Artykuły

Rewizor zbiorowy

- Korzenie degeneracji dzisiejszej polityki, polskiego życia społecznego i w ogóle polskiej mentalności, leżą w czasach Gierka. Kompletny brak kultury pracy, z jednoczesnym przekonaniem, że nam się ogromnie wiele należy - uważa reżyser JAN KLATA.

Z reżyserm Janem Klatą o spektaklu "Rewizor" [na zdjęciu] wałbrzyskiego Teatru im. Szaniawskiego rozmawia Tomasz Kireńczuk.

Tomasz Kireńczuk: Dlaczego 30-letni reżyser Jan Klata zajmuje się epoką Edwarda Gierka?

Jan Klata: Można by pomyśleć, że teraz ta epoka, to jest tylko odległe nic, pochyłe drzewo na które każda koza skacze. Natomiast ja jestem przekonany, że to wcale nie jest odległe, bo przecież korzenie degeneracji dzisiejszej polityki, polskiego życia społecznego i w ogóle polskiej mentalności, leżą w czasach Gierka. Kompletny brak kultury pracy, z jednoczesnym przekonaniem, że nam się ogromnie wiele należy. I w dodatku w przekłamany sposób skonstruowane rozumienie równości: ja wolę mieć nawet mniej, byle tylko mój sąsiad nie miał więcej. Jestem głęboko przekonany o tym, iż okropny cynizm władzy narodził się wtedy i trwa aż po dziś dzień..., co widać chociażby w kadrach, które po części są nadal te same.

W Pańskim "Rewizorze" te kadry pokazane są w finale spektaklu, gdzie w kawalkadzie głów wyświetlanych na ścianie mamy wszystkich rządzących Polską od Gierka, po Millera, a potem... Leppera. Czy to jest właśnie kontynuacja PRL-u?

- Krzywdzące byłoby powiedzenie, że cała dzisiejsza Polska jest tylko kontynuacją modelu gierkowskiego. Dlatego też finał budził kontrowersje. Zastanawiałem się - mówili mi o tym mądrzy ludzie, więc lojalnie przytaczam ich argumenty - że to jest coś, co nie do końca pasuje, coś co obniża i sprowadza spektakl do pewnej doraźności politycznej. Na razie zostawiliśmy finał i gramy tak nadal, ponieważ uważam, że PRL z całą tą gierkowszczyzną bardzo głęboko w nas wszystkich tkwi. Być może z perspektywy Warszawy to mniej widać - poza ulicą Wiejską - natomiast z perspektywy takich miast, jak Wałbrzych, jest to ogromnie silne. Głównie ze względu na sentyment, który w ludziach pozostał. Ale mówimy przecież o epoce nie tylko ich młodości, ale o epoce, w której tak naprawdę żyło im się po prostu dobrze, stosunkowo najlepiej. Chociaż jest to oczywiście kwestia układu odniesienia.

Wybiera się Pan ze swoją wizją gogolowskiego "Rewizor"a do Wałbrzycha, gdzie są bardzo silne resentymenty gierkowskie...

- Nie wiem, czy pan widział plakat do "Rewizora" z całującym się Breżniewem i Gierkiem?

Tak, widziałem.

- I to wywołało ogromnie dużo kontrowersji, nawet na ulicach, bo przecież wszyscy ci ludzie, w jakimś stopniu, bronili czasów swojej młodości. Bronili lat 70-tych mówiąc, że wcale nie było tak źle, że ludziom żyło się dostatnio, a Polska rosła w siłę. I tak naprawdę najlepiej, żeby się tym teraz nie zajmować, bo dopiero historia oceni, a nie gówniarzowi to oceniać. Obrona mitu dobrego gospodarza. I to właśnie było za Gierka oszustwem typowo rewizorowskim. W spektaklu cały czas opowiadamy, że prawdziwym rewizorem jest ten Edward, Wielki Edward...

... dumnie spozierający z zawieszonego nad sceną obrazu...

- Tak, tak. Przystojny, wspaniale po zachodniemu ostrzyżony, z mądrym wysokim czołem, znający nawet obcy język... jeden. Ten człowiek, który nam małego fiata załatwił. Nasz Edward. I to jest ten prawdziwy rewizor. I jeśli taki rewizor jest gdzieś tam, daleko w Warszawie - jak mówi Dobrzyński - to wtedy taki rewizor usprawiedliwia te wszystkie małe oszustwa małych rewizorów. I Horodniczy w ten sposób w swojej pomyłce jest usprawiedliwiony. To nie jest tak, że on jest głupkiem, debilem, co się pomylił i jest śmiesznie. W tamtym systemie tak wiele rzeczy było niedopowiedzianych, cały szalony system postawiony był na głowie. Chodziło więc o stworzenie takiego układu odniesienia, aby pokazać, że pomyłka Horodniczego jest prawdopodobna. A w tamtym systemie, jeżeli ktoś przyjechał na dwa tygodnie ze stolicy, za nic nie płacił, a w dodatku rzucił kilka aluzji, to z pewnością był z centrali.

Ale w Pańskim spektaklu ten misternie wymodelowany PRL jest sztafażem, bo przecież mówi Pan nie tylko o latach 70-tych?

- Nie lubię, jak ktoś explicite wypowiada się negatywnie o społeczeństwie. Myślę o głupocie, nieprawdopodobnym debilizmie w sposobie oceniania rzeczywistości, np. mówienie o przemianach po 1989 roku: że złodzieje przyszli, że rozkradli wszystko, a było przecież tak kolorowo i dobrze. Przyszła Solidarność i te złodzieje solidaruchy rozkradli! Rewizor jest opowieścią o ludziach, którzy budują swoją karierę z jednej strony na straszliwej agresji wobec tego, co teraz jest, z drugiej zaś strony na gloryfikowaniu właśnie lat 70-tych i w taki sposób po prostu myślą. I po to był mi potrzebny ten sztafaż.

Ale scenografia do spektaklu jest jak skansen PRL-u, ze wszystkimi elementami, które moje pokolenie zna już raczej z filmów Barei. Po co taka pieczołowitość?

- Ale to nie było tak, że prowadziliśmy przed spektaklem badania antykwaryczne. To, co mamy w spektaklu na scenie, to nie jest skansen historyczny, ale raczej skansen w którym wszyscy żyjemy. Osiemdziesiąt procent tego co znajduje się na scenie, zostało znalezione w Domu Aktora w Wałbrzychu. To wszystko jest ciągle żywe, paprotki, meble. Ten skansen jest naprawdę żywy i wcale nie musieliśmy go daleko szukać.

A potem doszli do spektaklu bezrobotni, i jakby wychodzimy poza lata 70.

- Znów wracamy do problemu układu odniesienia: tego co się mieści za oknami mieszkania Horodniczego. Problem tego, z czym przychodzą do rewizora ludzie i kim oni są. W spektaklu przekłada się to na pojawiające się w niemych scenach wdowy i to, co opowiadają. Pomyśleliśmy sobie, że to nie jest tak, że tylko dwie kupcowe się żalą, bo to zbyt mało. To miał być w ogóle obraz zagłady systemu, która narastała w krzywdzie ludzkiej. To wcale nie jest takie pogodne, jak za Gierka się uważało, że sobie coś wziąłem, czy ukradłem. Gdzieś w tym nosi się krew na rękach, może nie bezpośrednio, ale jakiś współudział w zbrodni zawłaszczania człowieka jest. Scena z wdowami, które stoją nieme, trzymając portrety zmarłych mężów, czy synów (na jednym ze zdjęć jest zresztą moje zdjęcie) miała sprawić że spektakl będzie mocniejszy. To nie jest prawda, że system zabierał ludziom tylko pieniądze. I to oskarżenie chcieliśmy zaznaczyć. I to obudziło pewne oburzenie wśród wałbrzyszan.

A kto jest tym prawdziwym rewizorem nakręcającym ten system?

- Pomyślałem sobie, że prawdziwy rewizor jest zbiorowy, bo nie da się tego całego wypaczenia usprawiedliwiać jakimiś drobnymi, pojedynczymi wadami systemu. Przecież wcale nie było tak, że car nie wiedział o ludziach, którzy giną i zginą. Car wiedział - i tak ustawiony jest cały spektakl. Dlatego rewizor musi przyjechać z zewnątrz i rozwalić to wszystko. Dla mnie jest to jakaś zapowiedź tego, co się wydarzyło na początku lat 80. "Rewizor" jest opowieścią o Gierku. My jako naród, społeczeństwo, padliśmy ofiarą, a w jakimś sensie sami sobie stworzyliśmy takiego rewizora.

Ale czy wydaje się Panu, że Polacy potrzebują oglądać i wracać do tego, przecież newralgicznego okresu?

- Mam wrażenie, że tak naprawdę to dopiero teraz, z przyjściem nowego pokolenia, dla którego tamta epoka jest raczej śmieszna niż wspaniała, rodzi się rzeczywista potrzeba rozmowy. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że najmłodsi ludzie będą słyszeli opowieści o Gierku, jako Kazimierzu Wielkim, co jest przecież kompletnym kłamstwem i mistyfikowaniem historii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji