Artykuły

Lęki nasze powszednie

XXI Malta Festival w Poznaniu podsumowuje Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

A może czasem dobrze jest czegoś zakazać? W tym roku na Malta Festival w Poznaniu wielokrotnie pytano o granice tolerancji

Spektakle poświęcone tematowi wykluczenia wykraczały poza oswojony kanon "kobieta - gej - Żyd". Obcymi okazywali się pospolici kryminaliści ("Osadzeni, Młyńska 1" Teatru Ósmego Dnia), seryjni mordercy, bezwzględni socjopaci, szaleńcy stanowiący realne zagrożenie dla otoczenia. Do głosu pchały się niedojrzałość, depresja, pragnienie śmierci, panika i perwersyjne żądze. U Giselle Vienne ("I Apologize", "Jerk") manekiny i pacynki zastępowały młode, niewinne ciała, nad którymi pastwili się degeneraci. Jan Fabre widowiskiem "Prometheus Landscape II" wypowiadał wojnę społecznej potrzebie bezpieczeństwa i jasnych zasad. Koncert Portishead był zbiorową celebracją ludzkiego popaprania i tęsknoty za niosącym ulgę "końcem". Po rynku i placach biegali artyści domagający się włączenia w przestrzeń publiczną erotyzmu i wściekłego dążenia do zemsty. Amerykański chór nestorów Young@Heart z rockowych szlagierów wyciągnął autoironiczny przekaz "i tak wszyscy zaraz umrzemy".

Czy to nie za dużo? Czy rozpoczynając poważną dyskusję nad powrotem do życia społecznego pedofilów morderców i akceptacji perwersji, nie kompromituje się samych idei tolerancji, humanitaryzmu i asymilacji?

Rzecz w tym, że dla zaproszonych na Maltę twórców żadne z tych pojęć nie jest święte i dane raz na zawsze. Celowo z nimi eksperymentują, by na końcu stwierdzić odpowiedzialnie: "nie, tego nie można jednak zaakceptować" albo "nie łudźmy się - te paskudztwa i tak w nas siedzą, lepiej nauczmy się z nimi żyć świadomie".

Nie przypadkiem prawie wszystkie spektakle Giselle Vienne to teatralizowane rekonstrukcje wydarzeń. W sytuacjach szczególnie stresujących i traumatycznych często włącza się mechanizm obronnego zapominania. Nie sposób później stwierdzić, czy faktycznie mieliśmy wpływ na przebieg wydarzeń i czy mogliśmy postąpić inaczej. A może część winy przypisaliśmy sobie niesłusznie? Łatwiej w końcu zgodzić się na to, że całe zło świata jest w nas i podlega naszej woli niż na wizję okrutnej rzeczywistości, której nie da się przebłagać.

W spektaklu "I Apologize" aktor torturuje dziewczynki manekiny, ale nie sposób stwierdzić, czy jeszcze odtwarza fakty, czy już realizuje swoje ciemne fantazje. W "Jerk" Vienne idzie o krok dalej. Prowokuje widzów, by we własnej wyobraźni odnaleźli zakazane sfery. Na scenie lalkarz brzuchomówca o wyglądzie wielkomiejskiego luzaka z pomocą pacynek odtwarza historię serii morderstw z lat 70. w Teksasie. Odgrywa gwałty analne, grzebanie nożem we wnętrznościach, profanację zwłok. Imituje głosy masakrowanych dzieci. Dwukrotnie pozostawia widzów samych z krótkimi tekstami streszczającymi część przebiegu akcji. To najtrudniejsze momenty spektaklu - trzeba się zmierzyć z własną wyobraźnią. A lęgnących się w głowie obrazów nie można już usprawiedliwić obscenicznym działaniem wykonawców. Po tym spektaklu trudno patrzeć w spokoju na dzieci okładające się misiami czy strzelające do siebie z gumowych karabinków. Ale rodzące się podczas oglądania tego spektaklu fantazje wcale nie są widzom takie obce i nieznane. Podobne mogą rodzić się podczas oglądania serwisów informacyjnych, thrillerów, billboardów, reklam z umalowanymi, seksownie poprzebieranymi dziewczynkami przymierzającymi szpilki mamusi. A skoro to właśnie jest nasze regularne doświadczenie, to poddawanie go refleksji w bezpiecznej, odrealnionej przestrzeni teatru ma jednak sens.

Kornél Mundruczó spektaklem "It Is Hard to Be a God" także pyta o to, "jaka jest nasza rola w tym całym bagnie i jak sobie z nią radzimy". Czy znieczulamy się na wszystkie przerastające nas tragedie i problemy? Dla Vienne, Mundruczó, Fabre'a, a nawet dla Portishead stan wyjątkowy, sytuacja nieustannego stresu to nasza codzienność. Bez znieczulenia po każdym serwisie informacyjnym mielibyśmy prawo udać się na terapię z rozpoznaniem syndromu posttraumatycznego. To, że każdego ranka nie budzimy się w depresji, zawdzięczamy właśnie zobojętnieniu. Ale czy to zwalnia nas ze współodpowiedzialności za zło tego świata? Jan Fabre nawołuje w "Prometheus Landscape II": "Macie wybór! Możecie być ofiarami lub bohaterami".

Artyści na Malta Festival przypominali, że świat jest niebezpieczny, niezależnie od tego, iloma tablicami ostrzegawczymi i instrukcjami BHP go oblepimy. Udowodnili, że sztuka może stać się pośrednikiem w odnalezieniu nowej roli dla wszystkich, którym wymyka się przyspieszająca, brutalna rzeczywistość. Pokazywali, na co faktycznie mamy wpływ, a z czym po prostu musimy się pogodzić. Zachęcali też, by uczciwie przyznawać się do lęków i uprzedzeń, jakie czujemy. Bo tylko wtedy tolerancja będzie świadomym wyborem, a nie ładnie brzmiącym synonimem pogardy i ignorancji. Pod tym względem program festiwalu Malta to projekt bezkonkurencyjny.

Na zdjęciu: "I Apologize".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji