Artykuły

Kraków. Garbaczewski pobity w centrum miasta

Pobity w centrum Krakowa artysta szukał pomocy na posterunku, gdzie - jak twierdzi - został zlekceważony. Policja odpowiada, że mężczyzna był pod wpływem alkoholu. Poszkodowany opisał swój przypadek na Facebooku i otrzymał ogromne wsparcie internautów.

Jest około 1.30 w nocy z wtorku na środę. Krzysztof Garbaczewski, reżyser teatralny, laureat krakowskiego festiwalu Boska Komedia, który przyjechał do Krakowa na kilka dni, siedzi z przyjaciółmi w lokalu przy ul. Sławkowskiej. Wychodzi na chwilę na ulicę, by odebrać telefon. Wtem zbliża się do niego trzech młodych mężczyzn. - Zaczęło się od wyzwisk związanych z moim ubiorem. Zareagowałem, pokazując środkowy palec - opowiada reżyser. Jeden z młodzieńców przyskakuje i uderza reżysera pięścią w twarz, drugi pryska w oczy gazem pieprzowym. Zaatakowany nie czeka na kolejne razy, biegnie w stronę posterunku przy Rynku Głównym. Po drodze robi napastnikom zdjęcia za pomocą telefonu komórkowego, co przypłaca kolejnym ciosem.

- Gaz pali mi twarz, ledwo widzę cokolwiek. Tak wpadam na posterunek - opowiada reżyser. Popędza funkcjonariuszy, by od razu ruszyli w pogoń za sprawcami. Tymczasem... - Pomyliłem się. To nie był komisariat, lecz świątynia mnichów buddyjskich. Zupełny bezruch - relacjonuje. - Nie zostałem nawet poproszony o dowód osobisty. W końcu usłyszałem, że nie są policjantami.

Ponieważ - przypomina sobie Garbaczewski - nie mógł już wytrzymać pieczenia twarzy, wybiegł do pobliskiego lokalu, by się umyć. Zaraz jednak wrócił na posterunek. Jak twierdzi, pokazał zdjęcia z komórki, ale funkcjonariusze uznali, że nie widać na nich twarzy, choć - według reżysera - widoczne były charakterystyczne cechy ubioru napastników. - Poprosiłem w końcu policjanta o numer ewidencyjny. Początkowo nie chciał podać, w końcu podyktował szereg cyfr w takim tempie, że nie zdążyłem zanotować. Ostatecznie zostałem wypchnięty z komisariatu z groźbą, że zawiozą mnie na izbę wytrzeźwień!

Dopiero po trzeciej wizycie i interwencji znajomego policjanci odebrali oficjalne zgłoszenie o pobiciu.

Rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak potwierdza, że na posterunku byli strażnik miejski i policjant. Ze zdarzenia powstał krótki wpis i notatka, z której - zdaniem rzecznika - wynika, że zgłaszający był pod wpływem alkoholu, co miało uniemożliwić kontakt. - Chcieli wysłać patrol i wezwać karetkę, ale ten pan odmówił pomocy - stwierdza Nowak. - Wybiegał, krzyczał, a bez niego patrol niewiele mógł zdziałać. Poza tym na posterunku nie przyjmuje się zawiadomień o przestępstwie, można je złożyć w komisariacie przy Szerokiej. Ale od osób nietrzeźwych nie przyjmuje się zawiadomień, musi być ona świadoma - tłumaczy. Przyznaje, że nikt nie badał mężczyzny na zawartość alkoholu, ale na jego spożycie wskazywał "mocny zapach z ust i zachowanie".

- Z relacji strażnika wynika, że ten pan był mocno nietrzeźwy, nie precyzował, czego chce, miotał się, wybiegał, wracał. W końcu ustalono, że chodzi o atak gazem. Chcieliśmy udzielić pomocy, ale nie wiedzieliśmy jak. Ten pan mieszał fakty, nie wiadomo było, gdzie wysłać patrol, nie byliśmy w stanie porozumieć się z nim - uzupełnia rzecznik straży miejskiej Marek Anioł. Potwierdza wersję o propozycji wysłania patrolu, która nie została przyjęta. - Za to ten pan zaczął grozić, że wszystkich pozwalnia z pracy - podkreśla.

Garbaczewski nie ukrywa, że wypił tego wieczoru pół butelki wina ze znajomymi, lecz w tamtym momencie był przede wszystkim zdenerwowany. - Chciałem, by funkcjonariusze od razu zareagowali, ale dostałem dowód, że na policję nie ma co liczyć, nawet gdy do pobicia dochodzi w samym centrum - żali się.

Całe zajście zaraz po wizycie na posterunku opisał na Facebooku, zamieścił też na nim wykonane przez siebie zdjęcia napastników. Odzew przeszedł jego oczekiwanie. Pojawiło się mnóstwo wpisów ze słowami otuchy i wsparcia. Były też telefony i maile z propozycjami pomocy prawnej. Emocjonalny wpis na portalu uruchomił też lawinę komentarzy na temat postawy policji. Wiele osób opowiada o podobnych zdarzeniach. "Na dworcu próbowano mnie okraść. Zgłosiłem to ochronie, zostałem wyrzucony. Poszedłem na policję zgłosić ten incydent, ale zostałem olany" - pisze Marcel. Okradziona studentka PWST pisze zaś, że policjant o godz. 6 rano odesłał ją z komisariatu, argumentując, że wnioski składa się od godz. 10. "A złodzieje stali za rogiem..." - kończy swój wpis studentka.

Dariusz Nowak zapewnia, że policja nie zlekceważyła pobicia. - Notatka została wysłana do pierwszego komisariatu. Tam wszczęto oficjalne postępowanie - mówi rzecznik.

***

Komentarz. A może kamera?

Trudno od ofiary pobicia oczekiwać spokoju i precyzji w odtwarzaniu na gorąco przebiegu zdarzeń, "nieświeży" oddech też nie może od razu kogoś dyskwalifikować. Z drugiej strony - nie da się wykluczyć, że zachowanie zgłaszającego przestępstwo niekiedy uniemożliwia skuteczną interwencję. Po prostu różnie bywa. W Rybniku tamtejszych strażników miejskich wyposażono w kamery nagrywające przebieg każdej interwencji. Podobno to skutkuje, bo skończyły się sytuacje, gdy trzeba rozstrzygać spory, mając słowo przeciwko słowu. Obraz nie kłamie. Może warto i w Krakowie sięgnąć po takie rozwiązanie, przynajmniej na posterunkach. Korzyść będzie dla wszystkich stron.

Jarosław Sidorowicz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji