Artykuły

Muzyka jak jedwabny dywan

- Mam nadzieję, że tak jak wcześniej Maria Callas i Montserrat Cabellé przyczyniłam się do tego, iż belcanto przestało być traktowane jako nieciekawa muzyka trzeciej kategorii - znakomita primadonna Edita Gruberova wyjaśnia, na czym polega tajemnica belcanta i dlaczego lubi śpiewać w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie.

Woli pani być Marią Stuart czy Elżbietą I?

Edita Gruberova: - Zdecydowanie Elżbietą. Muzyka w "Robercie Devereux" jest gęsta, nie ma ani jednego momentu, w którym człowiek by się zastanawiał, po co Donizetti to napisał. Poza tym lubię opery, które kończy mocna scena finałowa z moim udziałem.

Czy zaczynając karierę, marzyła pani o takich rolach?

- Absolutnie nie, profesor w konserwatorium w Bratysławie zakwalifikował mnie jako śpiewaczkę mozartowską. Śpiewałam więc Królową Nocy, Konstancję w "Uprowadzeniu z seraju", byłam Donną Anną, nagrałam Elettrę w "Idomeneo" z Lucianem Pavarottim.

A może był to repertuar dobierany trochę z konieczności? Opery takie jak "Lucrezia Borgia", "Anna Bolena" czy "Roberto Devereux" nie pojawiały się wtedy na scenach.

- To prawda, że w Czechosłowacji z tytułów Donizettiego wystawiano jedynie "Łucję z Lammermooru" i "Napój miłosny". Roli Łucji uczyłam się na studiach i jak każda młoda śpiewaczka marzyłam, by być Traviatą, nie zdając sobie wówczas sprawy, jaka to niesłychanie ciężka partia.

W którym więc momencie zrozumiała pani, że belcanto powinno stać się pani specjalnością?

- W 1978 roku wystąpiłam w wiedeńskiej Staatsoper w "Łucji z Lammermooru", potem byli "Purytanie" w Bregencji i w Wiedniu "Maria Stuarda". Zaczęłam szukać, co mogłabym do tego dodać. Dużo ról belcantowych miała w repertuarze Montserrat Caballé. Zaczęłam słuchać jej nagrania, śpiewała pięknie.

I pomyślałam sobie, że to mój świat.

Teraz wie pani o nim już wszystko?

- Mam nadzieję, że tak jak wcześniej Maria Callas i Montserrat Cabellé przyczyniłam się do tego, iż belcanto przestało być traktowane jako nieciekawa muzyka trzeciej kategorii. Zawsze staram się interpretować sercem, a niezwykłość belcanta polega na tym, że pozwala wyrazić tak wiele emocji. Kiedyś istniały szkoły nauki tego stylu, a jeden tryl ćwiczono przez kilka lat. Nie po to, by śpiewaczka osiągnęła koloraturową perfekcję, lecz by zinterpretowała tę muzykę tak, jak rzeczywiście została napisana, i umiała nadać jej różne odcienie. Belcanto jest trudne również dlatego, że wszystko zależy w nim od śpiewaka. Bellini i Donizetti oddawali te same uczucia co Wagner, Strauss czy Verdi. U tych kompozytorów zawarte są one również w orkiestrze, w operach belcanto przekazujemy je wyłącznie głosem.

Pani sama odkrywała jego tajemnice?

- Pomagało mi doświadczenie życiowe, bo mamy tu wszystko: miłość, złość, pragnienie władzy, siłę, zdradę. Każdy z nas na swój sposób doświadczył tych emocji w życiu, dlatego każda interpretacja bywa inna. Młodzi potrafią wyśpiewać silnym, świeżym głosem wszystkie nuty, tymczasem sztuka belcanta polega na oddaniu mnogości niuansów. Szczególną rolę ma zaś do spełnienia dyrygent. Musi kochać i rozumieć muzykę belcanta, jest szyta drobnymi, delikatnymi ściegami - jak jedwabny dywan. Tymczasem nie każdy dyrygent w akompaniamencie orkiestry potrafi odnaleźć odbicie emocji wyrażanych przez śpiewaka.

A czy ważna jest atmosfera samego teatru? Pani ma kilka ulubionych scen w Europie, inne zaś omija.

- Dlatego muszę powiedzieć, że po ubiegłorocznym występie zaliczam do nich Operę Narodową. Urzekła mnie warszawska orkiestra, gra z sercem i głębokim zrozumieniem. Odpowiada mi akustyka, a publiczność jest fantastyczna.

Jest szansa, że zobaczymy panią w Operze Narodowej w całym przedstawieniu?

- Teraz preferuję koncertowe wykonania oper, kiedy publiczność może skupić się na przeżywaniu muzyki. Oczywiście opera to również sztuka wizualna, ale jest mało reżyserów, do których mam zaufanie. Szlachetnym wyjątkiem jest Christof Loy, który zrealizował kilka sezonów temu "Lucrezię Borgię" w Monachium.

Współczesny teatr zabija sztukę śpiewu?

- Tak, Christof Loy jest młody, ale zna się na muzyce i ją kocha. Inni reżyserzy nie mają dla niej respektu. Ale właśnie opanowałam nową rolę w operze Belliniego "La straniera". W przyszłym roku wykonam ją w wersji koncertowej, a w 2013 roku będzie premiera w Zurychu w reżyserii Christofa Loya. I może znów wykonanie koncertowe w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji