Artykuły

Nominacje w Operze Narodowej - czas na rewolucję

Karty zostały rozdane. W piątek minister kultury Witold Dąbrowski wręczył nominacje [na zdjęciu]. Teatr Wielki Opera Narodowa przechodzi w ręce Sławomira Pietrasa i Mariusza Trelińskiego - duetu, którego najważniejszym zadaniem powinno być uzdrowienie tej instytucji, od co najmniej dwóch sezonów dryfującej bez rzeczywistego kierownictwa.

Rozdzielnie funkcji dyrektorskich jest pierwszym dobrym sygnałem, bo Jacek Kaspszyk w roli dyrektora absolutnego - naczelnego, artystycznego i pierwszego dyrygenta - poniósł totalną klęskę. Kolejnym krokiem winna być radykalna reforma funkcjonowania teatru, na którą nie zdobyło się żadne z poprzednich kierownictw (z dyr. Dąbrowskim włącznie). A może jednak zaryzykować wprowadzenie sprawdzonego na świecie systemu "stagione", czyli angażowania zespołu do poszczególnych produkcji, granych kilkanaście razy z rzędu i powracających w następnych sezonach? Dotąd zdarzało się, że w Operze - zdominowanej przez pracowników etatowych - nową produkcję, po premierze, oglądaliśmy raz, góra dwa, po czym schodziła z afisza (np. kuriozalne premiery na zakończenie sezonu).

Opera musi wreszcie wprowadzić długofalową i konsekwentną politykę repertuarową, bowiem ostatnie sezony okazały się artystycznym fiaskiem sceny narodowej: przypadkowe inscenizacje "Salome", "Toski", "Aidy", wybieranie reżyserów i obsady w ostatniej chwili, brak jakichkolwiek informacji o planach. Podczas gdy na świecie teatry operowe z rocznym wyprzedzeniem podają programy do wiadomości publicznej, u nas trudno znaleźć informacje o propozycjach i obsadach najbliższych miesięcy.

Opera Narodowa potrzebuje zastrzyku świeżej krwi. Dobrze by było otworzyć teatr przed niebojącymi się ryzyka młodymi reżyserami (z takiej szansy skorzystali w swoim czasie Treliński i Warlikowski) oraz polskimi śpiewakami i dyrygentami, odnoszącymi sukcesy na scenach międzynarodowych, którzy jednak do Warszawy zaglądają rzadko.

Moje życzenia repertuarowe mogłyby przerodzić się w pobożną litanię, zwłaszcza po ostatniej nachalnej promocji samograjów Verdiego i Pucciniego, a przy kompletnym zaniedbaniu rodzimej twórczości ("Króla Rogera" zagrano w tym sezonie tylko raz!) i co bardziej wymagającego repertuaru (Wagnera, odkrywanego na świecie Janaczka, repertuaru francuskiego). Warto pamiętać o rozwijającej się z niebywałą siłą operze współczesnej (czy teatr w roli zamawiającego mecenasa pozostanie tylko marzeniem?) i o inscenizacjach barokowych bijących na Zachodzie rekordy popularności (opera "Les Indes galantes" Rameau zaplanowana w Warszawie, została w ub. r. przejęta przez Teatr Wielki w Poznaniu).

Duet Pietras-Treliński nie wróży, niestety, zmian na lepsze. Na miejscu dyrektora generalnego widziałbym zupełnie nową osobę, krewkiego menedżera, niepowiązanego układami - wyłonionego w drodze merytorycznego konkursu, a nie powołanego w wyniku ministerialnego namaszczenia, pobłogosławionego przez związki zawodowe - który by bez kompleksów przeprowadził drastyczną, acz niezbędną reformę. Niestety, jak uczy historia, ci, którzy próbowali tylko delikatnie "majstrować", szybko polegli. Treliński jako szef artystyczny daje pewną nadzieję, choć nie wiem, czy artyście tej klasy - i w takim momencie rozwoju kariery - potrzebny jest (a jeśli już, to do czego?) państwowy stołek. Obym się mylił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji