Artykuły

Wyspy tragedii

Artyści w rewanżu za podglądactwo ingerują też w przestrzeń osobistą widza, dotykają go, zapraszają do uczestnictwa w przedstawieniu - o "TRAGEDIE! Un poeme" Deuxieme Groupe d'Intervention, prezentowanym na XXI maltafestival poznań pisze Katarzyna Krzywicka z Nowej Siły Krytycznej.

Centrum miasta: plac przy Pomniku Armii Poznań i otaczające go uliczki. Widzowie powoli gromadzą się, szukają miejsca, gdzie ma się odbyć wydarzenie. Ono nieoczekiwanie atakuje z każdej strony. Nagle okazuje się, że jesteśmy w samym jego środku. Na szczycie pomnika krzyczący człowiek. Słychać odpowiadające mu zewsząd głosy. Z ustawionych na placu głośników rozlegają się raz po raz nieznośne, nagłe dźwięki - strzały, wybuchy, łoskot. Zupełny chaos. Tak rozpoczyna się "TRAGEDIE! Un poeme" francuskiej Deuxieme Groupe d'Intervention.

Wśród morza publiczności wyodrębniają się wysepki - miejsca dla performerów. Każde zaaranżowane w inny sposób. Wydarzenia toczą się na nich równocześnie.

Na jednej z wysp kobieta opiekuje się ułożonymi w równych rzędach na środku ulicy lalkami i ich częściami - korpusami, nóżkami, główkami To przerażający widok, kojarzy się z rozerwanymi ciałami dzieci, leżącymi na ulicy trupami, fragmentami usuniętego płodu. Ale kobieta nie odczuwa grozy. Przytula laleczki, stara się je poskładać, kładzie na taczce. Ja widziałam w tej scenie tragedię matki, która straciła dzieci. Nie udało jej się donosić ciąży, przerwała ją, a może zabiła narodzone jak mityczna Medea? Na to pytanie każdy z nas musi odpowiedzieć sam.

Na kolejnej wyspie szamocze się troje nagich ludzi zaplątanych w ogromną płachtę zszytą z wielu marynarek. Próbują się uwolnić spod ciężaru ubrań. Wyciągają do obserwującego ich tłumu dłonie w proszącym geście, zdają się krzyczeć: pomóżcie! Według zamierzeń twórców to hołd składany ludziom umierającym na ulicy, ale mogą to przecież być zmarli w innych okolicznościach (zamordowani, uduszeni w komorze gazowej), po których pozostały jedynie sterty ubrań. We mnie ta scena wywołuje jeszcze inne skojarzenia. Widzę w niej próbę uwolnienia się jednostek od sztywnego schematu roli narzuconej przez codziennie zakładany uniform.

Uwagę od obserwowanych przez widzów tragedii odciąga wielki pożar - jakiś człowiek w szaleństwie wrzuca do ognia wszystko, co ma pod ręką. Burzy zastaną rzeczywistość, by zaprowadzić nowy porządek? Jest furiatem, który w ten sposób wyładowuje napięcie, a może Neronem podpalającym Rzym? Pytań - jak w całym spektaklu - jest wiele.

W odległej części placu ma miejsce kolejne wydarzenie: kobieta-generał (z wąsami, sztywną nogą i w czapce Napoleona) stara się zapanować nad setką rozpostartych na drągach czerwonych koszul, które tworzą równe, zwarte szeregi. Jej poddani są niezwykle ugodowi, jednak ona co raz wpada w furię, którą wyładowuje też na publiczności. Zdaje się, że to uosobienie dyktatora, połączenie Napoleona, Hitlera, Stalina.

Osobne gniazdko uwiła sobie para kochanków. Półnagą, uwięzioną w czerwonym sportowym aucie kobietę ratuje On - paradujący w jasnej sukience, pokaleczony kawałkami szkła, którymi przed chwilą się obsypał. W aucie rozrzucona jest niedbale damska bielizna sugerująca, że jeszcze niedawno byli ze sobą blisko. Jednak wspólna radość nie trwa długo. Za chwilę tracą się z oczu i poszukują w tłumie, zaczepiają widzów prosząc: pomóżcie nam się odnaleźć! Przywodzą na myśl nie mogących być razem niby-obłąkanego Hamleta i prawdziwie chorą z miłości Ofelię i symbolizują wszystkich tragicznie rozłączonych kochanków.

Tych wysp jest więcej, ludzie przemieszczają się dowolnie pomiędzy nimi, wkraczają w małe przestrzenie, burząc ich intymność. Tego spektaklu nie da się oglądać bez emocji. Wrażenie wchodzenia w czyjeś życie i poznawania go z ciemnej, nie ujawnianej do tej pory strony, a jednocześnie współodczuwania z nim jest nieodłączne. Widz ma szansę bycia nie tylko obserwatorem, ale też uczestnikiem tego, co się właśnie dzieje - zburzona jest granica aktorzy-widownia, a artyści w rewanżu za podglądactwo ingerują też w przestrzeń osobistą widza, dotykają go, zapraszają do uczestnictwa w przedstawieniu. A jednak zostawiają duże pole do samodzielnej interpretacji i swobodnego czytania "TRAGEDIE! Un poeme" dzięki niejednoznaczności, otwarciu na konteksty. Odbiór zatem musi być subiektywny i przefiltrowany przez nagromadzone w nas samych emocje i uczucia.

Na zakończenie spektaklu wszyscy jego wykonawcy skupiają się w centralnym miejscu placu, by odtańczyć radosny układ. To pokazuje, że radość od tragedii dzieli cieniutka niteczka. Wystarczy chwila nieuwagi, by ją przerwać i zbudzić drzemiące na dnie duszy cierpienie. I wtedy możemy stać się jak bohaterowie ulicznego spektaklu Deuxieme Groupe d'Intervention - osamotnieni, szaleni, poszukujący ukojenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji