna Skuszanka, którą żegnałem kilka dni temu, zaprosiła mnie do Wrocławia, gdzie zagrałem Bolesława Śmiałego. Potem również w filmie u Witolda Lesiewicza. Ale minęło parę lat i Dejmek zaprosił mnie do Teatru Polskiego. Jan Bratkowki przygotowywał swoją sztukę "Radosny jubileusz". Podał panu Kazimierzowi pięć nazwisk do głównej roli. Dejmek wodził palcem po liście, zatrzymał się przy moim i zapytał: "A z nim pan rozmawiał?". Janek potwierdził. "No to, k....., nad czym się zastanawiasz!?". Oto Dejmek w pigułce.

Mało kto pamięta, że Jerzy Grzegorzewski, który dekadę temu zaprosił pana do "Operetki" Gombrowicza, był w latach 60. asystentem Dejmka w Narodowym.

- A kiedy asystował Władysławowi Krasnowieckiemu przy "Wiśniowym Sadzie" przynosił kawę, podpowiadał. Tak mnie zaintrygował, że grając studenta Trofimowa, też założyłem okularki i skopiowałem Grzegorzewskiego na scenie. Po latach zaproponował mi rolę Szarma w "Operetce". Odpowiedziałem, że mam siedemdziesiątkę i nie mogę dobierać się do Albertynki. "Niech się pan nie martwi, mnie chodzi o takiego wyleniałego lisa!" - przekonał mnie szczerością. Podczas prób zacząłem rozumieć metodę Grzegorzewskiego opartą na zaskakujących skojarzeniach. Na generalnej, zaczęły mi doskwierać lakierki. Zdjąłem je i szedłem do Albertynki w smokingu, z laseczką, ale w skarpetkach. Usłyszałem: "Panie Inku, znakomite!. Pan to zostawi. To jest tak, jakby już się pan rozbierał". Kiedy zakupił ramę fortepianu i chciał wstawić ją do mieszkania, robotnicy utknęli z nią w futrynie. Grzegorzewski popatrzył z uznaniem i powiedział: "Panowie, zostawcie to właśnie w taki sposób!". Grzegorzewski dokonał regeneracji mojego aktorstwa.

Teraz stracił pan etat w Narodowym.

- Pożegnaliśmy się miło, ale brakuje mi zawodowego adresu. Gram w Polonii i Prezentacjach. W "32 omdleniach" - z Krystyną Jandą i Jerzym Stuhrem. Cieszymy się jak dzieci. Janda wie, co lubią widzowie.

Jest pan jeszcze dręczony za stan wojenny i popieranie generała Jaruzelskiego?

- Indywidualność obywateli naszego kraju jest tak rozbudzona, że mamy cały szereg nowych podziałów. Polska to teatr, w którym każdy monologuje. A mnie Jan Kurnakowicz uczył: "Synu, pauza jest duszą gry!". Bo daje szansę, żeby usłyszeć innych, a i zrozumieć.

Ignacy Gogolewski

aktor, reżyser

Grał Konrada, Kordiana, Cyda, Kreona, Tartuffe'a, Juliusza Cezara, Hrabiego Szarma. Antek w "Chłopach". Poparł stan wojenny, był przeciwny bojkotowi TVP. 16 czerwca odbędzie się benefis aktora w Teatrze im. Wyspiańskiego w Katowicach. Wystąpi w "Diable w purpurze", spektaklu warszawskiej Sceny Prezentacje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji