Artykuły

W stylu złotej ikony

Monumentalnym freskiem operowym "Kniaź Igor" Aleksandra Borodina warszawski Teatr Wielki 21 października zainaugurował nowy sezon artystyczny. Premiera zbiega się ze stuleciem dzieła wystawionego po raz pierwszy w Petersburgu 25 października 1890 roku.

Aleksander Borodin - lekarz i chemik pracował nad operą 20 lat, traktując swoje muzyczne zamiłowania jako rodzaj hobby dający wytchnienie po pracy zawodowej i społecznej. Stąd też wiele fragmentów pozostawił nie ukończonych i nie zinstrumentowanych, z zarysowanymi jedynie motywami i pomysłami, które dopiero należało połączyć w muzyczną i dramaturgiczną całość. Dokonało tego dwóch jego przyjaciół, znanych kompozytorów - Mikołaj Rimski-Korsakow i Aleksander Głazunow. To dzięki nim właśnie w trzy lata po śmierci Borodina dzieło mogło wejść na sceny.

W jego charakterze i rozmachu znać niewątpliwy wpływ sławnej "potężnej gromadki", która w dziewiętnastowiecznej Rosji stworzyła styl brzemienny dla całej światowej muzyki. Przynależący do "gromadki..." Borodin, tak jak Modest Musorgski, Milusz Bałakiriew, Cezar Cui i Rimski-Korsakow czerpał ze skarbnicy narodowych pieśni, legend i muzyki. Bo taki był styl tej grupy - by z przykładów wymienić tylko wielką operę "Borys Godunow" Musorgskiego - sięgający w praźródła historii i kultury Rosji. Treść "Kniazia..." oparta jest na fragmencie XII-wiecznego eposu - tyleż rycerskiego, co ludowego - "Słowo o pułku Igora", gdzie baśń i fakt historyczny złożyły się na opowieść o początkach wielkiej Rusi.

Warszawski "Kniaź Igor" - po raz pierwszy zresztą wystawiany na stołecznej scenie - otrzymał wykonawców i oprawę godną wielkości dzieła. Czterech solistów z ZSRR - rewelacyjny baryton Walentin Piwowarow (Kniaź Halicki), potężny bas Roman Majboroda w roli tytułowej, Larysa Szewczenko (Jarosławna) i Władimir Szczerbajkow (Włodzimierz) dali prawdziwy popis interpretacji tego gatunku muzyki. Fascynująca w roli Konczakówny była Ewa Podleś, której matowy, głęboki mezzosopran elektryzował widownię od pierwszego do ostatniego taktu i znakomity Andrzej Saciuk odkrywający wprost w roli Konczaka siłę i możliwości swego głosu.

Osobne uznanie należy się chórowi, który w tym przedstawieniu nie odgrywa, bynajmniej, roli muzycznego tła. Pod kierownictwem Bogdana Goli był, zgodnie z kompozytorskim zamierzeniem, autentycznym bohaterem akcji - świetnym wokalnie i aktorsko. Ciekawie wypadły także sekwencje baletowe w choreografii Henryka Konwińskiego, a słynne "Tańce połowieckie" z solówkami Anny Białeckiej i Ewy Głowackiej wywołały wśród publiczności niekłamany zachwyt.

Całość otrzymała przepyszną, malarską oprawę scenograficzną Barbary Kędzierskiej i inscenizacyjną Laco Adamika. To jakby ożywiony ikonostas w każdym szczególe spływający złotem barw i świadomie przerysowanych gestów. Można się spierać, czy ów realizm nie trąci nieco lamusem, lecz z drugiej strony czyż dziewiętnastowieczna opera nie jest w ogóle dla współczesnych pięknym lamusem?

Kierownictwo muzyczne przedstawienia objął Robert Satanowski, który raz jeszcze dowiódł, że warszawski teatr stać na dobre wykonanie dzieł monumentalnych i trudnych. Po wagnerowskiej tetralogii "Kniaź Igor" jest kolejnym znaczącym przedsięwzięciem budującym repertuar godny aspiracji stołecznej sceny europejskiej. A jeśli jeszcze przed premierą opera "na pniu" została zaproszona na występy w Wiedniu, Paryżu i Luksemburgu, to wypada chyba zespołowi pogratulować wypracowanej przez lata renomy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji