Artykuły

Życie utonęło

W nowym spektaklu Piotra Cieplaka zamiast ludzi rozmawiają ze sobą książki. Jest to rozmowa niezrozumiała, bo każda książka mówi w innym języku.

Akcja spektaklu "Taka ballada" rozgrywa się symultanicznie na sześciu platformach, które grają rolę sześciu mieszkań w kamienicy: trzech na parterze, trzech na piętrze. Oglądamy w nich życie ośmiu lokatorów, mieszkających parami i samotnie. Powstaje pytanie, dlaczego reżyserowi zależy na tym, aby widownia widziała wszystkie sześć mieszkań naraz? Można przypuszczać, że chodzi o pewien rodzaj realizmu: podglądamy po prostu życie kamienicy, która dla ułatwienia nie ma ścian. Ale nie tylko o podglądanie chodzi. Oprócz zwykłych czynności, takich jak mycie się, słuchanie radia, naprawa roweru, gimnastyka, lokatorzy tej kamienicy deklamują poezję i prozę. Tu dochodzimy do sedna pomysłu. Scenariusz "Takiej ballady" zbudowany jest z różnych, często bardzo odległych od siebie utworów literackich. Jeden lokator mówi fragmenty "Iliady", drugi "Kubusia Puchatka", trzeci cytuje Chandlera, czwarty Białoszewskiego, piąty Hrabala, szósty Biblię. Na scenie mamy więc biblioteczkę młodego inteligenta.

Pomysł, aby zestawić ze sobą tak różne dzieła, bierze się z założenia, że w nowym kontekście książki znaczą co innego, niż kiedy stoją spokojnie na swoich półkach. Że - jak to się ładnie mówi - rozmawiają ze sobą. Przy czym w spektaklu Piotra Cieplaka nie jest tak, że postać z książki X rozmawia z postacią z książki Y. Lokatorzy nie kontaktują się ze sobą. Wszystkie kwestie wypowiadane są do publiczności, której pozostawiono zmontowanie ich w sensowną całość.

Ta idea ma swoje korzenie w filologii uniwersyteckiej, która uwielbia takie zestawienia. Teatr jednak rządzi się innymi prawami, do których należy jednolitość konwencji i języka. Jeżeli najpierw słyszymy mądrości życiowe Kubusia Puchatka, następnie język Biblii, język Hrabala, język awangardowej poezji, grecki heksametr, a po nim łacinę z atlasu anatomii, to w głowie zamiast nowego sensu powstaje wrażenie bezsensu, mimo że każdy tekst jest wiernie odtworzony przez aktorów. To tak, jakby Grek rozmawiał z Czechem, każdy w swoim języku. Reżyser stara się co prawda o prawdopodobieństwo i możemy domyślać się, że jeden lokator jest emerytowanym filologiem klasycznym, drugi - miłośnikiem kryminałów, a trzeci cierpi na infantylizm, ale nic z tego nie wynika poza faktem, że różni ludzie czytają różne książki.

Tym, co rzeczywiście nadaje literaturze nowe znaczenia, nie jest bowiem kontekst innej literatury, ale kontekst codziennego życia. Kiedy opis walki Hektora z Achillesem deklamuje stary człowiek (Stanisław Brudny), myjąc się przy tym i gimnastykując, to między jego starością a światem Homera powstaje dramatyczne napięcie. Kiedy o tym, co to znaczy według Kubusia Puchatka miły dzień, opowiada mężczyzna zamknięty w czterech ścianach (Włodzimierz Press), to między jego samotnością a radosnym światem Milne'a również powstaje napięcie. Są to najlepsze momenty przedstawienia.

Zderzanie literatury z życiem obserwowanym na najbardziej podstawowym, codziennym i szarym poziomie było i jest najmocniejszą stroną spektakli Piotra Cieplaka. Słabość "Takiej ballady" polega na tym, że zamiast skupić się na relacji między literaturą a życiem, reżyser skupił się na relacji między literaturą a literaturą, w rezultacie czego życie utonęło w zwałach papieru. Mam jednak świadomość, że "Taka ballada" jest etapem w poszukiwaniu czegoś ważniejszego od kolejnych premier, mianowicie oryginalnego stylu teatralnego. Pytanie tylko, kiedy tym poszukiwaniom zacznie towarzyszyć dramaturgia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji