Artykuły

Nić zespolenia

Performans rozpoczął się niczym nieformalne spotkanie, a zakończył się w nieomal rytualnej atmosferze - o "Crotch" Keitha Henessy'ego, prezentowanym na XXI maltafestival poznań pisze Małgorzata Tarkowska z Nowej Siły Krytycznej.

Performans Keitha Henessy'ego wyraźnie dzieli publiczność na tych, którzy z ironicznym uśmiechem szybko opuszczają salę i na tych, którzy długo po zakończeniu, opanowani przez emocje, czekają w pustej przestrzeni. Być może to właśnie jest oznaką dobrej sztuki - podobno tylko taka, która budzi kontrowersje, potrafi poruszać.

Jak doszło do tego podziału widzów na poruszonych i obojętnych?

Zaczęło się niepozornie na tarasie Starego Browaru. Amerykański artysta częstował widzów czekoladą, uśmiechając się, przyjaźnie zagadując. Od samego początku nie starał się budować teatralnej iluzji, ale stopniowo zbliżał publiczność do siebie. Performans rozpoczął się niczym nieformalne spotkanie, a zakończył się w nieomal rytualnej atmosferze. Widzowie z tarasu przechodzili do ciasnej sali, by w finałowej scenie ciasnym kręgiem otoczyć artystę.

Henessy swój performans kształtuje jako ciąg aluzyjnych obrazów nawiązujących do twórczości Josepha Beuys'a, niemieckiego artysty, który tworzył swoje dzieła m. in za pomocą czekolady - stąd poczęstunek na tarasie. To wyraźny sygnał ze strony performera: nic nie będzie przypadkowe. Odwołania do Beuys'a pojawiają się wielokrotnie i na wielu poziomach. Na scenie zobaczymy reprodukcję obrazu niemieckiego artysty, katalog jego twórczości, zaś w finałowej, najważniejszej scenie Henessy przywołuje rzeźbę "Krzesło z tłuszczem". Siedmiominutowy wykład historii filozofii kształtowany jest na wzór wykładów Beuys'a, który na tablicy wypisywał pojęcia a następnie za pomocą strzałek i odnośników przedstawiał zależności między nimi. Także sposób komponowania przestrzeni nawiązuje do idei Beuys'a, który z codziennych przedmiotów tworzył dzieła sztuki. Henessy wypełnia teatralną salę współczesnymi mini-instalacjami. Znajdziemy cytryny połączone z żarówkami, flagi z wypisanymi hasłami, drzewo z umieszczonym na suchych gałęziach hasłem "Baiden Meinhof", osobisty dziennik stanowiący swoisty scenariusz performansu.

Odwołania do Beuys'a tworzą nie tylko ciekawy estetycznie kontekst dla działań Henessy'ego. Amerykanin wyraźnie identyfikuje się z rzeźbiarzem, pokazuje zmaganie się artysty z formą. Beuys, uciekając od tradycyjnych technik, tworzył za pomocą nietrwałych materiałów, takich jak tłuszcz, masło. Henessy natomiast parodiuje współczesny taniec, ukazując uwięzienie artysty w konwencjonalnych technikach - popularnych formach ekspresji artystycznej. W performens zostały wpisane elementy, dające się odczytywać jako osobiste wyznania, dotyczące samotności, związku i rozstania, niepowodzeń. Moment przełomowy stanowi scena, w której Henessy umieszcza na głowie dwie belki zbite krzyż i powoli, chwiejąc się i próbując utrzymać równowagę, przechodzi przez salę. To nie cyrkowy numer, ale metafora ludzkiej drogi życiowej.

Najmocniejszym punktem jest jednak ostatnia sekwencja. Hennesy zaprasza publiczność na scenę i prosi o maksymalne zbliżenie się do siebie, przez co przełamują się bariery cielesne: jeden widz opiera się o drugiego, czuje jego obecność, oddech. Widzowie budują swoisty rytualny krąg, w którym centralne miejsce zajmuje szaman, czarownik, mag. Rodzi się poczucie wspólnoty, wynikające nie tylko z fizycznej bliskości, ale z aktywnego uczestnictwa zastępującego bierne oglądanie. W tym momencie Henessy powoli wyjmuje igłę i nitkę z drżącymi rekami przekłuwa swoje ciało i przyszywa je, łącząc z koszulami trzech mężczyzn - ochotników, którzy siedzą naprzeciwko niego. Gest ten performer powtarza kilkukrotnie. Przeszywając swoje ciało, kaleczy się, ale jednocześnie buduje sieć powiązań.

Wówczas dochodzi do wyraźnego podziału widowni. Jedni odwracają głowę z poczuciem przesytu i odrazy do tego typu manipulacji i działań na ciele, inni zaś obserwują uważnie i zaczynają rozumieć ten gest w kontekście symbolu, spoglądają na artystę, ale też na widza obok, który dzięki działaniu performera staje się partnerem i współuczestnikiem. Artysta po jakimś czasie przerywa nici i samotnie opuszcza salę. Nie wraca na scenę, nie oczekuje oklasków, zostawiając widzów w poczuciu nieznanej dotąd wspólnoty.

Po co zatem odwołania do Bauys'a? Po co ta osobista historia? Okaleczenie? Zapewne istnieje wiele odpowiedzi. Widzowie, którzy salę opuścili jako pierwsi, powiedzą, że to intelektualny popis połączony ze świadomą manipulacją. Ci, którzy długo nie mogą opuścić sceny, pozostali z bólem brzucha, z ciałem pokrytym dreszczami, ale i myślami o samotności, relacjach międzyludzkich i prawdziwym doświadczeniu drugiego człowieka. Powtarzany przez artystę refren piosenki na długo pozostaje w pamięci widzów-uczestników. "Coś stoi na przeszkodzie" do Szczęścia, miłości, prawdziwej bliskości, pełni wspólnoty, całkowitej sztuki, artystycznego i egzystencjalnego spełnienia? Na te pytania musimy odpowiedzieć sami.

Jeśli poddałam się manipulacji, chętnie poddam się podobnej po raz kolejny. Moje emocje były prawdziwe, narodził się we mnie smutek, ale i refleksja nad niedoskonałością ludzkiego życia i wartością drugiego człowieka w moim małym, prywatnym świecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji