Artykuły

Rozsądek kontra tajemnica

Wracałam do domu z poczuciem, że za chwilę zapomnę o tym przedstawieniu, że już zapominam. Ja­kież było moje zdziwienie, kiedy w środ­ku nocy usiadłam nagle zelektryzowa­na. Zaczęłam pisać na kartce, po ciemku, szybko - żeby nie zapomnieć.

To nocne pisanie nie dotyczyło wcale dowcipu Shawa ostrego jak żyletka, ale przecież wyrafinowanego: trzeba wyrafinowania, żeby z taktem opowiadać dowcipy o tym, jak pierwsi chrześcijanie idą na pożarcie lwów, jak oswajają te lwy oraz okrutnego Cesarza, jak wygrywają życie zamiast umierać męczeńską śmiercią. Nie dotyczyło zjadliwej ironii Shawa, jego piętrzenia paradoksów, odwracania kota ogonem. Nie dotyczyło też wystawy kostiumów z epok wszelakich: od imperialnego Rzymu po imperialną Anglię. Nie dotyczyło nawet lwa granego przez dwójkę tancerzy Polskiego Teatru Tańca, który bawi widownię, otrzymuje najwięcej oklasków i w trakcie spektaklu, i na finał. Broń Boże nie zajęłam się też trudnym pożyciem małżeńskim Androklesa i Megiery, co tak bawi­ło widownię. Snu z powiek nie spędzały mi "kreacje" pierwszoplanowych posta­ci sztuki: aktorskie popisy i popisiki. Nie pisałam też o tym, że na widowni było mi nudno i obco - choć było.

Mnie postawił na nogi plan trzeci. To trzech chrześcijan i jedna chrześcijanka i - nawet nie mają imion. Grają ich Ka­zimiera Nogajówna, Bolesław Idziak, Rajmund Jakubowicz i Wojciech Standełło. Niewiele mówią, prawie nic. Prze­ważnie po prostu sobie siedzą albo leżą, albo stoją. Są na scenie niemal przez cały czas trwania spektaklu. Dlaczego oni tak tkwią? Dlaczego mają zwyczajne i współczesne płaszcze, jakby przyszli prosto z ulicy? Dlaczego reżyser nie wymyślił im jakiegoś konkretnego zadania? Dlaczego ta obecność jest taka denerwująca, taka nachalna, taka - w efekcie - intrygująca? Dlaczego po prawie dwugodzinnym pobycie w teatrze, gdzie miało się iskrzyć od dowcipów, efektów, intelektualnych dylematów, pamiętam właśnie ich twarze, ich pochylone ple­cy, ich nieobecny wzrok? Nagle mnie olśniło.

Postacie u Shawa są wyraźne. Ich po­glądy, choć pokrętne, precyzyjne wyłuszczone. W finale Cesarz wygłasza sło­wa, które zdają się przesłaniem autora dedykowanym czytelnikom i widzom: ,,Najroztropniej jest nie być ani zakamieniałym fanatykiem starego, ani pochop­nym idealistą otwartym na wszystko, co nowe, ale brać z obu systemów, to, co w każdym z nich najlepsze. Bardzo mą­dre słowa. Jest to zresztą zdanie wszyst­kich ludzi naprawdę rozsądnych".

Czyżby stało się tak, że Shawa dopadł paradoks teatru? Że sceniczne "bycie" jest silniejsze od słowa na scenie? Prze­cież tak naprawdę nie wiadomo, co my­ślą, wiedzą, czują anonimowi chrześci­janie. Może nic. A może wszystko. To tajemnica, choć u Shawa miejsca na ta­jemnicę - zdawałoby się - nie ma. A tu wygrywa milczenie, niewiadoma, nic konkretnego, nic namacalnego. Tego się nie da wyszydzić, wykpić, wyśmiać, odwrócić do góry nogami. Bo "to coś" ma konkretną twarz, konkretne ciało. Bo "to coś" wynika z mądrości i do­świadczenia. Bo "to coś" po prostu jest, bez konieczności dowodzenia.

W pierwszej chwili zamarzyło mi się, że­by cały spektakl grany był na tym pozio­mie scenicznej obecności, scenicznej świa­domości. Ale zaraz sobie (nomen omen) uświadomiłam, że i mnie samej dopada paradoks teatru. Gdyby nie lew, który jest "jak prawdziwy", gdyby nie główni boha­terowie, którzy są upozowani i sztuczni - pewnie w ogóle bym nie dostrzegała te­go, co jest prawdą. Bo to prawda scenicz­na, bo to także aktorska gra, a nie życie. I chyba dobrze, że jedni wyjdą po tym przedstawieniu z lwem, inni z jeszcze wię­kszą miłością do swoich ulubionych gwiazd, kolejni w dobrym humorze po zabawnej bajeczce, ktoś z wiarą w zdro­wy rozsądek. To źle, że wielu zabierze z teatru tylko nudę. Ja dziękuję Kazimie­rze Nogajównie, Bolesławowi Idziakowi, Rajmundowi Jakubowiczowi i Wojcie­chowi Standelle za to, że nie wychodzę z niczym. I klaszczę im na stojąco znad klawiatury komputera. To dzięki nim dłu­go jeszcze będę myśleć nad różnicą mię­dzy deklaracją i świadectwem, postawą i pozą, byciem i graniem. To dzięki nim nie zapomnę, "Androklesa i lwa", bo wra­cają do mnie kolejne sceny, kolejne sło­wa. I lew, i nuda. Pamiętam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji